![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2025/01/konflikt-miedzy-wspolnikami.jpg)
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2023/06/21.-6M1A3479-2-1-300x300.jpg)
KTO CIERPI NA KONFLIKCIE MIĘDZY WSPÓLNIKAMI?
Konflikty między wspólnikami są zjawiskiem naturalnym i nie ma żadnego sensu udawać, że ich nie ma, ani też – gdy już się rozpoczną – zamiatać ich pod dywan. Konflikt jest jak burza – zjawisko atmosferyczne, które samo w sobie nie jest ani dobre, ani złe, a przydarza się w określonych okolicznościach. Wyłącznie od nas zależy, czy będzie dla nas okazją do przetestowania dotychczasowych relacji i wyciągnięcia konstruktywnych wniosków w celu ich wzmocnienia, czy też będzie akceleratorem niekorzystnych zmian i procesów, które pociągną całą spółkę na dno. Kto może zyskać, a kto ucierpień na konflikcie między wspólnikami?
Kto jest stroną konfliktu wspólników?
Wbrew pozorom, to pytanie nie jest takie łatwe. Oczywiście, że stronami są skonfliktowani wspólnicy. Ale takie stwierdzenie niczego nam nie wyjaśnia. Z prawnego punktu widzenia, gdy dochodzi np. do zaskarżania uchwał, stroną pozwaną nie jest drugi wspólnik, który głosował w sposób, który nam nie odpowiada, ani osoba, która na takiej uchwale zyskała. Stroną pozwaną przy zaskarżeniu uchwały jest bowiem sama spółka, którą będzie reprezentował defensywnie zarząd bez względu na to, czy mu się to podoba, czy nie. Musimy tu więc ściśle rozróżnić strony toczącego się postępowania, od rzeczywistych stron posiadających przeciwstawne interesy.
Widzimy więc, że do konfliktu wspólników czasami “mimochodem” wciągane są bezpośrednio osoby, które wolałyby zachować neutralność, albo takie, których interesy nie pozostają w bezpośrednim związku z interesami stron konfliktu. Stronami w takim rozumieniu będą główni menadżerowie spółki, jej zarząd, kluczowi pracownicy, ale również kontrahenci, wierzyciele, spółki od niej zależne, a nawet przedstawiciele lokalnych wspólnot, samorządów, gdy w grę wchodzą istotne miejsca pracy.
Konflikt wspólników ma tendencje do tego, żeby obejmować swoim zasięgiem i skutkami coraz szersze kręgi osób, na które wpływa najczęściej w sposób negatywny. Takie osoby czasami stają się bezpośrednio stroną danego postępowania, mimo że wobec konfliktu chciałyby pozostać neutralne (jak przypadku spółki pozwanej przez zaskarżenie uchwały), a kiedy indziej przez dewastujący wpływ konfliktu na ich sytuację prawną lub emocjonalną.
Kto cierpi na konflikcie wspólników?
Na konflikcie wspólników cierpią najczęściej pozostali wspólnicy, pracownicy i wszyscy tzw. “interesariusze” spółki. Dlaczego? Dlatego, że część zasobów organizacji jest rzucana nie do realizacji jej celów, ale do wzajemnego zwalczania się wspólników. Spółka może stać się zakładnikiem jednego lub kilku wspólników, którzy będą blokować jej rozwój lub wręcz sabotować jej pracę chcąc w ten sposób szantażować pozostałych w celu nakłonienia ich do akceptacji ich postulatów.
Załoga, a przyjemniej część wyższej kadry zostanie postawiona przed konfliktem lojalnościowym, który ma destrukcyjny wpływ na morale i kreatywność. Kluczowi pracownicy takiej spółki nie będą skupiali się na realizacji dalekosiężnych celów, ale raczej będą skupieni na walce o przeżycie. Będą pokazywali “profesjonalizm” w złym rozumieniu tego słowa, co przekuje się na symulowanie pracy kosztem raportowania. Będą oni musieli się mierzyć już nie tylko ze stawianymi przed nimi zadaniami, ale z wyborem, którego by nie chcieli musieć dokonywać: komu być lojalnym. W takich konfliktach szerzy się donosicielstwo, ładnie zwane obecnie sygnalizowaniem, szpiegowanie, szukanie haków i osłon własnych części ciała. Organizacja choruje.
Na konflikcie wspólników będą cierpiały rodziny: zarówno samych wspólników, jak i rodziny pracowników spółki. Niepewność jutra, zagrożenie procesami cywilnymi, być może karnymi, lub choćby utratą pracy przekłada się na całość relacji człowieka i nie ma siły, by w mniejszym lub większym stopniu nie przełożyło się to na jakość życia tych ludzi, a przez to ich rodzin. Stres wywołany zagrożeniami ekonomicznymi, prawnymi i konfliktem lojalnościowym ma wpływ destrukcyjny na utożsamianie się z organizacją, na gotowość do pracy, zaangażowanie, niszczy tkankę społeczną w samej spółce.
W końcu pokrzywdzeni są kontrahenci spółki, którzy zaczną odczuwać spadek jakości, być może płynności finansowej. Zaczną się problemy, a w pewnym momencie uznają oni, ze bardziej opłaca im się uciąć współpracę i odejść, by nie dostać rykoszetem. Dla spółki będzie to fatalne w skutkach.
Pomijam już koszty wizerunkowe, finansowe i organizacyjne takiego destrukcyjnego konfliktu. Są one kolosalne, często nie do nadrobienia. A w połączeniu z bardzo niskim stopniem zaufania społecznego w Polsce w ogóle, przyczyniają się do tego, że jesteśmy podejrzliwi i apatyczni.
Czy to znaczy, że mamy nie walczyć o swoje?
Nie, absolutnie nie! O swoje można i trzeba walczyć. Ale niech to będzie przede wszystkim walka z problemem, a nie z człowiekiem. Spróbujmy podzielić człowieka od problemu i wspólnie z tym człowiekiem pokonać problem. Na tym polegają negocjacje rzeczowe i taka jest istota mediacji gospodarczych, których jestem gorącym zwolennikiem, a od niedawna sam prowadzę je również jako mediator.
Chciałbym być jasno zrozumiany – nie mam nic przeciwko procesom sądowym. Ale uważam, że do sądu powinno się iść wtedy, kiedy sami – pomimo szczerych prób – nie rozwiążemy naszych problemów. Poddanie sprawy pod rozstrzygniecie sądu powinno być ostatecznością.
Zapraszam serdecznie do kontaktu wszystkich, którzy mają w swoich spółkach problemy: od komunikacyjnych między wspólnikami, po jawne już konflikty. Postaram się pomóc Wam je rozwiązać. Ja i mój zespół mamy w tym doświadczenie.
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2025/01/mediacje-w-sprawch-gospodarczych.jpeg)
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2023/06/21.-6M1A3479-2-1-300x300.jpg)
DLACZEGO DO MEDIACJI CIĄGLE TRZEBA ZACHĘCAĆ?
Wczoraj miałem na LinkedIn przyjemność wymienić kilka uwag z notariuszem, który komentował mój wpis o mediacji w sprawach gospodarczych, konkretnie dotyczący sporów korporacyjnych, w tym sporów między wspólnikami. Ja wychwalałem zalety mediacji, a on zadał mi trafne, chociaż bardzo irytujące pytanie: skoro mediacja jest taka fajna, to dlaczego trzeba do niej zachęcać? Przecież gdyby była efektywna, ludzie by się sami na nią decydowali. Jako przykład efektywnej regulacji podał notarialne poświadczenie dziedziczenia, którego reklamować nie trzeba, gdyż przyjęło się pięknie samo. Skłamałbym, gdyby powiedział, że nie mogłem zasnąć po tej wymianie zdań, ale uświadomiła mi ona kilka bardzo ważnych kwestii. Podzielę się nimi teraz.
Mediacje. Czy ludzie dokonują racjonalnych wyborów?
Jeszcze do niedawna założenie racjonalności człowieka było jednym z dogmatów ekonomii. Dzisiaj powoli się od tego odchodzi. W dobie ciągłego jawnego podprogowego oddziaływania na naszą percepcję, a nawet kreowania naszych potrzeb, trudno mowić o wyborach w pełni racjonalnych. Wystarczy przyjrzeć się kampaniom wyborczym, by uświadomić sobie, że przedmiotem debaty są zwulgaryzowane tematy zastępcze, a ludzie podejmują decyzje raczej pod wypływem emocji, niż racjonalnej analizy. Dzieje się tak dlatego, że mają przesyt danych, z których większość jest niskiej jakości lub wręcz zamęcza obraz. Obraz ten – we współczesnym świecie – byłby i tak często zbyt skomplikowany, by można było go dogłębnie zrozumieć. Jestem skłonny przyjąć, że element racjonalny istnieje, lecz tylko niektóre jednostki próbują z niego realnie korzystać, a i tak muszą w tym celu desperacko unikać medialnego szumu i potoku własnych myśli i chwytać racjonalność niczym powietrze po wynurzeniu się z wody. Większość z nas nie robi nawet tego. Tak wiec argument, że gdyby mediacja była efektywna, to racjonalnie myślący ludzie z pewnością sami by ją wybrali, w ogóle do mnie nie przemawia. Nie oznacza to jednak, że mediacja nie jest racjonalnym wyborem. Jest nim jak najbardziej. To ludzie, którzy ją apriorycznie odrzucają dokonują wyborów nieracjonalnych.
Dlaczego więc do mediacji trzeba ludzi namawiać?
Jakie są zalety mediacji?
Okazuje się jednak, że do końca tak nie jest. Otóż, w wielu krajach, szczególnie tych o utrwalonych cechach kupieckich i szacunku dla pragmatycznych rozwiązań, mediacja jest bardzo popularna i traktowana jako pierwszy wybór przed procesem sądowym. O zaletach mediacji pisałem już nie raz, nie będę teraz ich powtarzał w całości – poniżej znajdują się linki do innych moich artykułów na ten temat. W punktach wymienię jedynie najważniejsze zalety mediacji: 1) jest tania; 2) jest szybka; 3) skupia się na problemie, a nie na przeciwniku – oddziela problem od osoby; 4) sprzyja budowaniu zaufania i relacji; 5) ma na celu rozwiązanie problemu, a nie rozstrzygniecie sporu; 6) nie wzbudza potrzeby rewanżu; 7) pozwala zaoszczędzić energię i emocje.
Czemu trzeba namawiać do mediacji?
