

CO ROBIĆ, GDY DRUGA STRONA NIE CHCE ROZMAWIAĆ? CZĘŚĆ II
Co robić, gdy druga strona nie chce rozmawiać i odmawia negocjacji? W poprzednim wpisie na ten temat (link poniżej) opisałem krótko konsekwencje odmowy negocjacji i narzucania swojego zdania drugiej osobie. Napisałem, że nie utożsamia się ona z rozwiązaniem, w wypracowaniu którego nie mogła brać udziału. Osoba taka odczuwa przykrość, żal, cierpi na tym jej poczucie własnej wartości i godności. Ewentualne korzyści płynące z narzuconego rozwiązania nie rekompensują w długim czasie tych kosztów. Porozumienie lub rozwiązanie narzucone w sposób, który odmawia drugiej stronie uznania jej za partnera źle wpłynie na relacje stron. W tym miejscu postaram się odpowiedzieć na pytanie, z czego wynika ta destrukcyjna postawa.
Dlaczego ktoś nie chce negocjować?
Negocjacje są optymalnym sposobem rozwiązywania problemów. Z czego wynika odmowa podjęcia negocjacji? Przyczyn braku gotowości do rozmów jest wiele. Każdy z nas z pewnością znalazł się w sytuacji, kiedy druga strona w ogóle nie zamierzała z nim dyskutować. Narzucała swoje zdanie, rozwiązanie, ogłaszała decyzję i uważała, że sprawa powinna być załatwiona. Przyczyn takiego stanu rzeczy może być kilka, jednakże rzadko są one komunikowane wprost. Oznacza to, że najczęściej nie znamy żadnych, lub też prawdziwych przyczyn takiej postawy. Przyczyn może więc być wiele. Postaram się wymienić i omówić kilka z nich. Z niektórymi z nich zetknąłem się osobiście jako adwokat prowadzący negocjacji, o innych uczyłem się lub czytałem w fachowej literaturze.
Negocjacje, gdy mieszkasz z Ludwikiem XIV…?
Pierwszym z przykładów niech będzie cechujące kogoś poczucie władzy nad pewną zbiorowością, którą “władca” utożsamia z własną osobą. Ludwik XIV mawiał “Państwo to ja”. Tak samo wielu niezbyt mądrych mężczyzn określa się mianem “głowy rodziny”, przez co rozumie, że tę rodzinę utożsamia. W odczuciu takich osób, niepodważalność ich decyzji wynika wprost ze spójności rodziny. Harmonia i porządek rozumiany jako owoc domowej dyktatury to wartości święte. Włączenie kogoś do współdecydowania będzie równoznaczne z zaburzeniem tego porządku, a na końcu z upadkiem autorytetu takiej osoby. Nie trzeba dodawać, że tego scenariusza boi się najbardziej.
Wynika to nie tylko z konserwatywnych poglądów, ale często i strachu przed utratą pozycji. Jest przejawem postawy lękowej którą stara się zamaskować jej przeciwnością, przez którą rozumie nie odwagę i odpowiedzialność, ale niekwestionowaną władzę. Taka osoba nie będzie chciała, by jej dziecinauczyły się identyfikować problemy, budować alternatywna rozwiązania i analizować ich skutki. Nie zechce, by osoby takie czuły się współautorami rozwiązania i brały współodpowiedzialność za jego realizację. Boi się tak bardzo utraty pozycji, że woli wymusić złe rozwiązanie, niż dopuścić do precedensu, gdy ktoś bierze udział w podejmowaniu decyzji.
Nie negocjujemy z… wiadomo kim
Jako drugi weźmy przykład z wielkiej polityki, czyli istniejącą (teraz już głównie na filmach) postawę rządu USA, że nie negocjuje z pewną grupą zawodową, której nie chcę tu nazywać wprost, żeby nie narazić się algorytmom wyszukiwarki, ale każdy się domyśla, że chodzi o “bardzo złych ludzi”, którzy kogoś porywają i coś w zamian chcą. W takiej sytuacji, odmowa podjęcia negocjacji jest świadomą decyzją, przez którą rząd godzi się na śmierć zakładników, ale przesyła w ten sposób jedną bardzo mocną wiadomość do wszystkich innych potencjalnych i przyszłych przedstawicieli tej grupy zawodowej: “to wam się nie opłaca. Godzimy się na te straty, ale wy i tak nic nie osiągniecie i nie spełnimy żądań ani waszych, ani waszych potencjalnych następców. A wy i tak zginiecie.”
Trzeba przyznać, że w takiej sytuacji jest to postawa, która ma racjonalne przesłanki. Chodzi o to, by zminimalizować ryzyko podobnych sytuacji w przyszłości poprzez pokazanie, że są one bezcelowe. W końcu przedstawiciele tej profesji nie robią tego z nudów, tylko traktują użycie tej metody jako narzędzia do osiągnięcia określonych celów. Jeśli więc narzędzie jest nieskuteczne, to nie ma sensu z niego korzystać, gdyż ponosi się koszty (koszty przygotowania, rekrutacji, planowania, zakupu materiałów, spalenia siatek łączności i kontaktów), a na koniec ktoś nie chce z nami nawet rozmawiać. To musi być frustrujące, ale i zniechęcające do podejmowania podobnych prób przez innych.
Poza tym taka postawa rządu, który wyklucza z góry negocjacje, oznacza wg. teorii Schellinga publiczne zobowiązanie się do określonego działania. Oznacza to, że jeśli publicznie głoszę, że w takiej a takiej sytuacji zachowam się w określony sposób, to znacząco zwiększam po swojej stronie koszty ewentualnego złamania obietnicy. Skutkiem tego mój przeciwnik musiałby się znacznie bardziej postarać, by skłonić mnie do działania, przez które stracę twarz. Oznacza to z góry znacznie większy wysiłek dla tych “złych ludzi”, przez co ich przedsięwzięcie będzie znacznie trudniejsze, a przez to mniej opłacalne, w wyniku czego jest bardziej prawdopodobne, że w ogóle z niego zrezygnują.
Nie negocjuję, bo jestem moralnym zwycięzcą
Jako trzeci weźmy przypadek, w którym ktoś odmawia podjęcia negocjacji z nami z powodu silnego wzburzenia emocjonalnego. Widzę to często jako adwokat w konfliktach rodzinnych, rozwodach, sprawach dotyczących władzy rodzicielskiej, kontaktów z dziećmi i alimentów. W takich sytuacjach obserwujemy zranione uczucia, zdeptane poczucie własnej wartości, poczucie krzywdy i chęć rewanżu. Odmowa podjęcia negocjacji ma być karą samą w sobie, boleśniejszą od warunków końcowego porozumienia.