Mediacja jest oczywiście dobrowolna, więc przez namawianie nie mam na myśli zmuszania kogokolwiek, ale raczej edukację i sugerowanie najlepszego rozwiązania. Nikogo do mediacji zmusić jednak nie wolno.
Czemu więc tak skuteczne i proste narzędzie nie jest w Polsce pierwszym wyborem? Czemu trzeba do mediacji ludzi namawiać? Przyczyn jest kilka. Zacznijmy od historii. Nasza świadomość historyczna budowana jest na warcholskiej kulturze szlacheckiej utrwalonej w literaturze i kinie. W tej kulturze właśnie sądzono się przez sześć pokoleń o przysłowiową gruszę na miedzy. Organy państwowe zostały zawłaszczone do rozstrzygania nieraz absurdalnych sporów. Dostęp do takiego sądownictwa był jednak przywilejem klasowym i prawo do prowadzenia takich procesów było przejawem prestiżu, władzy, wyższości, zamożności itd.
Do dzisiaj dla wielu osób dostęp do sądu i skierowanie do niego sprawy jest przejawem i możliwością doznania takiego uznania ze strony państwa. Idę do sądu! Jestem ważny! Zostanę potraktowany jak obywatel! Sąd zajmie się moją sprawą! Będę wysłuchany! Pokonam przeciwnika! To są myśli i emocje, które są związane z pójściem do sądu. W dodatku, dla wielu osób zaprzęgnięcie państwa w swój prywatny spór jest przyczyną poczucia sprawczości. Płacą podatki i teraz państwo ma działać w ich interesie. Niech się wszyscy zajmują ich sprawą!
Nie bez znaczenia jest również historia ostatnich 200 lat, która nie sprzyjała budowaniu ogólnego poczucia zaufania, więzi społecznych, ani przede wszystkim poczucia odpowiedzialności za własne życie i własne sprawy. Wprost przeciwnie, zbudowała się postawa roszczeniowa wobec państwa i postawa podejrzliwości wobec ludzi.
Co więcej, nasz kultura epatuje gloryfikacją walki do końca, nawet – a może przede wszystkim – o przegraną sprawę. Nie ceni się umiejętności załatwienia sprawy, rozwiązania problemu, zaufania i współpracy, a chwali się nieustępliwość, zawziętość, szafowanie wielkimi słowami, frazes, płytkość i postawę nieprzejednaną, jako moralnie jedynie słuszną, zamiast pragmatycznego załatwienia sprawy. Trzeba przy tym jasno stwierdzić, że koszty mają tu trzeciorzędne znaczenie, choćby były katastrofalnie duże.
Mediacja oznacza przejęcie odpowiedzialności za własne sprawy
W sądzie Kowalski może mieć postawę roszczeniową. On do sądu idzie, pozywa Nowaka, płaci i wymaga. Niech teraz adwokaci gadają, a sędzia się głowi, jaki wydać wyrok. Jak wygra, będzie się cieszył, że Nowaka pokonał, a jak przegra, zawsze będzie mógł zrzucić winę na adwokatów lub sędziego. Jakie to jest łatwe!
W mediacji tak łatwo nie będzie. Nikt za Kowalskiego pracy nie wykona. Prawnicy mogą mu pomóc, ale to on będzie musiał zmierzyć się z problemem, szukać sposobów jego rozwiązania, poszukiwać z Nowakiem płaszczyzn wzajemnych korzyści i zrozumienia. W mediacji zmieniamy sposób myślenia – z konfrontacyjnego na pragmatyczny. Zamiast próbować pokonać przeciwnika argumentami, które z istotą problemu mają często niewiele wspólnego, trzeba problem obejrzeć, wspólnie rozbroić i próbować tak ukształtować wspólną rzeczywistość, żeby przyniosła korzyści dla obu stron. Wymaga to jednak rezygnacji z pieniactwa, konfrontacji i pieszczenia własnego ego.
Bez obaw, mediacja nie oznacza, że brakuje nam odwagi lub asertywności!
Jest wprost przeciwnie. Mediacja oznacza właśnie odpowiedzialność, odwagę i asertywność. Tu nie chodzi o proste pójście na ustępstwo, które może być uznane za porażkę. Mediacja sprzyja właśnie budowaniu asertywności wobec problemu, ale otwartości wobec potrzeb drugiego człowieka. Pozwala załatwić sprawę w sposób konstruktywny, budować relację i zyskać poczucie prawdziwej sprawczości. Często pierwszy raz w życiu. I dotyczy to nie tylko mediacji w sprawach gospodarczych, korporacyjnych, ale przede wszystkim również w sprawach rodzinnych i pracowniczych.
Jeśli więc słyszę, że do mediacji trzeba namawiać, bo nie jest efektywna, mogę się tylko uśmiechnąć. Ona jest znacznie bardziej efektywna, niż proces sądowy. Pozwala nam jednak – i wymaga jednocześnie – zmierzenia się z istotą problemu, a nie tematami zastępczymi. Wymaga tego, byśmy pracowali nad tym sami, a nie bili się przez wybranych rycerzy, jak w średniowieczu.
Do mediacji trzeba namawiać ludzi, tak, ale głównie w Polsce, gdzie widoczne są jeszcze nawyki i schematy myślenia wyrobione przez ostatnie 400 lat. One tak szybko nie znikną, ale uważam, że ich miejsce jest w odległej przeszłości, a głęboki sens ma praca promowaniem i edukacją w odniesieniu do mediacji jako najbardziej efektywnej formy rozwiązywania sporów.
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2025/01/Najlepsza-kancelaria-w-Lodzi.jpeg)
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2023/06/21.-6M1A3479-2-1-300x300.jpg)
CZYM MY SIĘ ZAJMUJEMY? DZISIAJ KILKA SŁÓW O NAS
Każda firma ma coś, czym się wyróżnia. Coś, co ją identyfikuje – choćby wyłącznie w zamyśle jej właścicieli. Myślę, że każda kancelaria powinna umieć odpowiedzieć na pytanie, czym różni się od konkurencji. Takie pytanie postanowiłem postawić – i publicznie na nie odpowiedzieć. Zatem – do dzieła!
Nasze specjalizacje
Każde z nas specjalizuje się w innej dziedzinie prawa. Już po tematach naszych wpisów widzicie, że Mecenas Rybarska zajmuje się głównie prawem rodzinnym, a Mecenas Jantczak – prawem pracy. Ja zajmuję się prawem gospodarczym, tj. prawem handlowym, prawem spółek i własności intelektualnej. Najbardziej jednak lubię mediacje i negocjacje związane z rozwiązywaniem konfliktów. Wśród sporów z kolei – najbardziej lubię spory korporacyjne, spory między wspólnikami i konflikty w firmach rodzinnych.
Kiedyś naukowo zajmowałem się prawem rynku kapitałowego, w tym instrumentami finansowymi. Swoją pracę doktorską poświęciłem opcjom walutowym. Prowadzę do dzisiaj sprawy sądowe przeciwko bankom, w których te instrumenty grają rolę główną.
Prowadzę również sprawy karne i karne skarbowe.
Co nas wyróżnia?
Jak widzicie każde z nas najlepiej czuje się w innej dziedzinie prawa. Rzadko jednak zdarza się, że jeden Klient ma problem ograniczający się tylko do jednego zagadnienia. Jeśli ktoś tak to widzi, najczęściej patrzy nieuważnie i czegoś nie dostrzega. My – dzięki naszemu zróżnicowaniu, odmiennym drogom zawodowym i doświadczeniu – potrafimy spojrzeć na Klienta i jego problemy w sposób szeroki, a dzięki temu – lepiej mu doradzać.
Jeśli ktoś myśli, że prawo gospodarcze nie przenika się z rodzinnym, niech spróbuje poprowadzić rozwód przedsiębiorców. A może nie przenika się z prawem pracy? Z tego, co kojarzę, firmy czasem zatrudniają pracowników.
Każdą sprawę prowadzi u nas jeden prawnik, ale zawsze jest ona omawiana przez cały zespół. Pomagamy sobie, przyglądamy się sprawom, dyskutujemy o nich. Dzięki temu mamy pewność, że “obejrzymy” je z każdej strony.
Doświadczenie w negocjacjach i mediacjach
Jeśli miałbym wyróżnić tę umiejętność, która wyróżnia nas najbardziej na tle innych kancelarii, to bardzo bogate i różnorodne doświadczenie negocjacyjne. Od kilkunastu lat zajmuję się negocjacjami. Zaczynał od prostych umów, ale szybko zacząłem obsługiwać start upy, dla których prowadziłem negocjacje z inwestorami prywatnymi i funduszami inwestycyjnymi. Wśród nich były też takie, które operowały środkami publicznymi.
Następnie prowadziłem kilkadziesiąt sporów w średnich firmach. Wiele z nich to były firmy rodzinne. Były też spółki, których wspólnicy byli dla siebie względnie obcymi osobami. Potem pojawiły się procesy inwestycyjne i negocjacje w trakcie rozwodów, w których pojawiały się firmy i udziały w nich.
W tych wszystkich sprawach mogłem osiągnąć bardzo dobre wyniki dzięki 3 elementom: 1) holistycznemu podejściu do sytuacji Klientów; 2) umiejętnościom negocjacyjnym; 3) słuchaniu rad tych, którzy lepiej ode mnie znają się na prawie rodzinnym i prawie pracy.
Gdy myślałem już, że o negocjacjach wiem bardzo dużo, poszedłem na Studia Podyplomowe z Negocjacji, Mediacji i Alternatywnych Metod Rozwiązywania Sporów na Uniwersytecie Warszawskim. Ten wspaniały kurs bardzo poszerzył moją perspektywę na istotę negocjacji, zmienił moje podejście i przekonał mnie do mediacji.
Na tym jednak nie koniec. W zeszłym roku razem z Mecenas Adrianną Rybarską skończyliśmy Podyplomowe Studia z Psychiatrii i Psychologii Sądowej na Uniwersytecie Łódzkim. Powiem tylko tyle- było warto!
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2025/01/egzekucja-kontaktow-z-dzieckiem.jpg)
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2024/11/2jiw-300x300.jpg)
EGZEKWOWANIE KONTAKTÓW Z DZIECKIEM
Rozstanie rodziców to niewątpliwie trudna sytuacja, która wywołuje ogromne emocje – nie tylko u samych rodziców, ale i u dzieci. To moment, w którym całe dotychczasowe życie rodziny zostaje zburzone. Choć dla dorosłych często oznacza to zakończenie pewnego etapu życia, dla dzieci to początek nowej rzeczywistości, pełnej niepewności i lęku. Na tym tle jedno jest pewne – dzieci mają prawo do utrzymywania kontaktu z obojgiem rodziców, bez względu na to, jak skomplikowane są relacje między dorosłymi. Co jednak, gdy kontakt z drugim rodzicem staje się niemożliwy? Co zrobić, kiedy jedno z rodziców utrudnia lub wręcz uniemożliwia spotkania? Czy jest jakaś forma przymusu, by skutecznie walczyć o dziecko i dbać o jego więzi z obojgiem rodziców?
Mam kontakty i co z tego? Jak wygląda egzekucja kontaktów z dzieckiem?
Zacznijmy od podstaw. Zgodnie z art. 113 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, każdemu dziecku przysługuje prawo do utrzymywania kontaktów z rodzicami, niezależnie od tego, z kim dziecko mieszka na stałe. Oznacza to, że zarówno odwiedziny, spotkania, jak i porozumiewanie się poprzez różne środki komunikacji, to nie tylko prawo, ale i obowiązek rodzica. Niestety, w praktyce sytuacja bywa inna. W wielu przypadkach, zwłaszcza po rozwodzie, dochodzi do konfliktów, które skutkują utrudnianiem, a nawet uniemożliwieniem realizacji tych kontaktów. W praktyce wygląda to bardzo różnie. Zdarzają się jednak często sytuacje, w których jedno z rodziców dopuszcza się przemocy alienacyjnej i próbuje utrudnić kontakty z dzieckiem drugiemu rodzicowi lub na przykład dziadkom.
W rzeczywistości rodzice często utrudniają wykonywanie kontaktów z dzieckiem
Z praktyki wynika jednak, że nie zawsze łatwo jest wyegzekwować realizację tych praw. Wprost przeciwnie. Egzekucja kontaktów z dzieckiem jest często trudna. Wynika to z delikatności całej sprawy. Trudno używać aparatu państwowego przymusu do kontaktów z dzieckiem. O ile komornicy i Policja radzą sobie w innych sprawach (co do zasady), to egzekucja kontaktów z dzieckiem jest czymś zupełnie innym.
W sytuacjach, gdy emocje biorą górę, a jeden z rodziców z różnych powodów (często będących wynikiem rozżalenia, żalu czy chęci zemsty) utrudnia drugiemu rodzicowi kontakty z dzieckiem, sprawy zaczynają przybierać dramatyczny obrót. W takich chwilach pomocny okazuje się być system prawny, który przewiduje kary za nierealizowanie postanowień sądowych w sprawach o kontakty z dzieckiem.
Zagrożenie karą finansową za utrudnianie kontaktów z dzieckiem
I tu dochodzimy do sedna sprawy: możliwość wyciągnięcia konsekwencji finansowych za nierealizowanie kontaktów z dzieckiem. Tak, mowa o karach pieniężnych, które mogą zostać nałożone na rodzica, który niewłaściwie wykonuje obowiązki związane z kontaktami.
Zgodnie z art. 598(15) k.p.c., jeśli osoba, pod której pieczą dziecko pozostaje, nie wykonuje lub niewłaściwie wykonuje obowiązki wynikające z orzeczenia sądowego bądź ugody dotyczącej kontaktów z dzieckiem, sąd opiekuńczy ma prawo zagrozić tej osobie nakazaniem zapłaty określonej sumy pieniężnej na rzecz osoby uprawnionej do kontaktu z dzieckiem za każde naruszenie obowiązku.
Brzmi stanowczo? Tak, bo taka jest intencja tego przepisu. Kara pieniężna ma charakter prewencyjny, czyli nie ma na celu odszkodowania za poniesione straty, lecz działa jak swoista forma represji, mająca na celu zmuszenie rodzica do wykonywania obowiązków. Celem jest ochrona dobra dziecka oraz skłonienie rodzica do odpowiedzialności za jego relacje z drugim rodzicem.
Warto podkreślić, że wprowadzenie tej regulacji miało na celu nie tylko zapewnienie skuteczniejszego przestrzegania postanowień sądowych, ale także próbę rozwiązania problemów, z którymi borykają się rodziny po rozwodzie. Często w takich sytuacjach jedna ze stron postanawia utrudniać spotkania drugiemu rodzicowi, co prowadzi do poważnych trudności w utrzymaniu więzi rodzinnych.
Zgodnie z przepisami, sąd, wydając postanowienie o zagrożeniu karą pieniężną, bierze pod uwagę sytuację majątkową osoby, której takie postanowienie dotyczy. Wysokość sumy nie jest zatem stała – zależy od liczby naruszeń oraz sytuacji majątkowej rodzica, który nie wywiązuje się ze swoich obowiązków.
A gdy zagrożenie karą finansową nie przynosi efektu?
A co, jeśli zagrożenie nie działa? Jeśli mimo zagrożenia kara nie powstrzymuje rodzica od dalszego utrudniania kontaktów, sąd przechodzi do kolejnego etapu – nałożenia obowiązku zapłaty określonej kwoty, uregulowanego w art. 598(16) k.p.c. Tego typu postępowanie sprawia, że kwestia wykonania postanowień staje się bardziej formalna i wiąże się z realnymi konsekwencjami finansowymi.
Czy kara finansowa chroni tylko kontakty rodzica z dzieckiem? A co z dziadkami?
Warto wskazać, że prawo do skorzystania z omawianej instytucji przysługuje nie tylko rodzicom, ale także każdej innej osobie, której sąd przyznał prawo do utrzymywania kontaktów z dzieckiem. Może to dotyczyć rodzeństwa, dziadków, powinowatych w linii prostej, a także innych osób, jeżeli sprawowały one przez dłuższy czas pieczę nad dzieckiem. W takich przypadkach, gdy osoba uprawniona do kontaktów napotyka trudności w ich realizacji, może wnioskować o interwencję sądu w celu zapewnienia wykonania orzeczenia.
Choć przepisy te funkcjonują w polskim systemie prawnym od dawna, dopiero w 2022 roku zostały poddane ocenie Trybunału Konstytucyjnego. W wyroku z dnia 22 czerwca 2022 roku Trybunał uznał, że art. 598(16) §1 w związku z art. 598(15) § 1 k.p.c. w zakresie, w jakim obejmują sytuacje, w których niewłaściwe wykonywanie lub niewykonywanie obowiązków związane jest z zachowaniem dziecka, niewywołanym przez osobę, pod której pieczą dziecko to się znajduje, są niezgodne z art. 48 ust. 1 zdanie drugie oraz art. 72 ust. 3 Konstytucji.
To orzeczenie zmienia perspektywę omawianej kwestii. Postępowanie dotyczące kontaktów z dzieckiem, które miało być szybkie i skuteczne, teraz się wydłuża, ponieważ sądy badają, czy dziecko samo nie odmawia kontaktu z rodzicem. To znaczy, czy na jego odmowę nie miały wpływu osoby trzecie i bardzo często rodzi to konieczność wysłuchania dziecka czy też zasięgnięcia opinii biegłych, co wydłuża postępowania.
Podsumowanie
Prawo daje rodzicom narzędzia, by chronić więzi z dzieckiem. Niezależnie od trudności w wykonywaniu kontaktów, najważniejsze pozostaje dobro dziecka. Kara finansowa może być skutecznym narzędziem w walce o te prawa, ale równie ważne jest, by każda decyzja sądu była podejmowana z uwzględnieniem emocji dziecka i sytuacji, w jakiej się znajduje. Dziecko nie jest pionkiem w grze dorosłych, a jego emocje są najważniejszym argumentem w każdej sprawie. Warto o tym pamiętać, walcząc o to, by każde dziecko mogło mieć kontakt z obojgiem rodziców i tymi, którzy naprawdę go kochają.
Macie podobny problem? Zapraszamy do kontaktu!
Jeśli zainteresował Was ten temat, przeczytajcie również te teksty:
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2025/01/prawnik-kontakty-z-dzieckiem-lodz-scaled.jpg)
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2024/11/2jiw-300x300.jpg)
PRAWO DZIECKA DO KONTAKTU Z DZIADKAMI
Dla wielu z nas relacje z dziadkami należą do najpiękniejszych wspomnień z dzieciństwa. Niestety, coraz częściej dziadkowie traktowani są instrumentalnie przez skonfliktowanych rodziców, którzy dążą do ograniczenia ich kontaktów z dzieckiem. Wyrządzają w ten sposób krzywdę zarówno dziecku, jak i dziadkom. Niemal każdy z nas wie, że rodzic może wystąpić o ustalenie kontaktów z dzieckiem do sądu. A czy takie prawo przysługuje również dziadkom?
Ustalenie kontaktów – dziadkowie również mają takie prawo!
Relacje między dziadkami a wnukami są niezwykle ważne. To nie tylko wspólnie spędzany czas, ale również budowanie więzi, które kształtują całe życie młodego człowieka. Dziadkowie są strażnikami rodzinnych tradycji, opiekunami i przewodnikami, którzy uczą dzieci, skąd pochodzą i kim są. Czy można sobie wyobrazić, jak wygląda dzieciństwo pozbawione tych ciepłych wspomnień, mądrych rad i rodzinnych opowieści? Czy można sobie wyobrazić, że rodzinne konflikty mogą pozbawić dziecko kontaktu z ukochaną babcią czy dziadkiem?
Niestety, takie sytuacje zdarzają się zbyt często, a ich konsekwencje bywają bolesne zarówno dla dzieci, jak i dziadków.
Zdarza się, że jedno z rodziców odcina dziecko od dziadków, kierując się własnymi emocjami, urazami czy uprzedzeniami. W takich sytuacjach cierpi nie tylko dziecko, które traci możliwość poznania swoich korzeni, ale również dziadkowie, pozbawieni kontaktu z ukochaną wnuczką czy wnukiem. Czy to sprawiedliwe wobec dziecka, które zasługuje na miłość i wsparcie ze strony całej rodziny?
Wyobraźmy sobie babcię, która przez lata codziennie odprowadzała wnuczkę do przedszkola, a potem, z powodu konfliktu między rodzicami dziecka, nagle traci kontakt. Co czuje wnuczka, która tęskni za ukochaną babcią? Co czuje babcia, która nie może usłyszeć słowa „kocham cię” od wnuczki?