Jest to przeniesienie konfliktu z poziomu problemów na poziom interpersonalny z w czystej postaci. Osoba, która nie chce podjąć rozmów uważa, że w ten sposób okazuje swoją moralną wyższość, odgrywa się na drugiej stronie. Robi to w sposób odmawiający uznania drugiej osoby za partnera w trudnych rozmowach. Wyklucza negocjacje, gdyż w ten sposób chce pokazać, że czuje się skrzywdzona lub też bardzo drugą stroną. Chce uniknąć jakiejkolwiek współpracy, nawet w zakresie porozumienia co do spraw, które są im wspólne. Możemy sobie wyobrazić, że taka “alienacja” drugiej strony rodzi jej frustrację, a przez to sprzyja eskalacji sporu, gdyż osoba ta będzie podejmować coraz silniejsze środki, by w skłonić w ogóle “partnera” do rozmów.
Negocjacje, a gra na wyniszczenie
Czwartym przykładem będzie przypadek, w którym jedna ze skonfliktowanych stron wie, że obecny stan rzeczy jest dla niej korzystny. Upływ czasu będzie tylko pogłębiał istniejącą dysproporcję. Jest więc gotowa do walki na wyczerpanie, na zmęczenie przeciwnika. Może on próbować wszystkiego. Ale jak skończą mu się zasoby: pieniądze, siły, czas, pomysły, doradcy, to wróci z podkulonym ogonem i poprosi o łaskę. Jest to postawa racjonalna z punktu widzenia walki z wrogiem, ale kompletnie destrukcyjna dla budowy relacji. Osoba, która stosuje taką taktykę może komunikować: “mam większe zasoby finansowe, organizacyjne, informacyjne. Mam więcej czasu. Możesz robić wszystko, co chcesz, ale nie zaszkodzisz mi bardziej, niż sobie. Godzę się na to, że spełnisz swoje groźby, ja i tak nie ustąpię.”
Strona, która spotyka się z taką postawą ma tendencje do jej przetestowania, ale w miarę wyczerpywania się jej zasobów, słabe jej entuzjazm dla konkretnych działań. Jest to szczególnie widoczne, gdy warunki stawiane przez drugą stronę są ciągle takie same: przykre, ale możliwe do przyjęcia. Może to doprowadzić do złamania ducha i chęci współuczestniczenia w procesie decyzyjnym w zamian “za byt”. Należy zwrócić uwagę, że czasem prowadzi to do wstrzymania “gry” przez stronę dysponującą taką przewagą, gdyż jej celem jest właśnie pozostawanie w przewadze, a nie zawarcie porozumienia.
Negocjacje? Dziękuję, ale boję się zmian.
Jako piąty podam przykład, w którym osoba odmawiająca podjęcia rozmów boi się podjąć rozmowy. Czemu tak jest? Nie ma żadnych atutów, albo są one bardzo słabe. Wie, że rozmowy doprowadzą do zmiany status quo, w którym odnajduje się dobrze. Obecny stan zapewnia obsługę jej interesów w stopniu większym, niż odzwierciedlający realny układ sił, środków, zasług, pracy, nakładów. Innymi słowy, osoba taka nie chce podjąć rozmów, gdyż boi się, że każde nowe porozumienie będzie służyło jej gorzej, niż stan obecny. Wynajduje więc rozmaite przyczyny, dla których w ogóle nie chce rozmawiać. Odwołuje się najczęściej do rzekomych przyczyn istniejących obiektywnie, chociaż trudnych do zweryfikowania. Często będą to wartości, wola osób zmarłych, bliżej nieokreślone plany lub zobowiązania. Kiedy indziej, będzie unikać rozmów w ogóle.
W następnych odcinkach…
Na koniec można wskazać, że odmowa negocjacji może przynieść korzyści krótkoterminowe, jest szkodliwa w kontekście długoterminowych relacji. Nawiązując do teorii gier, można pokazać, że sytuacje, w których druga strona nie chce rozmawiać, często prowadzą do nieoptymalnych rezultatów (wynik „Pareto inefficient”) i eskalacji konfliktu. Ale o tym będę pisał dopiero później.
W kolejnym artykule zajmę się negocjacjami o negocjacje. Opowiem o tym, że odmowa grania w grę jest sama grą, tylko przeniesioną na inny poziom. Odmowa podjęcia rozmów sama jest komunikatem. Poruszę również problemy związane z próbami przekonania drugiej strony, by jednak z nami rozmawiała.
Jeśli zainteresował Was ten temat, przeczytajcie również te teksty:


CO ROBIĆ, GDY DRUGA STRONA NIE CHCE ROZMAWIAĆ? CZĘŚĆ I
Zdarza się, że druga strona nie chce negocjować i próbuje narzucić własne rozwiązanie. Z pewnością spotkaliście się z sytuacjami, gdy ktoś z pozycji siły oświadcza, że ma być tak, jak on powiedział. Czasem jeszcze dodaje, że to jest jego najlepsza oferta, a jeśli jej nie przyjmiemy, będzie tylko gorzej. Najgorsze jest to, że często taki człowiek jest wewnętrznie przekonany, że jego “propozycja” albo “rozwiązanie” jest uczciwe. Prawdopodobnie zastanowił się nad nim, może nawet z kimś je skonsultował. Mając poczucie swojej siły, przewagi nad nami oraz będąc przekonanym o swojej mądrości, nie zamierza podejmować rozmów o tym rozwiązaniu. Z waszego punktu widzenia problemy są jednak dwa: po pierwsze, chcielibyście uczestniczyć w dojściu do rozwiązania, które Was dotyczy; po drugie, obecne rozwiązanie Wam się nie podoba. Powstaje więc pytanie, co zrobić, gdy druga strona nie chce negocjować?
Proces i wynik są równie ważne
Zacznijmy od tego, że wbrew pozorom nie chodzi wyłącznie o to, że narzucane nam rozwiązanie nie jest dla nas dobre. Zostawmy jego ocenę na boku. Zajmijmy się samym faktem narzucenia nam tego rozwiązania. W moim odczuciu protekcjonalne i patriarchalne (chodzi o model, a nie o płeć tej osoby) traktowanie kogokolwiek nie wpływa pozytywnie na budowanie relacji, ani na poczucie własnej wartości u tej osoby. Dzisiaj wiemy na ten temat więcej. Kiedyś jednak było oczywiste – przynajmniej w niektórych domach – że ojciec (nazywający sam siebie głową rodziny) podejmował decyzję sam. Ogłaszał ją następnie i oczekiwał, że będzie ona przyjęta i wykonana. Samo pytanie o uzasadnienie takiej decyzji mogło być odebrane jako przejaw nielojalności.
Nie wykluczam, że wiele takich decyzji było mądrych, ale czego to uczyło? Czy to uczyło dzieci podejmowania decyzji? Nie. To uczyło narzucania swojej woli. Mówiło to dzieciom: dzisiaj jesteście nikim, ale jak dorośniecie, będziecie mogli tak traktować innych. Takie zachowanie nie wnosiło nic do umiejętności analizy sytuacji, oceny ryzyka, kosztów i potencjalnych korzyści. Z tego procesu osoby bezpośrednio nim zainteresowane były wyłączane.