Polskie prawo przewiduje ochronę tych relacji. Kodeks rodzinny i opiekuńczy daje dziadkom możliwość walki o kontakty z wnukiem, jeśli rodzice dziecka – lub jedno z nich – utrudniają lub całkowicie blokują takie relacje. Jeśli dziadkowie zostają niesprawiedliwie odcięci od wnuków, mogą walczyć o swoje prawo do kontaktu przed sądem. To walka o miłość i obecność w życiu dziecka, w której to dobro najmłodszych jest zawsze najważniejsze.
Co więcej, dziadkowie mogą wystąpić do sądu o ustalenie kontaktów z wnukiem nawet w trakcie sprawy rozwodowej rodziców czy postępowania o ustalenie kontaktów między rodzicem a dzieckiem. Sąd ma obowiązek poczynić własne ustalenia w sprawie kontaktów dziadków niezależnie od toczących się spraw między rodzicami dziecka, dbając o dobro dziecka i jego prawo do relacji z bliskimi.
Jak wyglądają sprawy o ustalenie kontaktów dziadków z wnukiem?
Jak wyglądają takie sprawy? Sąd bierze pod uwagę, czy kontakty z dziadkami są korzystne dla dziecka. Analizuje, jakie relacje łączyły wcześniej wnuki z dziadkami, jakie wartości te kontakty mogą wnosić w życie dziecka, a także czy utrzymywanie ich nie będzie powodowało dodatkowych napięć w rodzinie.
Sąd może wysłuchać dziecko, jeśli jego rozwój umysłowy na to pozwala, celem uwzględnienia rozsądnego życzenia dziecka w zakresie tego, jak te kontakty powinny wyglądać.
Jeśli sąd uzna, że relacje z dziadkami są zgodne z dobrem dziecka, może ustalić ich formę – na przykład regularne spotkania, wspólne wyjścia czy rozmowy telefoniczne.
Nie można jednak zapominać, że proces sądowy to zawsze trudne doświadczenie, szczególnie dla dzieci. Dlatego warto, zanim sprawa trafi do sądu, spróbować innych rozwiązań, takich jak mediacje. Przecież chodzi o dobro dziecka – a to oznacza czasem konieczność odsunięcia własnych urazów na bok i skupienia się na tym, co dla dziecka jest najlepsze.
Relacje z dziadkami to więcej niż wspólne rozmowy czy zabawy. To miłość, wsparcie i przekazywanie historii, które budują w dziecku poczucie przynależności. Pozbawienie dziecka kontaktu z dziadkami to pozbawienie go części własnej tożsamości. Dlatego warto zrobić wszystko, by te relacje były pielęgnowane – nie dla dobra dorosłych, ale dla szczęścia i rozwoju dziecka.
Dziadkowie mają prawo walczyć o swoje wnuki, ale to przede wszystkim dzieci mają prawo do swoich dziadków. Bo miłość i więź między pokoleniami to wartości, które warto chronić i pielęgnować – niezależnie od przeciwności losu.
Jeśli zainteresował Was ten temat, przeczytajcie również te teksty:
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2025/01/zalety-mediacji-rodzinnych-scaled.jpg)
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2023/06/21.-6M1A3479-2-1-300x300.jpg)
MEDIACJE W SPORACH RODZINNYCH I ROZWODACH
Wychodzę z założenia, że im relacja ludzi jest bliższa i im więcej obejmuje płaszczyzn, tym więcej okazji do konfliktów i tym gwałtowniejsze mogą one być. Rodzina jest tego idealnym przykładem. To na gruncie rodzinnym dochodzi do największej ilości sporów, są one najsilniejsze i dotykają najgłębszych warstw naszej osobowości. Są to konflikty najtrudniejsze dlatego, że osoby w nich uczestniczące są lub były ze sobą blisko. Trudności wynikają z nagromadzenia przez wspólnie spędzone lata lub nawet całe życie wielu zawodów, krzywd, poczucia winy, wypierania ich i nawracania ze zdwojoną siłą. Mediacje w sprawach rodzinnych mają rację bytu nie dlatego, że sprawy te są łatwe, ale dlatego, że są trudne. I dlatego mediacje są potrzebne.
Mediacja tylko w sprawach łatwych?
Mogę z czystym sumieniem krytykować każdego, kto uważa, że mediacje są narzędziem do załatwiania spraw łatwych. Sam tak bowiem przez wiele lat uważałem, dopóki nie zrozumiałem, że była to ocena oparta na całkowicie błędnym założeniu. Mój błąd wynikał z tego, że myślałem wówczas, że: 1) w mediacji można ugrać mniej, niż w sądzie; 2) mediacja jest dla tych, którzy nie mają wystarczającej siły, by walczyć w sądzie; 3) w mediacji obie strony tylko ustępują. Każde z tych założeń okazało się całkowicie błędne. Zrozumiałem, że były to stereotypy i uproszczenia.
Owszem, nie ma idealnej metody. Mediacja również nie zawsze doprowadzi do zawarcia dobrej ugody. Są też przypadki spraw, które nie nadają się do mediacji. O tym napiszę kiedyś osobny artykuł. Wiele też będzie zależeć od samego mediatora, jego doświadczenia, wykształcenia, osobowości. Wiele mogą również zepsuć pełnomocnicy, którzy będą skupieni na porównywaniu treści ugody z możliwym wyrokiem sądowym, a całkowicie pominą ocenę, że treść ugody rozwiązuje konflikt i usuwa problem, czy też nie. Niestety, prawnicy często są ślepi na ten – najważniejszy – aspekt.
Cele mediacji i postępowania sądowego są odmienne
Porównywanie mediacji i postępowania sądowego nie ma sensu, ponieważ ich cel jest zupełnie inny. Chociaż większość z nas ciągle tego nie dostrzega. Sąd powinien być “ostatnią linią”, “ostatnią deską ratunku” w przypadku sporu między stronami, którego to sporu nie udało się rozwiązać. Wówczas od tego jest sąd, żeby ten spór rozstrzygnął – ale nie rozwiązał. Rozwiązanie sporu polega na usunięciu przyczyn konfliktu, pogodzeniu interesów stron, budowie relacji między nimi, a strony biorą w tym procesie czynny udział, same wypracowują to porozumienie, z którym się utożsamiają i będą go wspólnie bronić, jako swojego dorobku, z którego mogą być dumne.
Dopiero, jeśli próba rozwiązania sporu – wyżej opisana – się nie powiedzie, warto szukać rozstrzygnięcia w sądzie. Sąd nie bada przyczyn sporu. Nie zastanawia się, dlaczego nie zapłaciłeś, ani co zrobić, żebyś nie miał już problemów finansowych. Sąd stwierdza, że masz zapłacić. Koniec, Kropka. Sąd narzuca swoje rozstrzygnięcie, a strony często nawet nie rozumieją, dlaczego jest ono takie, a nie inne. W sądzie mamy relację między stronami: wygrany – przegrany, podczas, gdy istota problemu, źródło konfliktu pozostaje nie tylko nietknięte, ale często wręcz wzmocnione. W ten sposób powstaje pole do nowego konfliktu między stronami, a proces sądowy staje się źródłem destrukcji więzi społecznych.
Obserwuję niepokojącą tendencję wśród ludzi do pomijania etapu I, czyli próby rozwiązania sporu poprzez współpracę stron i wspólne poszukiwanie konstruktywnego rozwiązania, a zbyt łatwe przechodzenie do poszukiwania arbitralnego rozstrzygnięcia przez sąd. Zdejmuje to ze stron obowiązek faktycznego zmierzenia się z problemem, przerzuca rolę aktywną na pełnomocników procesowych, którzy w dodatku spierają się o kwestie trzeciorzędne, często proceduralne, które niewiele mają wspólnego z istotą sporu, a już bardzo rzadko mogą usunąć przyczynę problemu i wzmocnić więzi między stronami.
Mediacja w sporach rodzinnych i rozwodach
Jestem zwolennikiem poszukiwania rozwiązania problemów w sporach rodzinnych, a nawet rozwodach w drodze mediacji. Nie dlatego, że jest to łatwe. Ale właśnie dlatego, że jest to trudne. Z pewnością jest to trudniejsze dla stron, które muszą aktywnie się do tego procesu włączyć. Nie tak, jak w procesie sądowym, w którym są rozleniwione i wypuszczają do boju wynajętych prawników. Będą też strony musiały w mediacji skupić się na istocie problemu, a nie na tematach zastępczych. Będą też robiły to dla siebie, a nie pod publikę. Będą musiały zmierzyć się ze swoimi uczuciami, schematami myślowymi, utartymi szlakami postępowania. Będą miały okazję do wysłuchania drugiej strony, ale inaczej – w innej formie i w innych warunkach, niż do tej pory. A to bywa momentem przełomowym. Będą wspólnie poszukiwać rozwiązania problemu. A nie rozstrzygnięcia sporu – przez obcego człowieka (sędziego).
Zmiana postrzegania stanowiska stron
Nie ma sensu porównywać celów i rezultatów mediacji z postępowaniem sądowym również z punktu widzenia stopnia zaspokojenia początkowych żądań stron. Wynika to z tego, że w szczególności w sprawach rodzinnych, są one formułowane nieprawidłowo, a więc nie dotykają istotny problemu, nie zaspokajają podstawowych interesów stron. To tak, jakby storna w pozwie w sprawie rodzinnej żądała śrubokręta, bo zamierza wbić gwóźdź w ścianę. Ona nie rozumie, że żąda narzędzia, które nie pomoże jej, nie zaspokoi jej interesów.
Dlaczego tak czyni? Bo często sama nie potrafi tych interesów zwerbalizować, nazwać, zidentyfikować, nie potrafi dostosować narzędzia do celu, który chce osiągnąć. I tak, często stosuje agresywne żądania, gdyż nie potrafi powiedzieć, że jej przykro, że ciągle kocha, że czuje się zawiedziona. Często obserwuję uruchamianie procedur sądowych nie w celu, któremu one służą, ale są one celem całkowicie zastępczym i nietrafionym dla zaspokojenia faktycznych interesów stron.
W mediacji próbujemy te interesy odnaleźć, nazwać, poszukać płaszczyzn wspólnych dla stron, a dopiero na końcu szukać technicznych rozwiązań. Jak bardzo jest to odmienne od procesu sądowego, w których debatujemy tylko nad początkowymi żądaniami stron, które są uwzględnianie lub nie – często choć nie zawsze – od wykazania tego, która ze stron jest większą świnią.
W mediacji szukamy tego, co łączy. W sądzie szukamy tego, co dzieli.
Zalety mediacji w sprawach rodzinnych
Mediacja jest z założenia szybsza, tańsza, mniej sformalizowana i mniej stresująca dla stron, niż postępowania sądowe. W każdej chwili można ja przerwać, gdyż jest całkowicie dobrowolna. W mediacji możecie powiedzieć sobie to, czego nie powiecie lub nie napiszecie w sądzie, gdyż jest objęta poufnością. Mediator nie jest sędzią – nie ocenia, ani nie przyznaje racji żadnej ze stron. On jedynie stwarza warunki do wzajemnego zrozumienia i poszukiwania porozumienia.
Na koniec, jeśli się uda – strony wychodzą z mediacji wzmocnione, gdyż wspólnie pokonały problem. Dostrzegły siebie nawzajem. Zmieniły optykę, odnalazły płaszczyzny wzajemnych relacji, których do tej pory nie widziały. W mediacji wreszcie znacznie rzadziej dochodzi do przedmiotowego traktowania dzieci. Z mojego doświadczenia wynika, że dobro dzieci jest w mediacji traktowane jako wspólnego dobro, a próby szantażu lub alienacji rodzicielskiej – również tej subtelnej – mają miejsce rzadziej lub są znacznie słabsze.
Jeśli Wasza rodzina ma problem, skorzystajcie z mediacji. Warto spróbować.
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2025/01/najlepszy-prawnik-sprawy-rodzinne-lodz-2.jpg)
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2024/11/2jiw-300x300.jpg)
UPROWADZENIE DZIECKA ZA GRANICĘ I KONWENCJA HASKA
Sprawy rodzinne z natury obarczone są dużym ładunkiem emocjonalnym. Dotyczy to szczególnie spraw związanych z dziećmi. Sprawy dotyczące opieki nad dziećmi i miejsca ich zamieszkania, kontaktów z nimi są istotne nie tylko ze względu na relacje między ich rodzicami, ale wpływają na całe ich późniejsze życie. Zdarza się, że jedno z rodziców wywozi dziecko za granicę. Może to oznaczać dramat nie tylko dla tego dziecka, ale i dla drugiego rodzica, który może być brutalnie pozbawiony kontaktu z dzieckiem.
Wywiezienie dziecka za granicę
W sytuacjach konfliktowych dotyczących opieki nad dzieckiem zdarza się, że jeden z rodziców decyduje się na wywiezienie dziecka za granicę, sądząc, że takie posunięcie stanowi rozwiązanie problemu i zapewni mu przewagę w sporze. Stawia drugiego przed faktem dokonanym i uważa, że wygrał tę walkę. Że jest to szach-mat. Jednak takie działanie, choć może przynieść chwilową korzyść, często prowadzi do eskalacji konfliktu oraz negatywnie wpływa na dobro dziecka, które staje się ofiarą sporu między rodzicami.
W takich przypadkach z pomocą przychodzi Konwencja Haska dotycząca cywilnych aspektów uprowadzenia dziecka za granicę, której celem jest zapewnienie szybkiego powrotu dziecka do kraju jego stałego zamieszkania i przeciwdziałanie skutkom bezprawnego przemieszczenia.
Uprowadzenie dziecka. Jak działa Konwencja Haska?
Postaram się teraz wyjaśnić, jak wygląda procedura powrotu dziecka w ramach Konwencji Haskiej. Każde państwo będące stroną Konwencji jest zobowiązane do ustanowienia organu centralnego, który odpowiada za pomoc w takich sprawach. W Polsce rolę tę pełni Minister Sprawiedliwości, przed którym postępowanie może dotyczyć uprowadzenia dziecka z Polski do innego kraju oraz uprowadzenia dziecka do Polski z zagranicy.
Uprowadzenie dziecka z Polski do innego kraju
W pierwszym przypadku, wnioskodawca składa wniosek do organu centralnego w państwie, w którym dziecko przebywa. Wniosek taki może zostać złożony, gdy miejsce pobytu dziecka jest znane lub istnieją uzasadnione przypuszczenia co do jego przebywania. Wymaga on złożenia pisemnego dokumentu w języku polskim oraz języku urzędowym państwa, w którym dziecko się znajduje.
Następnie Minister Sprawiedliwości przekazuje wniosek do odpowiednich władz w kraju, w którym dziecko się znajduje. Jeżeli uprowadzenie miało miejsce w ciągu ostatniego roku, władze tego państwa mają obowiązek niezwłocznie wydać dziecko.
Po upływie roku, decyzja o powrocie dziecka zależy od oceny, czy dziecko zdążyło się zaaklimatyzować w nowym środowisku. Samo badanie tego może zająć w praktyce sporo czasu. Wiemy, ile trwa opiniowanie w sprawach rodzinnych, w których nie ma aspektów międzynarodowych. Oczywiście, w różnych państwach może to wyglądać odmiennie.
Państwa – strony Konwencji mają obowiązek udzielić wszelkiej pomocy w uzyskaniu orzeczenia potwierdzającego bezprawność zatrzymania dziecka. Władze państwa, do którego kierowany jest wniosek, zobowiązane są do podjęcia działań mających na celu powrót dziecka w terminie sześciu tygodni od otrzymania wniosku.
Uprowadzenie dziecka z innego kraju do Polski
W przypadku uprowadzenia dziecka do Polski, wniosek o pomoc może być złożony bezpośrednio do polskiego Ministra Sprawiedliwości lub przez zagraniczny organ centralny. Wniosek powinien zawierać te same informacje, co w przypadku uprowadzenia dziecka z Polski. Jeśli wniosek jest niekompletny, Minister Sprawiedliwości może wezwać wnioskodawcę do jego uzupełnienia, a w przypadku dalszych braków, może odmówić przyjęcia wniosku.
Należy pamiętać, że w postępowaniu przed Ministrem Sprawiedliwości wnioskodawcę mogą reprezentować pełnomocnicy, w tym adwokaci, radcowie prawni, a także członkowie rodziny.
Co, jeśli miejsce pobytu dziecka nie jest znane?
Jeśli miejsce pobytu dziecka lub osób, które się nim opiekują, nie jest znane lub nie zostało wskazane w treści wniosku, organ centralny w Polsce podejmuje działania mające na celu ustalenie tego miejsca. Może zwrócić się do Policji lub zlecić takie ustalenia innym odpowiednim służbom.
Dalsze postępowanie wg Konwencji Haskiej
Po przeprowadzeniu wyjaśniającego postępowania, Minister Sprawiedliwości przekazuje wniosek do właściwego sądu okręgowego. Sąd może zlecić przeprowadzenie wywiadu środowiskowego w miejscu pobytu dziecka.
Odpowiedź na wniosek musi zostać przekazana Ministrowi Sprawiedliwości w ciągu trzech tygodni, a jeśli sąd zlecił wywiad środowiskowy lub zwrócił się o pomoc do innych instytucji, termin ten może zostać przedłużony do czterech tygodni. Minister może również zażądać dodatkowych informacji lub uzupełnienia odpowiedzi od sądu.
Warto zaznaczyć, że wniosek o nakazanie powrotu dziecka może być złożony bezpośrednio do sądu okręgowego, bez pośrednictwa organu centralnego. Sąd ma obowiązek wydać orzeczenie w ciągu sześciu tygodni od dnia wniesienia wniosku. Oczywiście orzeczenie rozstrzygające co do istoty sprawy może zostać wydane tylko po przeprowadzeniu rozprawy.
W sprawach dotyczących odebrania osoby podlegającej władzy rodzicielskiej lub pozostającej pod opieką w oparciu o Konwencję Haską, obowiązuje przymus adwokacko-radcowski. Zasada ta nie dotyczy uczestników postępowania będących sędzią, prokuratorem, notariuszem, profesorem lub doktorem habilitowanym nauk prawnych, adwokatem lub radca prawnym.
Cel postępowania wg Konwencji Haskiej
W czasie trwania postępowania o odebranie osoby podlegającej władzy rodzicielskiej lub pozostającej pod opieką toczącego się na podstawie Konwencji haskiej przed sądem, nie można rozstrzygać w przedmiocie władzy rodzicielskiej lub opieki nad tą osobą. Postępowanie w tych sprawach sąd zawiesza z urzędu z chwilą otrzymania takiej informacji.
Konwencja Haska podkreśla, że nadrzędnym celem wszystkich działań jest ochrona dobra dziecka. Dziecko, które zostaje nagle wyrwane ze swojego środowiska, odczuwa ogromny stres, niepewność i zagubienie. Dlatego tak ważne jest, aby wszelkie działania podejmowane w ramach Konwencji były szybkie i skuteczne.
Uprowadzenie dziecka – podsumowanie
Wywiezienie dziecka za granicę nie rozwiąże “problemu”. W rzeczywistości takie działanie zwykle prowadzi do trudnych emocji dla wszystkich zaangażowanych stron oraz potencjalnej traumy dla dziecka.
Dorośli muszą pamiętać, że konflikt między rodzicami czy opiekunami nie powinien obciążać dziecka. Nawet w najtrudniejszych sytuacjach warto szukać rozwiązań, które minimalizują negatywny wpływ na najmłodszych.
Konwencja Haska nie tylko umożliwia odzyskanie dziecka, ale także zapewnia, że sprawa zostanie rozpatrzona w sposób uwzględniający dobro dziecka, a nie wyłącznie interesy dorosłych.
Rozwiązywanie sporów rodzinnych, zwłaszcza tych z międzynarodowym kontekstem, wymaga nie tylko znajomości prawa, ale również wrażliwości, empatii i gotowości do współpracy. Pamiętajmy, że dzieci mają prawo do stabilności, bezpieczeństwa i miłości – niezależnie od sytuacji, w której znaleźli się ich rodzice.
Jeśli zainteresował Was ten temat, przeczytajcie również te teksty:
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2024/12/dobry-mediator-lodz-1-scaled.jpg)
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2023/06/21.-6M1A3479-2-1-300x300.jpg)
LEPIEJ PÓŹNO NIŻ WCALE, CZYLI JAK POKOCHAŁEM MEDIACJĘ?
Gdy pierwszy raz usłyszałem o mediacji, byłem do niej nastawiony negatywnie. Pomyślałem sobie, że to jakieś dziwne rozwiązanie, które nie opiera się na poszukiwaniu racji, ani na znajomości prawa, a w dodatku sprawi, że prawnicy będą mieli mniej zleceń prowadzenia spraw w sądach, a więc na koniec dnia – że będzie to oznaczało spadek jakości rozwiązywania sporów, a także spadek zarobków prawników. Bądźmy szczerzy – jako młody adwokat szukałem raczej rozwiązań zmierzających w przeciwnym kierunku… Jednakże w takiej ocenie mediacji bardzo się myliłem. By zrozumieć zalety mediacji, musiałem wpierw zdać sobie sprawę, do czego służą sądy? A od tego powinny się zaczynać studia prawnicze.