Co “odbiorcy” decyzji otrzymywali, oprócz “narzuconego rozwiązania”? Dostawali wzór hierarchicznego podporządkowania, wzór podejmowania decyzji nieoparty o merytoryczną analizę, lecz autorytet, wzór narzucania woli przez siłę. Czego nie otrzymywali? Nie otrzymywali lekcji myślenia, godnego traktowania, poczucia włączenia w proces decyzyjny (to nie musi być jednoznaczne ze współdecydowaniem, ani równością głosów). Nie zyskiwali też więzi między sobą, ani z osobą podejmującą decyzję, jak również poczucia odpowiedzialności za realizację planu. Innymi słowy, taki proces podejmowania decyzji całkowicie godzi w poczucie własnej wartości, więzi interpersonalne, poczucie sprawczości, umiejętności analityczne, godność i odpowiedzialność.
Czy narzucone rozwiązanie będzie respektowane?
Jedną z konsekwencji takiego modelu “współpracy” może być to, że strona, której rozwiązanie jest narzucone, będzie ostatecznie mniej wiarygodnym partnerem w jego realizacji. Jest to zrozumiałe, gdyż nie utożsamia się z nim nie znając jego motywów, kontekstu, spodziewanych konsekwencji, nie uzyskała też “upodmiotowienia” i poczucia godności związanego z zaproszeniem do procesu decyzyjnego. Ostatecznie więc, narzucenie rozwiązania godzi również w interesy tego, który swoją wolę przeforsował. Osoba podległa nie tylko nie będzie się starała realizować rozwiązania, ale nie będzie go również broniła przed czynnikami zewnętrznymi. W razie wątpliwości, prawdopodobieństwo, że pomoże w przyszłości temu, kto narzucił jej własną wolę, będzie mniejsze. W tym zakresie odsyłam do Deutsch, M. „The Resolution of Conflict: Constructive and Destructive Processes” oraz mojej ulubionej “Strategii konfliktu” T. Schellinga.
Narzucenie rozwiązania. Czy to się ciągle zdarza?
Tak. Jak często spotykamy się z takim podejściem? Ja spotykałem się z nim dość często w przeszłości. Jednak i dzisiaj jest ono widoczne na wszystkich szczeblach struktury społecznej. Obserwujemy to zjawisko od zachowania państw, przez stosunki między wspólnikami spółek handlowych, do relacji rodzinnych. Codziennie widzę to na przykład w postawie rządu niemieckiego, który ma ulubioną formułę, że podjął już decyzję, a sprawę przedyskutowano w gronie ekspertów i nie ma już potrzeby ponownej rozmowy na dany temat. Jest to przykład arogancji na poziomie międzynarodowym. Z arogancją o mniejszej skali, ale podobnym nasileniu spotykam się również jako adwokat zajmujący się prawem spółek, różnymi sporami i konfliktami, a w tym prawem rodzinnym.
Widzę to w zachowaniu wspólników, którzy mając o 1% udziałów więcej narzucają swoję wolę wspólnikowi. Widzę to w sporach rodzinnych, kiedy to jedna ze stron stara się przeforsować własne stanowisko i pokazać drugiej swoją przewagę. Czyni to nie na poziomie treści rozwiązania, ale na poziomie wyższym: ustalania zasad gry poprzez wyłączenie jej z podejmowania decyzji. Obserwuję często chęć narzucenia swojej woli i awersję do jakiegokolwiek dialogu na każdym poziomie struktury społecznej. Często rozwiązanie, które proponuje druga strona nie jest całkowicie złe. Czasem jest niezłe, znośne. Nie o to jednak chodzi. To nie jest gra o wynik, ale o zasady gry. Narzucenie zasad gry może być bardziej bolesne od narzuconego wyniku.
O tym, jak sobie radzić w takiej sytuacji napiszę w kolejnej części już niedługo.
Jeśli zainteresował Was ten temat, przeczytajcie również te teksty:


CO (JESZCZE) NAPISAĆ W UMOWIE SPÓŁKI Z O.O. ?
W poprzednim artykule opowiedziałem już o tym, co napisać w umowie spółki z o.o. Opisałem tam kilka narzędzi, które mogą okazać się przydatne w jej działaniu. To jednak nie wszystko. W umowie spółki z o.o. może znaleźć się wiele więcej ciekawych rozwiązań. Jeśli chcecie poznać część z nich, zapraszam do lektury!
Co napisać w umowie spółki z o.o.?
W poprzednim tekście napisałem, że warto, aby w umowie spółki z o.o. znalazły się postanowienia dotyczące poniższych spraw. Mowa była o: 1) możliwości podwyższenia kapitału zakładowego bez zmiany umowy spółki; 2) możliwości dokonywania czynności o wartości wyższej od dwukrotności kapitału zakładowego bez konieczności podejmowania uchwały przez zgromadzenie wspólników; 3) możliwości umorzenia udziałów; 4) uprawnieniach osobistych wspólników.
Teraz chciałem wspomnieć również o: 1) dopłatach; 2) większość i kworum i 3) uprzywilejowaniu udziałów.
1. Czym są dopłaty?
Co napisać w umowie spółki z o.o.? Z pewnością warto pomyśleć o dopłatach. Dopłaty pozwalają na szybkie dofinansowanie spółki bez zmiany jej struktury własnościowej. Nie potrzeba przy tym podwyższać kapitału zakładowego. Spółka nie musi brać kredytu, ani przechodzić jakiejkolwiek procedury bankowej.
Dopłaty muszą być przewidziane przez umowę spółki. Należy w niej określić wysokość dopłat, która najczęściej ujmowana jest proporcjonalnie do wartości udziałów każdego wspólnika. Całość wygląda tak, że zgromadzenie wspólników podejmuje uchwałę nakazującą wspólnikom wniesienie tych dopłat. Mówiąc wprost: muszą oni zapłacić spółce określoną kwotę. Co ważne, zmuszeni do tego bedą również wspólnicy, którzy głosowali przeciwko tym dopłatom. Jeśli nie wywiążą się z tego obowiązku, spółka będzie mogła ich pozwać i prowadzić egzekucję z ich majątku. Nie powinni oni narzekać, że coś dzieje się wbrew ich woli gdyż zgodzili się na ten mechanizm zawierając wcześniej umowę spółki.
Co ważne, dopłaty mogą być później zwrócone wspólnikom. Warunkiem zwrotu dopłat jest jednak – w uproszczeniu – aby spółka była wypłacalna i nie miała innych wierzycieli. Zasada jest taka, że spółka może oddać wspólnikom kwoty dopłat, jeśli nie ma innych wierzycieli, których sytuacja mogłaby ulec pogorszeniu przez zapłatę wspólnikom, a nie im (oczywiście to jest uproszczenie – podkreślam).
2. Większości i kworum
Zasadą jest, że decyzje zgromadzenia wspólników podejmowane są większością głosów oddanych. Oznacza to, że wystarczy większość sposród tych, którzy przyszli na zgromadzenie. W praktyce może to oznaczać, że wspólnik mający np. 40% udziałów przegłosuje korzystne dla siebie rozwiązanie. Można temu zapobiec. Jak? Przez zapisanie w umowie spółki, że do ważności zgromadzenia potrzebna jest obecność określonej liczby wspólników. Dla przykładu: muszą przyjść wspólnicy, którzy posiadają w sumie 80% kapitału zakładowego spółki. To jest właśnie kworum.
Niezależnie od tego można wprowadzić kolejną zasadę, że we wszystkich lub poszczególnych sprawach konieczne będzie uzyskanie określonej większości głosów, np. 75% głosów oddanych. Oczywiście, postanowienia dotyczące kworum i większości można w pewien sposób ze sobą łączyć, co stanowi dodatkową ochronę dla mniejszościowych wspólników. Ważne jest też, by takie postanowienia umowne nie były sprzeczne z przepisami kodeksu spółek handlowych.
3. Uprzywilejowanie udziałów w spółce z o.o.?
Co do zasady dany wspólnik ma w spółce prawa i obowiązki proporcjonalne do jego udziału w kapitale zakładowym. Jak ma 30% udziałów, to ma prawo do 30% zysku spółki. Ma też 30% głosów na zgromadzeniu wspólników i prawo do udziału w 30% tzw. nadwyżki polikwidacujnej majątku spółki. Można to jednak zmienić. Można zapewnić danemu wspólnikowi np. większy udział w zysku albo też więcej głosów na zgromadzeniu. Kodeks wprowadza tu pewne ograniczenia, których nie wolno przekroczyć. Skutkiem tego, pozycja danego wspólnika może być w pewnych obszarach polepszona względem jego udziału w kapitale zakładowym. Ma to szczególne znaczenie, gdy chcemy np. zapewnić sobie wpływ na pewne decyzje, albo odwrotnie, zależy nam bardziej na wyższej dywidendzie, ale już nie na wpływie na podejmowane decyzje.
Podsumowanie
Wyżej opisane konstrukcje służą modyfikacji tego, co kodeks nam proponuje przy najprostszej postaci spółki z o.o. W wielu sytuacjach warto jest napisać w umowie spółki z o.o. więcej, niż wynika z tej “skromnej” i prostej propozycji. Warto jednak dobrze się przy tym zastanowić i umowę spółki z o.o. tak rozbudować, by z jednej strony zabezpieczała nasze uzasadnione interesy, a z drugiej nie utrudniała spółce funkcjonowania.
Obraz autorstwa senivpetro na Freepik
Jeżeli uznaliście ten tekst za wartościowy, możecie polubić również te:


CO NAPISAĆ W UMOWIE SPÓŁKI Z O.O.?
Zastanawiacie się, co napisać w umowie spółki z o.o.? Może znaleźć się w niej oczywiście wiele postanowień. Jedne z nich są wymagane przez prawo, inne można częściowo modyfikować, inne mają charakter dobrowolny, tzn. strony mogą je zapisać w umowie spółki z o.o., ale nie muszą tego robić. Umowa spółki bez takich postanowień będzie ważna. Warto jednak o nich pomyśleć już na etapie tworzenia spółki.
Co napisać w umowie spółki z o.o.?
Poza kwestiami oczywistymi, warto w umowie spółki napisać m.in. o: 1) możliwości podwyższenia kapitału zakładowego bez zmiany umowy spółki; 2) możliwości dokonywania czynności o wartości wyższej od dwukrotności kapitału zakładowego bez konieczności podejmowania uchwały przez zgromadzenie wspólników; 3) możliwości umorzenia udziałów; 4) uprawnieniach osobistych wspólników.
1. Podwyższenie kapitału zakładowego bez zmiany umowy spółki
Wysokość kapitału zakładowego w spółce z o.o. jest jedną z najważniejszych kwestii. Jego podwyższenie może być szybkim i łatwym sposobem jej dokapitalizowania przez dotychczasowych wspólników. Może też być sposobem na wejście nowych inwestorów. Co do zasady konieczna jest zmiana umowy spółki, co jest dość kosztowne i czasochłonne. Można jednak przyznać zarządowi prawo do przeprowadzenia takie podwyższenia bez zmiany umowy spółki, co zarząd robi poprzez podjecie uchwały. Oczywiście, konieczne jest wniesienie wkładów przez wspólników, natomiast formalności ograniczone będą do minimum. W umowie spółki należy oznaczyć dzień, do którego taka zmiana może nastąpić, jak i wysokość tego podwyższenia (kwota jest dowolna). Co ważne, można umowę sformułować w taki sposób, aby w zakreślonym czasie i wysokości można było podwyższać kapitał kilkukrotnie, co jest bardzo wygodne.
2. Uwolnienie się od ograniczeń k.s.h.
Art. 230 k.s.h. stanowi, że czynność prawna o wartości dwukrotnie przewyższającej kapitał zakładowy wymaga uchwały zgromadzenia wspólników. Ma to chronić spółkę przed nieprzemyślanymi działaniami zarządu. Trzeba jednak pamiętać, że przy wysokości minimalnej kapitału zakładowego wynoszącej 5.000 PLN, obejmuje to każdą czynność na poziomie od 10.000 PLN, czyli w gruncie rzeczy jest to dość uciążliwe ograniczenie, które może mieć niezamierzone i bardzo negatywne konsekwencje. Warto więc w umowie spółki tego ograniczenia się pozbyć.
3. Umorzenie udziałów
W umowie spółki z o.o. warto zawrzeć możliwość umorzenia udziałów. Umorzenie może być przymusowe lub dobrowolne. Jest to dość wygodne narzędzie. Pozwala na ograniczenie zaangażowania danego wspólnika lub jego wyjście ze spółki, gdy panuje co do tego kierunku zgoda między wspólnikami. W przypadku umorzenia przymusowego, wspólnicy większościowi mogą łatwo “podziękować za współpracę” innemu wspólnikowi. Ważne jest jednak, by wszystkie przyczyny umorzenia przymusowego były wymienione w umowie spółki.
4. Uprawnienia osobiste wspólników
W niektórych przypadkach danemu wspólnikowi może zależeć, by mógł samodzielnie podejmować decyzje w kluczowych sprawach. Przykładem może być choćby powołanie lub odwołanie członka zarządu. Wówczas nie musi się on liczyć z większością w spółce, a jego wpływ na skład zarządu (nawet wieloosobowego) będzie częściowo odzwierciedlał jego rzeczywistą pozycję w spółce. Inaczej będzie mógł być za każdym razem przegłosowany i chociaż ma 30% udziałów, nie będzie miał wpływu na obsadę jednego z trzech miejsc w zarządzie. Jest to oczywiście jedynie przykład, można przewidzieć również inne uprawnienia, jednakże wszystko zależy od układu sił i interesów w konkretnej spółce.