Czym w ogóle jest mediacja?
Mediacja to sposób rozwiązywania sporów przy udziale bezstronnego mediatora. Mediator jest neutralny, nie ma osobistego interesu w forsowaniu żadnego rozwiązania, ani w narzucaniu własnego zdania. Mediator nie wydaje żadnego wyroku, a jedynie dba o przestrzeganie zasad komunikacji przez strony. Udział w mediacji jest całkowicie dobrowolny. Nikt nie może być do niej zmuszony. A po wyrażeniu zgody i tak w każdej chwili można z niej się wycofać. Podobnie, jak w Vegas – co było na mediacji, pozostaje na mediacji, a więc strony mogą sobie powiedzieć wszystko, ale pozostaje to poufne i nic, co powiedzą nie może być użyte przeciwko nim. Celem mediacji jest umożliwienie stronom aktywnego poszukiwania rozwiązania ich wspólnego problemu. W mediacji nie ma wygranych, ani przegranych: strony mogą dojść do porozumienia, lub do niego dojść, ale sukces osiągają wspólnie lub też wspólnie ponoszą porażkę, którą jest brak porozumienia.
W trakcie mediacji strony być może pierwszy raz będą mogły w bezpiecznych warunkach, w atmosferze szacunku i poufności opowiedzieć swoją historię i punkt widzenia. Być może nigdy wcześniej nie miały takiej możliwości, nie dostały takiej szansy. Takiej szansy nie dostaną też w sądzie, który nie jest zainteresowany całym ich konfliktem, a jedynie tym jego fragmentem, który został opisany w pozwie lub wniosku. Poza tym, sądy są zawalone tysiącami spraw, cierpią na braki kadrowe i lokalowe i przez to zwyczajnie nie mają możliwości, by każdemu zapewnić tyle czasu, ile kto go potrzebuje. W mediacji ten czas jest.
Do czego służą sądy? Porównanie z mediacją
Banalne pytanie! Przecież każdy to wie! Jeśli jednak się nad tym zastanowimy, zrozumiemy (lub nie), że sądy nie są od wymierzania sprawiedliwości (nazwa Wymiar Sprawiedliwości wprowadza w błąd). Nie mają ze sprawiedliwością wiele wspólnego. Sądy wydają miliony wyroków i postanowień rocznie, w których nie wymierzają sprawiedliwości, a stosują prawo. Możecie powiedzieć, że to jest to samo. Nie, to nie jest to samo. Idea sprawiedliwości jest mityczna i można ją rozumieć na wiele sposobów. To co dla mnie jest sprawiedliwe, może nie być sprawiedliwe dla Was.
Sądy natomiast stosują prawo, czyli konkretne sprawy rozstrzygają według ogólnych reguł. To tak, jakbyście mieli rozwiązywać dziesiątki zadań matematycznych. Umiecie dodawać i odejmować, mnożyć i dzielić, wiec macie tu 100 zadań i proszę je rozwiązać do jutra! Po co to robią? Po co sądy funkcjonują? Żebyśmy się wszyscy nie pozabijali. Gdyby ich nie było, każdy szukałby ochrony i sprawiedliwości z siekierą w ręku na chodniku. Świat bez prawa i aparatu jego stosowania oraz egzekwowania to świat anarchii i wojny każdego z każdym – dosłownie. Dzięki temu, że istnieje prawo i system jego stosowania (przy wszystkich swoich absurdach i ułomnościach) daje nam szansę spokojnego życia.
Sądy rozstrzygają spory
Jest jednak ogromna różnica, o której niewiele się mówi – między tym co robią sądy – rozstrzyganiem sporów, a ich rozwiązywaniem. Powtórzę raz jeszcze: sądy są od rozstrzygania sporów, a nie od ich rozwiązywania. Różnica jest kolosalna. Zapytacie, na czym ta różnica polega?
Co czuje wygrany?
Rozstrzygniecie jest arbitralne: ktoś ważniejszy od Was – na podstawie różnych dziwnych, niezbyt logicznych i niezrozumiałych zasad – mocą swojego autorytetu w podniosłej atmosferze oznajmia: Rację ma Kowalski! Wtedy Kowalski się cieszy! Nie do końca rozumie, dlaczego to on ma rację, ale się cieszy, że wygrał! Patrzy na drugą stronę sali na tego… Nowaka. Na twarzy Kowalskiego rysuje się triumf, szczęście! Przypomnijcie sobie Gerarda Depardieu grającego Kolumba. I ta podniosła muzyka Vangelisa, gdy dopływa do Ameryki! Nie tylko uzyskał potwierdzenie argumentów, które przedstawiał wynajęty przez niego prawnik (których Kowalski, ani często również jego prawnik nie rozumiał do końca), ale uzyskał triumf nad swoim wrogiem, którego pokonał. Nowak został pokonany. Niech żyje Sąd! Niech żyje Sędzia!
Co czuje przegrany?
A Nowak? A Nowak niech zdycha… Nowak czuje się rozdarty: nie wie, czy to pomyłka?! Czy niekompetentny okazał się prawnik, którego wynajął Nowak, czy też może głupi jest sędzia? A może przekupiony? W najlepszym razie to wina świadków, którzy kłamali, albo biegłych, którzy się wymądrzali, albo tego czy innego rządu lub ministra, który wprowadził takie głupie przepisy. Nowak czuje się oszukany lub w najlepszym razie niezrozumiany. Odczuwa frustracje, zawód i przygnębienie. Często nie rozumie, dlaczego przegrał. To co łączy nie strony, to myślenie w kategoriach wygrany / przegrany i niezrozumienie, dlaczego wyrok jest taki, a nie inny. Nowak czuje się pokrzywdzony. Stracił zaufanie do sądu, do prawników, do państwa, do prawa. Traci zaufanie do ludzi. A Kowalskiego nie chce widzieć na oczy. Nie jest gotowy na podanie mu ręki i zaakceptowanie porażki. Będzie szukał rewanżu: w sądzie lub poza nim. Przez rewanż poza sądem rozumiem znacznie więcej, niż zastrzelenie Kowalskiego, jak na starych filmach… Mam na myśli obmawianie go, godziny rozmów z przyjaciółmi, znajomymi, klientami, sąsiadami, w których będzie opowiadał o tym, jaki sędzia był głupi, a jaki Kowalski jest cwany, a jego prawnik to już w ogóle… Jaki tego jest skutek? Wzrost antagonizmu między tymi dwoma i osłabienie więzi społecznych między wszystkimi pośrednio zaangażowanymi.
Czego uczy nas arbitralny wyrok? Jak wyglądają jego rujnujące skutki?
W każdym razie, wyrok taki nie tylko nie usuwa sporu, który istniał u podłoża sprawy sądowej, on go potęguje! Zamiast przywracać harmonię do relacji międzyludzkich, wyrok sądu z wdziękiem szarżującego nosorożca ustawia strony w nowym układzie, w którym jedna ze stron najcześciej jest niezasadnie wywyższona, a druga cierpi z powodu swojego poniżenia. Czy to przywraca harmonię? Nie! To prowadzi do rewanżyzmu. Czy to usuwa przyczyny konfliktu? Nie, to tworzy nowy konflikt, którego efektem jest utrata zaufania do struktur państwowych, prawa i sądów. Czy to sprawia, że uczymy się rozmawiać? Nie, to uczy nas jedynie posługiwania się argumentami, które mają pokazać drugą stronę w jak najgorszym świetle, ale nie uczy nas komunikacji opartej na szacunku, asertywności i rzeczowym współdziałaniu w poszukiwaniu rozwiązań. Czy to nas uczy postawy obywatelskiej odpowiedzialności za swoje życie? Nie, to uczy nas histerii, podejrzliwości i cwaniactwa.
Czy zatem sądy są potrzebne? Tak, mediacja nie załatwi wszystkich spraw
Tak! Są absolutnie konieczne i niezbędne do funkcjonowania każdego normalne społeczeństwa. Czemu? Bo ich zadaniem powinno być rozstrzyganie tych spraw, których nie udało się rozwiązać poza sądami! Powtórzę. Sądy powinny być od tego, by zajmować się tymi tylko przypadkami, których strony same ni rozwiązały w sposób polubowny, czyli taki, który nie angażuje bezpośrednio aparaty państwowego, który myśli za strony, ale pozwala im wziąć odpowiedzialność za własne życie i szukać rozwiązania sporu samodzielnie lub jedynie pod nadzorem państwa. Jednym z takich trybów rozwiązywania sporów jest właśnie mediacja.
W mediacji nie rozstrzyga się kto ma rację, ale wspólnie szuka rozwiązania i wyjścia z sytuacji, w której strony się znalazły
Co robią strony w sądzie?
W sądzie wysiłek intelektualny niezbędny do rozstrzygnięcia spoczywa jednak na barkach sędziego. Wiem, że w procesie kontradyktoryjnym jest położony nacisk na aktywność stron, ale w odczuciu ludzi, to wciąż sąd i sędzia bada sprawę i rozstrzyga wg tego, co doskonale ustalił. Innymi słowy, w odczuciu przeciętnego człowieka to sąd jest od tego, żeby zbadać sprawę i wydać mądry, sprawiedliwy wyrok. Jaki ma to skutek? Ludzie czują się zwolnieni z obowiązku aktywnego uczestniczenia w procesie – od tego mają prawników – ale… ich aktywność nie jest nakierowana na szukanie rozwiązania problemu, ale na przekonanie sędziego do tego, że te drugi jest zły, a mój klient jest tym dobrym. Cały wysiłek procesu sądowego jest ukierunkowany na konfrontację i przekonanie sądu, że ja mam rację, a więc na dążeniem do pokonania przeciwnika.
A do czego strony dążą w mediacji?
W mediacji jest inaczej. Tutaj nacisk położony jest nie na wysiłek wynajętych prawników, chociaż ich pomoc bywa bardzo przydatna, ale na wysiłek samych zaangażowanych stron, które zamiast włączyć ze sobą – wspólnie działają na rzecz rozwiązania wspólnego problemu. Jest to ogromna różnica w porównaniu z procesem sądowym. Strony w mediacji uczą się rozwiązywać swoje problemy. Uczą się o nich rozmawiać. Uczą się analizować swoją sytuację, uczą się postrzegać punkt widzenia drugiej strony, uczą się empatii i konstruktywnego myślenia.