Podsumowanie
Tak zwane “standartowe” wzory umowy spółki z pewnością pozwalają na jej normalne funkcjonowanie. Jednakże są konstrukcje, które warto jest wykorzystać w konkretnej sytuacji. Dzięki nim możliwe będzie uniknięcie zarówno niepotrzebnych kosztów, formalności lub nerwów. Tych narzędzi jest oczywiście znacznie więcej, niż tych kilka, które wyżej opisałem. Jeśli chcecie dowiedzieć się o nich więcej, zapraszam do kontaktu.
Obraz autorstwa senivpetro na Freepik
Jeżeli uznaliście ten tekst za wartościowy, możecie polubić również te:


RÓŻNICA POTENCJAŁÓW W NEGOCJACJACH I JEJ ZNACZENIE
Różnica potencjałów. Sygnalizacja zagadnień wstępnych.
Negocjacje są sposobem rozwiązywania problemu, przed którym stoją obie strony. Nawet jeśli jednej z nich wydaje się, że problemu nie ma, to sam fakt jego odzywania i manifestacji tego odczuwania przez drugą stronę sprawia, że problem ten automatycznie niejako powstaje. Układy stron negocjacji są różne, ale bardzo często zdarza się, że jedna przeważa nad drugą w sposób znaczący. Mówimy, że ma ona większy potencjał. Najczęściej mówimy o przewadze potencjałów na płaszczyźnie finansowej, organizacyjnej i informacyjnej. Niekiedy jedna ze stron posiada przewagę finansową, ale ustępuje drugiej na polu organizacyjnym lub informacyjnym. W takiej sytuacji może ukształtować się względna równowaga sił, choć wynikająca z odmiennych źródeł. Kiedy indziej przewaga na jednym polu nie zniweluje faktu, że ustępujemy na innym. Poza samym faktem przewagi rozumianym w kategoriach obiektywnych, istotne są: percepcja tej przewagi przez jedną, jak i drugą stronę oraz umiejętności jej wykorzystania lub niwelowania. Z samej bowiem przewagi niewiele jeszcze wynika.
Przewaga finansowa
Znaczenie przewagi finansowej jest bardzo silne. Nie bez przyczyny zaczynam właśnie od niej. Jak wynika z mojej praktyki, jest ona wykorzystywana najczęściej i stanowi punkt odniesienia dla wyjściowej oceny sił stron negocjacji. Najczęściej to dla przeciwdziałania przewadze finansowej przeciwnika będziemy szukali własnych przewag na innych polach. Oczywiście, od tej zasady są liczne wyjątki. Dlaczego przewaga finansowa jest tak istotna?
Negocjacje oznaczają koszty. Zawsze. Mam na myśli niemal każdy rodzaj negocjacji, nie tylko te prowadzone z wykorzystaniem wykwalifikowanych doradców. Z czego te koszty wynikają? Z tego, że angażując się w negocjacje najczęściej musimy ograniczyć w jakimś stopniu nasze zaangażowanie na innych polach, co przekłada się pośrednio lub bezpośrednio na zmniejszenie naszych aktywów lub zwiększenie pasywów (lub też jak kto woli zmniejszenie przychodów albo zwiększenie wydatków). W przypadku negocjacji z udziałem adwokatów lub radców prawnych, którzy są doświadczonymi negocjatorami, te koszty są niejako oczywiste. Należy jednak pamiętać, że nie ograniczają się one do wynagrodzenia kancelarii prowadzącej negocjacje. Często będą powiększone o koszty pozyskiwania informacji o drugiej stronie, koszty sporządzania analiz, audytów, bilansów itp. Dojdą do tego koszty prowadzenia spraw sądowych, które w trakcie negocjacji powinny być w moim odczuciu traktowane instrumentalnie, nie jako cel sam w sobie. Dojdą koszty notarialne, sądowe itd.
Chodzi o to, że negocjacje najczęściej kosztują. Jest to inwestycja, która może okazać się bardzo opłacalna, niemniej jej koszty nie zawsze dadzą się określić z góry. Strona, która ma większe środki finansowe, może pozwolić sobie na skorzystanie z usług droższych fachowców, których będzie zatrudniała przez dłuższy czas i którzy podejmą więcej działań analitycznych, przygotowawczych, ściśle negocjacyjnych, a także więcej działań mających na celu rozproszenie sił i uwagi przeciwnika. Tak, to kosztuje. Strona, która posiada dostęp do większych zasobów finansowych będzie mogła prowadzić lub opóźniać negocjacje dłużej i skuteczniej. Będzie mogła wykorzystać upływ czasu na swoją korzyść. Przewaga finansowa ma też bardzo silny aspekt psychologiczny. Już teraz zasygnalizuję, że jednym ze sposobów jej wykorzystania jest inicjowanie nowych pól starcia, w tym nowych spraw sądowych, które angażują i tak już skromne środki przeciwnika.
Przewaga organizacyjna
Zupełnie inny charakter ma przewaga organizacyjna. Choć nie są one od siebie całkowicie oderwane, nie muszą występować łącznie. Wyobraźcie sobie stronę sporu, która co prawda dysponuje znacznymi środkami, ale nie potrafi nimi zarządzać, ma powolny proces decyzyjny, nie ma określonego stopnia odporności na ryzyko, brak jej doświadczenia i nie zdefiniowała celów negocjacji. Krótko po tym zacznie uważać, że pieniądze wydawane na prawników są wyrzucone w błoto, bo nie widać błyskawicznych efektów.
Gdy przeciwko tej stronie znajduje się ktoś, kto dysponuje znacząco mniejszymi środkami finansowymi, ale cechuje się znacznie wyższą kulturą zarządzania i organizacji, a przede wszystkim przewyższa swojego partnera w szybkości podejmowania decyzji, świadomości celów, umiejętności dobierania do nich adekwatnych narzędzi oraz posiada zdefiniowane i wdrożone zasady ekspozycji na ryzyko, może się okazać, że nadrobi różnicę w zasobach finansowych z nawiązką i rozniesie przeciwnika. Do przewagi organizacyjnej zaliczam zdecydowanie również określony i zaakceptowany przez obie strony model współpracy klienta z prawnikiem. Jest to jeden z tych czynników przewagi organizacyjnej, który może okazać się kluczowy, a często właśnie na tej linii dochodzi do poważnych spięć i różnic w określaniu celów i sposobów dążenia do ich osiągnięcia. Nie raz zdarzyło mi się wyczuć napięcia między drugą stroną, a jej adwokatem i wsadzić kij między szprychy ich roweru, co przełożyło się na finalnie bardzo dobry efekt dal mojego klienta.
Podkreśli należy, że przewaga organizacyjna nie musi wiązać się z dużą strukturą. Chodzi o sprawnie funkcjonujący mechanizm, dynamiczny i zdecydowany, który może być przecież znacznie mniejszy, niż stojąca po drugiej stronie ociężała machina.
Przewaga informacyjna
Nie bez przyczyny mówimy, że żyjemy w epoce informacji. Informacja jest wartością samą w sobie, znacznie cenniejszą, niż złoto, czy ropa. W Polsce zdajemy się to powoli zauważać i uczymy się z informacji należycie korzystać. Przewaga informacyjna może wynikać zarówno z dostępności do lepszych źródeł informacji i drugiej stronie (lub innych informacji mających znaczenie dla przebiegu negocjacji), jak i – w coraz większym stopniu – z umiejętności wyławiania cennych informacji wśród wielu nieprzydatnych lub nieprawdziwych, a następnie z wyciągania z nich należytych wniosków. Cóż z tego, że mamy dostęp do jakiejś wiedzy, jeśli wrzucimy ją do przysłowiowej szuflady z tysiącem nieprzydatnych wiadomości spamowych i nie skorzystamy z niej? Informacja jest bezcenna, ale tylko wtedy, gdy potrafimy z niej dobrze skorzystać.
Do przewagi informacyjnej zaliczam nie tylko przewagę w zakresie pozyskiwania cennych informacji, ale – w równym stopniu – w zakresie należytego strzeżenia własnych informacji, które uznajemy za poufne. W nie mniejszym zakresie należy być świadomym, że obie strony mogą prowadzić grę polegającą na świadomym udostępnianiu drugiej stronie fałszywych informacji w celu wprowadzenia jej w błąd co do własnych zasobów lub zamiarów. Oczywiste jest, że wykorzystanie sztucznej inteligencji będzie nabierało coraz większego znaczenia w analizowaniu danych i budowaniu strategii opartej na informacji.
O czym napiszę w kolejnych artykułach?
W kolejnych wpisach będę rozwijał wątki wykorzystania każdej z przewag: finansowej, organizacyjnej i informacyjnej. Będę również pisał o tym, jak im przeciwdziałać, jak je niwelować. Będę podawał przykłady z własnej praktyki zawodowej, jak również przykłady z polityki, historii i ze świata współczesnego biznesu.
Już teraz zapraszam serdecznie do lektury oraz do kontaktu z Kancelarią, jeśli szykujecie się na poważne negocjacje lub już takie toczycie, ale potrzebujecie wsparcia.
Obraz autorstwa senivpetro na Freepik
Obraz autorstwa wirestock na Freepik


O CO CHODZI Z PRZEJĘCIEM TVP? CZY TO LEGALNE?
Otworzyłem popcorn i bawię się świetnie. W doskonały humor wprawia mnie nie tylko widok polityków jednej z partii opozycyjnych, którzy urządzili nocne czuwanie w obronie demokracji i TVP. To wręcz rozczulające, jak PAD mówi, że należy przestrzegać konstytucji. Jestem wzruszony i zbudowany, że Pan Prezydent w końcu to zrozumiał. Szkoda, że nie rozumie samej konstytucji, ale na szczęście ma jeszcze dwa lata, żeby się jej nauczyć. Czekam aż Pan Prezydent zacznie występować w koszulce z napisem KONSTYTUCJA i sam zapisze się do KOD.
Krótko i treściwie: o co chodzi?
- TVP jest spółka akcyjną, której 100% akcji przysługuje Skarbowi Państwa, który jest jej jedynym właścicielem.
- Zgodnie z Konstytucją RP własność i prawa właściciela są chronione.
- Zgodnie z Konstytucją RP Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji ma określoną rolę, która to rola została wyłączona ustawą o radzie mediów narodowych.
- Ustawa ograniczająca konstytucyjne zadania organu Państwa jest nieważna, jako akt niższego rzędu sprzeczny z aktem wyższego rzędu.
- Ustawa o radzie mediów narodowych jest sprzeczna z kodeksem spółek handlowych, ale nie zachodzi tu relacja lex specialis wobec legis generali, bowiem ustawa ta jako sprzeczna z konstytucją nie obowiązuje, więc nie ma nawet sensu zastanawiać się, czy jest aktem specjalnym i szczegółowym wobec k.s.h.
- Zgodnie z kodeksem spółek handlowych radę nadzorczą spółki akcyjnej powołuje walne zgromadzenie, a Rada nadzorcza powołuje zarząd. Tak też się stało.
- Powołanie rady nadzorczej i zarządu w spółce akcyjnej jest ważne i skuteczne od chwili podjęcia stosownych uchwał, a późniejszy wpis do KRS ma charakter wyłącznie potwierdzający zaistniały stan rzeczy.
- Jeśli uchwała walnego zgromadzenia jest sprzeczna z prawem, można ją zaskarżyć.
- Wyrok stwierdzający jej nieważność będzie skuteczny dopiero od chwili swojego uprawomocnienia i nie będzie miał mocy wstecznej.
- Uchwała i tak nie jest sprzeczna z prawem ze względu na to, że ustawa o mediach narodowych jest sprzeczna z konstytucją. Ale próbować przecież można.
Innymi słowy: nie ma najmniejszych wątpliwości, że TVP ma skutecznie wybrany nowy zarząd i nową radę nadzorczą. Jeśli ktoś to kontestuje, oznacza, że ma elementarne braki w znajomości prawa lub działa celowo na rzecz poprzedniej władzy.


ZIMOWY KRYZYS W FIRMIE? TO NORMALNE
Zbliżają się Święta, a Wy macie poczucie, że w Waszej firmie coś jest nie tak, że coś trzeba zmienić? Czujecie, że pewien etap w Waszym życiu zawodowym należy zamknąć, gdyż od jakiegoś czasu dana współpraca nie przynosi Wam oczekiwanych korzyści, staje się problematyczna? Czujecie, że chcecie się rozejść ze wspólnikiem? A może zwyczajnie czujecie się oszukani? Nie chcecie robić gwałtownych ruchów przed Świętami, dusicie to w sobie, ale czujecie, że napięcie narasta. To normalne. Z kilku powodów.
Po pierwsze, nasze pokolenie wyzwoliło się z przekonania, że w każdej relacji należy tkwić za wszelką cenę, nawet za cenę naszego zdrowia, satysfakcji, ale również za cenę pieniędzy. Innymi słowy, jesteśmy w danym biznesie tak długo, jak przynosi nam to korzyści, a jeśli uznajemy, że ten czas minął, potrafimy bez poczucia winy to zakończyć.
Po drugie, nauczyliśmy się, że prowadzić biznes metodycznie i nie traktujemy tego, jak czarnej magii, sztuki tylko dla wtajemniczonych. Umiemy liczyć nie tylko pieniądze, ale i wkład oraz zaangażowanie naszych wspólników lub innych osób w firmie. W związku z tym wyciągamy z tego racjonalne wnioski.
Po trzecie, jesteśmy coraz bardziej świadomi sytuacji prawnej i możliwości związanych nie tylko z rozpoczęciem, ale i zakończeniem współpracy.
A czemu zima? Cóż, tak się składa, że w Święta Bożego Narodzenia podejmujemy najwięcej decyzji o rozwodzie i … rozstaniu się ze wspólnikiem. Nie jestem przekonany, czy przyczyny tych decyzji są te same, jestem nawet skłonny uznać, że mamy do czynienia z typową koincydencją. Nie ulega jednak wątpliwości, że koniec roku to czas podsumowań. Oceniamy rok miniony i zastanawiamy się, co możemy zrobić, aby zrealizować nasze cele w przyszłości. Często decyzja do rozstaniu ze wspólnikiem jest tą, która wydaje nam się najlepsza. Może to być również inna forma zakończenia danej współpracy – zależnie od jej typu.
Co jednak powinniśmy zrobić, gdy już podejmiemy taką decyzję? Nie będę teraz pisał o szczegółowych rozwiązaniach, gdyż te są za każdym razem inne. Indywidualne podejście do każdego klienta i jego biznesu jest podstawą naszej pracy. Są jednak dwa założenia, które możemy nazwać ogólnymi:
- za każdym razem trzeba dokładnie zorientować się w sytuacji prawnej: upewnić się, że znamy obecnie obowiązujące przepisy, umowę spółki, umowy inwestycyjne, uchwały zgromadzenia wspólników, inne umowy lub dokumenty, które mogą mieć wpływ na możliwość, przebieg i skutki zakończenia współpracy;
- warto skonsultować się z prawnikiem, który ma doświadczenie w prawie spółek, umów oraz w prowadzeniu negocjacji i sporów w firmach.
Jeśli to zrobimy, prawdopodobnie mocno zwiększymy nasze szanse na osiągnięcie zakładanych celów przy akceptowalnych kosztach społecznych, finansowych, towarzyskich, biznesowych i wizerunkowych. Bardzo istotna jest umiejętność przeprowadzenia zakończenia współpracy w sposób, który zapewni dobre funkcjonowanie firmy w tym trudnym czasie. Trzeba zadbać o relacje zarówno wewnętrze przez odpowiednie komunikowanie nadchodzących zmian pracownikom i współpracownikom, jak również koniecznie należy pamiętać o naszych partnerach biznesowych i klientach. Pomoc doświadczonego adwokata może być bardzo cenna w określeniu celów, punktów granicznych przyszłych negocjacji i w przeprowadzeniu klienta i jego firmy przez ten trudny, ale ważny czas.
Obraz autorstwa krakenimages.com na Freepik


JAK NAPISAĆ UMOWĘ O ZAKAZIE KONKURENCJI?
Umowa o zakazie konkurencji jest jednym z głównych elementów BHP w każdej firmie. Stanowi podstawowy środek jej ochrony przed nieuczciwymi działaniami jej współpracowników lub współwłaścicieli. Za pomocą tej umowy możemy ograniczyć ryzyko, że albo nie będą się oni w pełni angażować we wspólny projekt albo też założą lub przystąpią do podmiotów konkurencyjnych. Szczególnie to drugie zjawisko jest groźne, gdyż najczęściej wiąże się z wykorzystaniem know-how, tajemnic przedsiębiorstwa lub klienteli firmy.
W kontekście zagrożeń, które czyhają na firmę ze strony osób z nią związanych jest zrozumiałe, że umowa o zakazie konkurencji zyskuje na znaczeniu i w Polsce. Jest ona potrzebna z kilku względów: 1) powszechnie obowiązujące przepisy prawa dopuszczają działalność konkurencyjną w sytuacjach, w których z pewnością nie chcielibyśmy, żeby była podejmowana wobec nas; 2) przepisy prawa bardzo słabo regulują co jest działalnością konkurencyjną oraz jakie zachowania stanowią podjęcie tej działalności; 3) dochodzenie odszkodowania za naruszenie zakazu konkurencji na podstawie ogólnych zasad jest bardzo trudne, a czasem niemożliwe. Dlatego dobra umowa o zakazie konkurencji powinna te trudności rozwiązywać. Niestety, nawet umowy przygotowywane przez doświadczonych adwokatów lub radców prawnych zawierają luki, które czasem czynią je bezużytecznymi. Jak temu zaradzić?
Pamiętajmy, że umowę pisze się na złe czasy. O ile na początku współpracy wszyscy wydają się mili i uczciwi, to potem często okazuje się, że rzeczywistość weryfikuje ten różowy obraz. Dlatego nie powinniśmy się krępować rozmawiać o zakazie konkurencji na samym początku współpracy. Jeśli ktoś odbierze to zagadnienie jako afront, znaczy, że albo nie ma pojęcia o biznesie, albo ma złe zamiary. Dlatego warto to zagadnienie poruszyć i traktować jako coś oczywistego.
W umowie powinniśmy jasno sprecyzować rodzaj działalności, którą uważamy za konkurencyjną. Oczywiście, w zależności od branży, jej specyfiki, rozwoju technologicznego, wielkości rynku itp., za każdym razem będzie to wyglądało odmiennie. Doświadczenia wymaga zachowanie równowagi między: a) zbytnim poziomem ogólności, który zataczając szerokie kręgi pozwoli się jednak poszczególnym zachowaniam wymknąć, a b) zbytnią kazuistyką (szczegółowością), która przez tworzenie długiej listy przykładów zamiast zasad ogólnych, zwiększa ryzyko, że jakiegoś zachowania nie przewidzimy i nie będzie ono mogło być uznane za konkurencyjne, mimo że faktycznie takim jest. Warto mieć w głowie również kryteria terytorialne i czasowe, które mogą okazać się bardzo przydatne.
W dalszej kolejności należy określić, jakie zachowania osoby objętej zakazem konkurencji będą uznawane za podjęcie się działalności konkurencyjnej rozumianej tak, jak ją określiliśmy wg zasad opisanych w poprzednim akapicie. Dla przykładu, jeśli już wiemy, że działaniem konkurencyjnym jest sprzedaż cynamonu klientom detalicznym, to teraz określmy, czy podjęciem takiej działalności będzie otworzenie własnego sklepu z cynamonem, czy zatrudnienie się w takim sklepie, czy utworzenie spółki z o.o., która będzie się tym zajmowała? Możliwości jest oczywiście bardzo wiele. Dobrze jest też opisać listę osób na tyle bliskich naszemu partnerowi, że będziemy jemu przypisywać podjęcie przez nie działalności konkurencyjnej. Dzięki temu, nie otworzy on sklepu z cynamonem “na żonę”.
Na końcu, wreszcie nie można zapomnieć o dobrze skonstruowanej karze umownej. Bez niej dochodzenie odszkodowania za złamanie zakazu konkurencji będzie drogą przez mękę, na końcu której czekają nas ochłapy lub zgoła nic. Jeśli Wasz adwokat napisał dla Was umowę o zakazie konkurencji bez kary umownej, to… pochwalcie go, jeśli to Was zakaz konkurencji miał dotyczyć, albo – uciekajcie!!! – jeśli to Was miał chronić 🙂
Obraz autorstwa pressfoto na Freepik


ODPOWIEDZIALNOŚĆ CZŁONKÓW ZARZĄDU SP. Z O.O. CZĘŚĆ IX
Jak widzimy, odpowiedzialność członków zarządu spółki z o.o. za jej zobowiązania jest bardzo skomplikowanym zagadnieniem. Sam art. 299 k.s.h. jest moim zdaniem jednym z najbardziej skomplikowanych w całym kodeksie spółek handlowych. Dlatego go lubię 🙂
W tym wpisie postaram się nieco przybliżyć kolejne zagadnienia. W jaki sposób można sformułować powództwo przeciwko członkom zarządu spółki z ograniczoną odpowiedzialnością?
Co do zasady piszemy oczywiście zwykły pozew o zapłatę. Sąd prześle go pozwanym, a ci się do niego ustosunkują składając odpowiedź na pozew. Następnie sąd wyznaczy rozprawę i sprawa będzie się ciągnąć zwykłym trybem. I tak jest najczęściej.
Aby to przyśpieszyć, możemy złożyć pozew o wydanie nakazu zapłaty w postępowaniu upominawczym. Ma on tę zaletę, że sprawa może się zakończyć bardzo szybko, jeśli pozwani skutecznie nie złożą sprzeciwu od nakazu zapłaty. W takiej sytuacji on się uprawomocni i mamy wyrok tuż po rozpoczęciu sprawy, bez konieczności przeprowadzania całego postępowania dowodowego. W szczególności wobec nieprzyzwoicie długich terminów sporządzania opinii przez biegłych, jest to korzyść ogromna.
Inną możliwością jest wystąpienie do sądu z pozwem o wydanie nakazu zapłaty w postępowaniu nakazowym. Tak, wiem, że wielu bardzo uznanych autorów piszących na temat art. 299 k.s.h. książki sprzeciwia się temu mówiąc, że nie ma podstaw do wydania nakazu zapłaty w postępowaniu nakazowym w sprawie przeciwko członkom zarządu spółki z o.o. Cóż ja mogę na ten temat powiedzieć? Tylko tyle, że sądy jednak czasem uważają inaczej i takie nakazy zapłaty wydają. Oczywiście pozew musi być odpowiednio uzasadniony. Bądźmy szczerzy, większość adwokatów i radców prawnych nie idzie tą drogą. Ja kilka razy poszedłem i się udało. Innym razem sąd odmówił wydania nakazu w postępowaniu nakazowym. Czy coś się stało? Nic. Wydał nakaz zapłaty w postępowaniu upominawczym. Warto czasem spróbować.
Trudności pojawiają się jednak na następnym etapie, gdy został wydany nakaz zapłaty – obojętne, czy w postępowaniu nakazowym, czy upominawczym, ale spośród kilku pozwanych, część go zaskarżyła, a część nie. W takiej sytuacji nakaz zapłaty uprawomocni się w odniesieniu do niektórych pozwanych, którzy będą mieli obowiązek zapłaty. Sprawa będzie mogła się toczyć dalej tylko wobec tych, którzy wnieśli skutecznie sprzeciw lub zarzuty.
Pół biedy, gdy sąd w dalszym postępowaniu uzna, że ponoszą oni odpowiedzialność za zobowiązania spółki z o.o. Prawdziwy problem powstaje jednak wtedy, gdy z powodu przyczyn dotyczących wszystkich, w tym również tych członków zarządu, którzy nie zaskarżyli nakazów zapłaty, sąd oddali pozew wobec reszty.
Wyobraźcie sobie, jak to wpływa na wzajemne rozliczenia członków zarządu. Co więcej, jak to wpływa na możliwość dochodzenia przez nich zwrotu zapłaconych sum od spółki. Robi się straszny bałagan.
Obraz autorstwa creativeart na Freepik


ODPOWIEDZIALNOŚĆ CZŁONKÓW ZARZĄDU SP. Z O.O. CZĘŚĆ VIII
W tym wpisie zajmę się krótko ostatnią z przesłanek ezgoneracyjnych. Przypomnijmy, że są to okoliczności, których udowodnienie należy do pozwanych członków zarządu. Dzięki temu mogą zwolnić się z odpowiedzialności za zobowiązania spółki z o.o., o której mowa w art. 299 § 1 k.s.h. Jedną z nich jest wykazanie, że pomimo niezłożenia wniosku o ogłoszenie upadłości, wierzyciel nie poniósł szkody. Brzmi niewinnie. Ale to tylko pozór.
Jak ten przepis rozumieć? Przez poniesienie szkody należy rozumieć to, że sytuacja wierzyciela nie pogorszyła się przez to, że zarząd nie złożył wniosku o ogłoszenie upadłości. Należy od razu zapytać, w odniesieniu do czego się nie pogorszyła? Powinnismy tu zestawić dwie sytuację: jedną obecną, i drugą – hipotetyczną – gdyby spółka złożyła wniosek o ogłoszenie upadłości. Wiadomo, że sytuacje hipotetyczne są specjalnością wróżek, ale niektórych okoliczności można się co do zasady domyślać.
Przepis ten interpretowany jest przez broniących się członków zarządu w ten sposób, że skoro w spółce było już tak fatalnie, że złożenie wniosku o ogłoszenie upadłości nic by nie dało, to nie powinni oni odpowiadać za jej zobowiązania. Jest to jednak rażące nadużycie.
Przede wszystkim, nikt z powodu swoich zaniedbań nie powinien czerpać prawnych korzyści. Zarząd ma obowiązek złożyć wniosek o ogłoszenie upadłości w terminie 30 dni od dnia powstania niewypłacalności spółki. Jeśli tego nie robi, popełnia przęstepstwo. Co więcej, jeśli ma świadomość, że spółka nie będzie w stanie spełnić swoich zobowiązań zaciąga je nadal, ukrywając do tego fakt powstania niewypłacalności przed wierzycielem, popełnia kolejne przęstepstwo, znacznie już poważniejsze, mianowicie przęstepstwo oszustwa z art. 286 k.k.
Idźmy dalej, przepis ten nie może stanowić podstawy ochrony członków zarządu, którzy dopuścili do zaciągnięcia zobowiązań już po powstaniu niewypłacalności, a moim zdaniem powinien odnosić się wyłącznie do tych zobowiązań, które powstały przed tym terminiem, i co do zasady – przed powstaniem stanu, w którym członkowie zarządu dokładając należytej staranności mogli przewidzieć, że spółce grozi niewypłacalność.
Trzeba ten przepis interpretować ściśle i w żaden sposób nie może on przyznawać nieusprawiedliwionych korzyści tym, którzy dopuścili do niewypłacalności spółki i następnie już w tym stanie zaciągali nowe zobowiązania.
Obraz autorstwa cookie_studio na Freepik