Mediacja sprawia, że strony wspólnie przełamują problemy, które ich dotknęły, wychodzą z mediacji silniejsze – każda z osobna, ale i wzmocnione wspólnie – z przekonaniem, że pokonały trudności, uprzedzenia. Każda ze stron w mediacji została wysłuchana, każdej zapewniono tyle czasu, ile potrzebowała. Strony poczuły bezpieczeństwo, ale i szacunek. Zapewniono im równe traktowanie i tzw. poczucie sprawiedliwości proceduralnej opartej na prostych i zrozumiałych zasadach (w przeciwieństwie do całkowicie odklejonych od rzeczywistości procedur sądowych).
Mediacja jest szybsza i tańsza od procesu sądowego. Jest przy tym łatwiejsza i nie ma w niej miejsca na prawnicze kruczki i triki. O ile wyrok sądowy uszczęśliwia jedną ze stron, a sprawia, że druga najczęściej czuje się pokrzywdzona i traci zaufanie do państwa i prawa, to porozumienie wypracowane wspólnie przez strony w mediacji skutkuje tym, że strony widzą w nim efekt wspólnej pracy i będą gotowe go bronić, jako wspólnego osiągnięcia. Jak bardzo różni się to od arbitralnego wyroku, który strona przegrana chce od razu zaskarżyć!
Mediacja pomaga budować wspólnotę, stawia na rozwijacie relacji i szacunek dla każdego z uczestników, uczy ich rozwiązywać ich sprawy w sposób bezpośredni i zaangażowany, przez co sprawia, że myślą kreatywnie i empatycznie. Co więcej, osoby biorące udział w mediacji zużywają na nią znacznie mniej swoich zasobów energetycznych, emocjonalnych i finansowych, niż w wieloletnim i kosztownym procesie sądowym, który na koniec i tak jedynie te strony antagonizuje faworyzując tego, kto lepiej potrafił walczyć lub cwaniakować.
Wady mediacji?
Mediacja ma jedną, jedyną wadę… Nie daje odczucia totalnego triumfu nad pokonanym przeciwnikiem. Nie pozwala go upokorzyć, ani narzucić mu swojego zdania. Nie pozwala wreszcie przerzucać finansowych i organizacyjnych kosztów sporu między stronami na całą wspólnotę, ani nie pozwala zrzucić brudnej roboty na sąd i adwokatów. Jeśli tego szukacie, nie korzystajcie z mediacji. Jeśli jednak szukacie sposobu, by uczynić Wasze życie lepszym, by się rozwijać, budować relację i uczyć się rozwiązywać problemy, które nie będą się za Wami ciągnąć latami, wybierzcie ją.
Kiedy zatem iść do sądu?
Kiedy zatem iść do sądu? Uważam, że sądy powinny być zarezerowane dla tych spraw, które do mediacji się nie nadają: do najpoważniejszych spraw kryminalnych, do spraw dotyczących krzywdzenia i wykorzystywania dzieci lub osób nieporadnych, niesamodzielnych, do tych wreszcie poważnych spraw, w których stronom nie udało się dojść do porozumienia, a ich i wspólnoty interes wymaga, by ich spór w końcu rozstrzygnąć – skoro nie udało się go rozwiązać. Wreszcie wszystkie te sprawy, gdzie nie ma dobrej woli i gotowości do współpracy w drobnej wierze. Ale zasadą powinno być pierwszeństwo mediacji przed sprawami sądowymi.
Pamiętajmy, że sąd jest urzędem, w którym pracują urzędnicy – specyficzni i bardzo wykwalifikowani, ale jednak urzędnicy. Oni reprezentują państwo. Ich praca kosztuje i obciąża nas wszystkich. Niech zarabiają jak najwięcej (i wszyscy inni pracownicy wymiaru sprawiedliwości!), ale korzystajmy z sądów i z sędziów w sprawach, które tego wymagają. W przeciwnym razie urządzamy sobie igrzyska na koszt państwa w sprawie, która naprawdę nie jest często tego warta, a sąd – jak to wyżej opisałem – problemu nie rozwiąże, a jedynie sprawę rozstrzygnie.
Mamy więc wybór: albo jak dorośli i odpowiedzialni za swoje życie ludzie postaramy się rozwiązywać nasze problemy, albo z postawą roszczeniową będziemy oczekiwać, że obcy człowiek z orłem na łańcuchu powie, że ja mam rację, a Nowak to świnia.
Jeśli zainteresował Was ten temat, przeczytajcie również te teksty:
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2024/12/dobry-prawnik-sprawy-rodzinne-lodz-1.jpg)
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2024/11/2jiw-300x300.jpg)
WYSŁUCHANIE DZIECKA W SPRAWACH RODZINNYCH
Przepisy dotyczące wysłuchania dziecka budzą sporo kontrowersji. Szeroko dyskutuje się zasadność jego wysłuchania w każdej sytuacji, a także tryb i formę takiej czynności. Pozostaje otwarte pytanie, czy rzeczywiście zawsze wysłuchanie dziecka leży w jego interesie. W tym artykule postaram się przybliżyć kilka kwestii z tym związanych.
Czym jest wysłuchanie dziecka?
W polskim systemie prawnym wysłuchanie dziecka stanowi istotny element postępowania w sprawach dotyczących jego osoby, w szczególności w sprawach opiekuńczych i rozwodowych.
Zgodnie z artykułem 216 (1) Kodeksu postępowania cywilnego, sąd w sprawach dotyczących dziecka ma obowiązek wysłuchać jego zdania, o ile pozwalają na to jego rozwój umysłowy, stan zdrowia i dojrzałość. Pomimo tego, że głos dziecka jest ważnym czynnikiem przy podejmowaniu decyzji przez sąd, nie zawsze odzwierciedla ono jego rzeczywiste dobro.
Zgodnie z przepisami, sąd wysłuchuje dziecko, jeśli jego rozwój intelektualny i emocjonalny pozwala na zrozumienie pytania i wyrażenie własnego zdania. Dziecko, zależnie od stopnia jego rozwoju, może mieć zdolność rozważenia konsekwencji swoich wyborów i odpowiedzialności, a także wyrażenia swojego życzenia. W niektórych przypadkach, jeśli dziecko odmawia udziału w wysłuchaniu, sąd może odstąpić od tej czynności. Wysłuchanie dziecka nie jest jednak obowiązkowe, a decyzja sądu zależy od indywidualnej sytuacji małoletniego.
Wątpliwości
Warto jednak zauważyć, że nie każde dziecko, niezależnie od wieku, ma taką samą zdolność oceny sytuacji czy dostrzegania konsekwencji swoich decyzji. Dlatego też, chociaż sąd wysłucha zdania dziecka, to decyzje podejmowane w oparciu wyłącznie o jego zdanie nie zawsze byłyby najlepsze.
Często bywa, że dziecko wybiera rozwiązania, które wydają się dla niego najdogodniejsze w danym momencie, jednak mogą prowadzić do długofalowych negatywnych skutków. Może to dotyczyć zarówno kwestii związanych z wyborem miejsca zamieszkania po rozwodzie rodziców, jak i kontaktów.
Przykładem może być sytuacja, w której dziecko wybiera rodzica, z którym ma większy kontakt, choć w danej chwili może to oznaczać większą dozę niestabilności, a także brak zapewnienia mu odpowiedniego wsparcia emocjonalnego lub materialnego. Dziecko, zwłaszcza w młodszym wieku, nie zawsze rozumie konsekwencje swoich decyzji, takich jak częste zmiany miejsca zamieszkania, czy brak stabilności w życiu codziennym.
Czy dziecko powinno decydować?
Dziecko, w wyniku braku doświadczenia życiowego, nie jest w stanie przewidzieć długofalowych skutków wyboru jednego z rodziców, zwłaszcza gdy ten rodzic jest mniej zaangażowany wychowawczo lub prowadzi niestabilny tryb życia. Często takie decyzje mogą wynikać z emocji – chęci bycia blisko rodzica, z którym spędza więcej czasu lub który daje mu więcej swobody.
Manipulacje jednego z rodziców mogą mieć wpływ na treść tego, co dziecko powie w trakcie wysłuchania
W jednej ze spraw rozwodowych dotyczących opieki nad 10-letnim dzieckiem, chłopiec podczas wysłuchania przed sądem zdecydowanie wskazywał, że chce zamieszkać z ojcem. Uzasadniał to stwierdzeniami, że „tata jest fajny”, „z tatą jest super”, oraz że „mama jest zła, krzywdzi mnie, i jej nienawidzę”. Jednakże, na pytania o szczegóły, dziecko nie potrafiło precyzyjnie wyjaśnić, na czym miałoby polegać krzywdzenie przez matkę ani dlaczego uważa ją za „złą”.
W toku analizy sytuacji przez biegłego psychologa ujawniono, że wypowiedzi dziecka były wynikiem manipulacji ze strony ojca. Ojciec zapewniał chłopcu pełną swobodę, nie wymagał od niego wykonywania obowiązków domowych ani nauki, pozwalał na nieograniczone korzystanie z gier komputerowych, a także obiecywał mu atrakcyjne prezenty. Jednocześnie, ojciec wielokrotnie przedstawiał matkę w negatywnym świetle, używając określeń takich jak: „twoja mama jest okropna, zawsze wszystko psuje” czy „z mamą tylko będą kłopoty”. Biegli zauważyli, że chłopiec powtarzał zasłyszane od ojca wyrażenia, takie jak „ona jest toksyczna” czy „manipuluje wszystkimi”, mimo że nie rozumiał ich znaczenia, co wskazywało na brak samodzielnej oceny sytuacji przez dziecko.
Analiza wykazała również, że chłopiec nie rozumiał konsekwencji swojego wyboru. Ojciec, pomimo przyjaznego wizerunku, miał historię niestabilnych relacji, częstych zmian miejsca zamieszkania oraz brak odpowiedzialności rodzicielskiej w przeszłości. Natomiast matka zapewniała dziecku stabilność, strukturę i wsparcie emocjonalne, co miało kluczowe znaczenie dla jego rozwoju.
Rola biegłego psychologa w ocenie i interpretacji wypowiedzi dziecka
Opinia biegłego jednoznacznie wskazała, że decyzje i wypowiedzi dziecka były w znacznej mierze ukształtowane przez manipulacyjny wpływ ojca, a nie wynik samodzielnej refleksji. Biegły uznał, że zamieszkanie z matką byłoby zgodne z dobrem dziecka, ponieważ zapewniała ona odpowiednie warunki do jego rozwoju, stabilne środowisko oraz niezbędne wsparcie emocjonalne. Sąd, kierując się opinią biegłego, orzekł o zamieszkaniu chłopca z matką. Jednocześnie, w trosce o dobro dziecka, sąd zobowiązał oboje rodziców do uczestnictwa w mediacjach rodzinnych oraz terapii, mającej na celu poprawę relacji między członkami rodziny i ograniczenie manipulacyjnych działań ojca.
Ten przykład pokazuje, jak ważną rolę odgrywają opinie biegłych. Biegli są w stanie ocenić, czy decyzje podejmowane przez dziecko są wyważone i oparte na zdrowym rozsądku, czy też wynikają z chwilowych emocji, które mogą być niekorzystne w długoterminowej perspektywie. Ich opinia jest pomocna w przypadku, gdy zdanie dziecka może nie być zgodne z jego dobrem – tak jak było to w przypadku tego chłopca.
Podsumowanie
Choć zdanie dziecka jest ważnym elementem w postępowaniu sądowym, jak widać nie zawsze jest zgodne z jego dobrem. Dziecko, z powodu braku doświadczenia życiowego i emocjonalnej niestabilności, może podejmować decyzje, które są dla niego w danej chwili wygodne, ale w dłuższej perspektywie mogą prowadzić do negatywnych konsekwencji. Dlatego też opinie biegłych, odgrywają kluczową rolę w ochronie jego interesów. Wysłuchanie dziecka jest ważnym krokiem, ale zawsze powinno być oceniane z uwzględnieniem jego rzeczywistych potrzeb i zdolności do oceny sytuacji. Decyzja sądu powinna być w pełni zgodna z dobrem dziecka, co czasem wymaga od sędziego podjęcia decyzji, które mogą różnić się od jego początkowego zdania.
Jeśli zainteresował Was ten temat, przeczytajcie również te teksty:
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2024/12/dobry-prawnik-sprawy-rodzinne-lodz.jpg)
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2024/11/2jiw-300x300.jpg)
PIECZA NAPRZEMIENNA – ZALETY I WADY TEGO ROZWIĄZANIA
Piecza naprzemienna polega na równym podziale opieki nad dzieckiem między oboje rodziców. Jest coraz częściej stosowanym modelem wykonywania władzy rodzicielskiej. Ma ona wiele zalet, ale również pewne wady, które należy brać pod uwagę, szczególnie w sytuacjach, gdy jeden z rodziców prowadzi niestabilny tryb życia. Przyjrzyjmy się jej bliżej.
Zalety pieczy naprzemiennej
Taki model opieki umożliwia dziecku utrzymanie bliskiej relacji z obojgiem rodziców, co jest niezwykle ważne dla jego emocjonalnego i społecznego rozwoju. Dziecko ma możliwość spędzania porównywalnej ilości czasu z każdym z rodziców, co pomaga unikać alienacji jednego z opiekunów i pozwala na równowagę wychowawczą. Dzięki zaangażowaniu obu stron w proces wychowania dziecko może korzystać z różnorodnych stylów wychowawczych, które wspólnie wspierają jego rozwój. Jest to bardzo ważne, gdyż pozwala dziecku obserwować i uczyć się zarówno męskiej, jak i kobiecej formy opiekuńczości, wzorców, ról i form. Co więcej, równy podział czasu opieki często prowadzi do większego poczucia sprawiedliwości między rodzicami i zmniejsza ryzyko konfliktów związanych z nierównym podziałem obowiązków. Każde z rodziców ma podobną ilość czasu z dzieckiem, ale i dla siebie. Jest to aspekt, o którym wiele osób woli głośno nie mówić, by nie zyskać łatki “złego rodzica”, ale przecież czas dla siebie samego / samej, ale także taki, który można spędzić z własnym partnerem / partnerką jest bardzo ważny i daje nam energię, pozwala zachować równowagę. Rodzic, który w sądzie walczył przez lata, żeby zyskać całość władzy nad dzieckiem i wypchnąć z jego życia tego drugiego często jest później sfrustrowany, zmęczony i przekłada te nastroje na relacje z dzieckiem. A mógł mieć wsparcie, jednak walczył sam, by się go pozbawić… Dodatkowo, piecza naprzemienna bywa korzystna również finansowo, gdyż łatwiej dzielić koszty związane z wychowaniem dziecka, które najczęściej również odpowiadają równemu podziałowi.
Wady pieczy naprzemiennej
Mimo wielu zalet, piecza naprzemienna wiąże się również z pewnymi wadami. Wprowadza ryzyko destabilizacji życia dziecka, szczególnie gdy zasady i rutyny w obu domach różnią się od siebie. Dziecko może mieć trudności z adaptacją do życia w dwóch różnych środowiskach, co może prowadzić do napięć i problemów emocjonalnych. Taki model opieki wymaga także bardzo dobrej komunikacji między rodzicami, co po rozstaniu bywa trudne do osiągnięcia. Dla dziecka szczególnie męczące mogą być wyzwania logistyczne – konieczność przemieszczania się między domami, co może utrudniać naukę, zajęcia dodatkowe czy utrzymanie relacji z rówieśnikami. To są wyzwania, które nie przekreślają omawianego rozwiązania, jednakże trzeba koniecznie zdawać sobie z nich sprawę.
W szczególności należy uwzględnić sytuacje, gdy jedno z rodziców prowadzi niestabilny tryb życia. Jeżeli rodzic często zmienia miejsce zamieszkania, partnerów lub prowadzi styl życia, który charakteryzuje się brakiem przewidywalności, piecza naprzemienna może (nie musi) przynieść dziecku więcej szkody niż pożytku. Stabilność jest kluczowa dla zdrowego rozwoju dziecka, a chaos wprowadzany przez niestabilne życie jednego z rodziców powoduje, że dziecko traci poczucie bezpieczeństwa. Częste zmiany partnerów przez jednego z rodziców utrudniają mu budowanie trwałych relacji i mogą prowadzić do emocjonalnego zamętu. Nomadyczny tryb życia rodzica dezorganizuje codzienne funkcjonowanie dziecka, które potrzebuje stałego miejsca zamieszkania i przewidywalności w codziennych zajęciach.
Dziecko, w modelu pieczy naprzemiennej w sytuacji, gdy jeden z rodziców prowadzi nomadyczny tryb życia, może manifestować różnorodne problemy emocjonalne, społeczne i fizyczne. Przykładem są objawy lękowe i niepokój – dziecko często odczuwa lęk przed nieznanym lub nieprzewidywalnym, obawiając się, kto tym razem pojawi się w życiu rodzica, z kim będzie mieszkać i jakie będą zasady w nowym miejscu. Taki stan prowadzi do chronicznego napięcia emocjonalnego, które może objawić się płaczliwością, a nawet odmową przejścia pod opiekę tego rodzica. Problemy z adaptacją stają się kolejnym wyzwaniem – dziecko może mieć trudności z przystosowaniem się do zmieniających się środowisk, takich miejsca zamieszkania czy relacje z kolejnymi partnerami rodzica. To może skutkować problemami z nauką oraz poczuciem wyobcowania w obu środowiskach.
Dziecko może także okazywać zaburzenia emocjonalne, takie jak nadmierna drażliwość, płaczliwość czy wybuchy złości. Dodatkowo pojawiają się fizyczne dolegliwości psychosomatyczne, np. bóle brzucha, które często występują przed zmianą miejsca zamieszkania lub w trakcie opieki u rodzica prowadzącego niestabilne życie.
Długotrwałe życie w niestabilnych warunkach może również wpłynąć na poczucie własnej wartości dziecka. Często ma ono wrażenie, że jego potrzeby są drugorzędne wobec życia dorosłych. Jeśli rodzic koncentruje się na swoich relacjach czy zmianach otoczenia, dziecko może uznać, że nie jest wystarczająco ważne, co prowadzi do niskiej samooceny. Taki brak stabilności może także wywoływać unikanie rutyny i obowiązków.
Takie zachowania jasno pokazują, jak destrukcyjny wpływ na dziecko może mieć niestabilność w jednym z domów. W takich przypadkach kluczowe jest wsparcie specjalistów, takich jak psychologowie dziecięcy, którzy pomogą dziecku zrozumieć i przepracować trudności.
Równie ważna jest rola sądu, który musi dokładnie ocenić, czy model pieczy naprzemiennej rzeczywiście służy dobru dziecka, czy rodzic prowadzący niestabilny tryb życia rzeczywiście kieruje się dobrem dziecka, czy raczej stawia swoje potrzeby na pierwszym miejscu. W tego typu sprawach opinie biegłych również odgrywają kluczowe znacznie, pod kątem ceny wpływ trybu życia rodzica na dobrostan dziecka.
W takich przypadkach sąd powinien dokładnie rozważyć, czy piecza naprzemienna jest zgodna z dobrem dziecka. Jeżeli jeden z rodziców nie jest w stanie zapewnić stabilnych warunków wychowawczych, sąd może uznać, iż piecza naprzemienna nie będzie zgodna z dobrem dziecka i przyznać większy zakres opieki rodzicowi prowadzącemu bardziej uregulowane życie.
Podsumowanie
Jak widać, piecza naprzemienna, mimo swoich zalet, wymaga stabilności, przewidywalności i harmonijnej współpracy między rodzicami. W sytuacjach, gdy jeden z rodziców prowadzi niestabilny tryb życia, może ona nie spełniać potrzeb dziecka i prowadzić do poważnych problemów emocjonalnych i społecznych. Dlatego decyzje dotyczące opieki naprzemiennej powinny być podejmowane z najwyższą starannością, zawsze z myślą o dobru dziecka.
Nie ma jednej odpowiedzi na pytanie, czy to jest dobre rozwiązanie. Może być świetne, jeśli rodzice dobrze współpracują, a dziecko nie cierpi na tym, że mieszka w dwóch domach. Jeśli jednak w jednym z nich panuje chaos, może to przełożyć się na problemy dziecka. Część z nich może się uwidocznić od razu, a część nawet po latach. Nie jest moim celem zniechęcanie do pieczy naprzemiennej, gdyż są sytuacje, w których sprawdza się ona świetnie. Zwracam jedynie uwagę, kiedy może wiązać się pewnymi niebezpieczeństwami mimo widocznych zalet.
Jeśli zainteresował Was ten temat, przeczytajcie również te teksty: