![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2025/01/konflikt-miedzy-wspolnikami.jpg)
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2023/06/21.-6M1A3479-2-1-300x300.jpg)
KTO CIERPI NA KONFLIKCIE MIĘDZY WSPÓLNIKAMI?
Konflikty między wspólnikami są zjawiskiem naturalnym i nie ma żadnego sensu udawać, że ich nie ma, ani też – gdy już się rozpoczną – zamiatać ich pod dywan. Konflikt jest jak burza – zjawisko atmosferyczne, które samo w sobie nie jest ani dobre, ani złe, a przydarza się w określonych okolicznościach. Wyłącznie od nas zależy, czy będzie dla nas okazją do przetestowania dotychczasowych relacji i wyciągnięcia konstruktywnych wniosków w celu ich wzmocnienia, czy też będzie akceleratorem niekorzystnych zmian i procesów, które pociągną całą spółkę na dno. Kto może zyskać, a kto ucierpień na konflikcie między wspólnikami?
Kto jest stroną konfliktu wspólników?
Wbrew pozorom, to pytanie nie jest takie łatwe. Oczywiście, że stronami są skonfliktowani wspólnicy. Ale takie stwierdzenie niczego nam nie wyjaśnia. Z prawnego punktu widzenia, gdy dochodzi np. do zaskarżania uchwał, stroną pozwaną nie jest drugi wspólnik, który głosował w sposób, który nam nie odpowiada, ani osoba, która na takiej uchwale zyskała. Stroną pozwaną przy zaskarżeniu uchwały jest bowiem sama spółka, którą będzie reprezentował defensywnie zarząd bez względu na to, czy mu się to podoba, czy nie. Musimy tu więc ściśle rozróżnić strony toczącego się postępowania, od rzeczywistych stron posiadających przeciwstawne interesy.
Widzimy więc, że do konfliktu wspólników czasami “mimochodem” wciągane są bezpośrednio osoby, które wolałyby zachować neutralność, albo takie, których interesy nie pozostają w bezpośrednim związku z interesami stron konfliktu. Stronami w takim rozumieniu będą główni menadżerowie spółki, jej zarząd, kluczowi pracownicy, ale również kontrahenci, wierzyciele, spółki od niej zależne, a nawet przedstawiciele lokalnych wspólnot, samorządów, gdy w grę wchodzą istotne miejsca pracy.
Konflikt wspólników ma tendencje do tego, żeby obejmować swoim zasięgiem i skutkami coraz szersze kręgi osób, na które wpływa najczęściej w sposób negatywny. Takie osoby czasami stają się bezpośrednio stroną danego postępowania, mimo że wobec konfliktu chciałyby pozostać neutralne (jak przypadku spółki pozwanej przez zaskarżenie uchwały), a kiedy indziej przez dewastujący wpływ konfliktu na ich sytuację prawną lub emocjonalną.
Kto cierpi na konflikcie wspólników?
Na konflikcie wspólników cierpią najczęściej pozostali wspólnicy, pracownicy i wszyscy tzw. “interesariusze” spółki. Dlaczego? Dlatego, że część zasobów organizacji jest rzucana nie do realizacji jej celów, ale do wzajemnego zwalczania się wspólników. Spółka może stać się zakładnikiem jednego lub kilku wspólników, którzy będą blokować jej rozwój lub wręcz sabotować jej pracę chcąc w ten sposób szantażować pozostałych w celu nakłonienia ich do akceptacji ich postulatów.
Załoga, a przyjemniej część wyższej kadry zostanie postawiona przed konfliktem lojalnościowym, który ma destrukcyjny wpływ na morale i kreatywność. Kluczowi pracownicy takiej spółki nie będą skupiali się na realizacji dalekosiężnych celów, ale raczej będą skupieni na walce o przeżycie. Będą pokazywali “profesjonalizm” w złym rozumieniu tego słowa, co przekuje się na symulowanie pracy kosztem raportowania. Będą oni musieli się mierzyć już nie tylko ze stawianymi przed nimi zadaniami, ale z wyborem, którego by nie chcieli musieć dokonywać: komu być lojalnym. W takich konfliktach szerzy się donosicielstwo, ładnie zwane obecnie sygnalizowaniem, szpiegowanie, szukanie haków i osłon własnych części ciała. Organizacja choruje.
Na konflikcie wspólników będą cierpiały rodziny: zarówno samych wspólników, jak i rodziny pracowników spółki. Niepewność jutra, zagrożenie procesami cywilnymi, być może karnymi, lub choćby utratą pracy przekłada się na całość relacji człowieka i nie ma siły, by w mniejszym lub większym stopniu nie przełożyło się to na jakość życia tych ludzi, a przez to ich rodzin. Stres wywołany zagrożeniami ekonomicznymi, prawnymi i konfliktem lojalnościowym ma wpływ destrukcyjny na utożsamianie się z organizacją, na gotowość do pracy, zaangażowanie, niszczy tkankę społeczną w samej spółce.
W końcu pokrzywdzeni są kontrahenci spółki, którzy zaczną odczuwać spadek jakości, być może płynności finansowej. Zaczną się problemy, a w pewnym momencie uznają oni, ze bardziej opłaca im się uciąć współpracę i odejść, by nie dostać rykoszetem. Dla spółki będzie to fatalne w skutkach.
Pomijam już koszty wizerunkowe, finansowe i organizacyjne takiego destrukcyjnego konfliktu. Są one kolosalne, często nie do nadrobienia. A w połączeniu z bardzo niskim stopniem zaufania społecznego w Polsce w ogóle, przyczyniają się do tego, że jesteśmy podejrzliwi i apatyczni.
Czy to znaczy, że mamy nie walczyć o swoje?
Nie, absolutnie nie! O swoje można i trzeba walczyć. Ale niech to będzie przede wszystkim walka z problemem, a nie z człowiekiem. Spróbujmy podzielić człowieka od problemu i wspólnie z tym człowiekiem pokonać problem. Na tym polegają negocjacje rzeczowe i taka jest istota mediacji gospodarczych, których jestem gorącym zwolennikiem, a od niedawna sam prowadzę je również jako mediator.
Chciałbym być jasno zrozumiany – nie mam nic przeciwko procesom sądowym. Ale uważam, że do sądu powinno się iść wtedy, kiedy sami – pomimo szczerych prób – nie rozwiążemy naszych problemów. Poddanie sprawy pod rozstrzygniecie sądu powinno być ostatecznością.
Zapraszam serdecznie do kontaktu wszystkich, którzy mają w swoich spółkach problemy: od komunikacyjnych między wspólnikami, po jawne już konflikty. Postaram się pomóc Wam je rozwiązać. Ja i mój zespół mamy w tym doświadczenie.
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2025/01/mediacje-w-sprawch-gospodarczych.jpeg)
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2023/06/21.-6M1A3479-2-1-300x300.jpg)
DLACZEGO DO MEDIACJI CIĄGLE TRZEBA ZACHĘCAĆ?
Wczoraj miałem na LinkedIn przyjemność wymienić kilka uwag z notariuszem, który komentował mój wpis o mediacji w sprawach gospodarczych, konkretnie dotyczący sporów korporacyjnych, w tym sporów między wspólnikami. Ja wychwalałem zalety mediacji, a on zadał mi trafne, chociaż bardzo irytujące pytanie: skoro mediacja jest taka fajna, to dlaczego trzeba do niej zachęcać? Przecież gdyby była efektywna, ludzie by się sami na nią decydowali. Jako przykład efektywnej regulacji podał notarialne poświadczenie dziedziczenia, którego reklamować nie trzeba, gdyż przyjęło się pięknie samo. Skłamałbym, gdyby powiedział, że nie mogłem zasnąć po tej wymianie zdań, ale uświadomiła mi ona kilka bardzo ważnych kwestii. Podzielę się nimi teraz.
Mediacje. Czy ludzie dokonują racjonalnych wyborów?
Jeszcze do niedawna założenie racjonalności człowieka było jednym z dogmatów ekonomii. Dzisiaj powoli się od tego odchodzi. W dobie ciągłego jawnego podprogowego oddziaływania na naszą percepcję, a nawet kreowania naszych potrzeb, trudno mowić o wyborach w pełni racjonalnych. Wystarczy przyjrzeć się kampaniom wyborczym, by uświadomić sobie, że przedmiotem debaty są zwulgaryzowane tematy zastępcze, a ludzie podejmują decyzje raczej pod wypływem emocji, niż racjonalnej analizy. Dzieje się tak dlatego, że mają przesyt danych, z których większość jest niskiej jakości lub wręcz zamęcza obraz. Obraz ten – we współczesnym świecie – byłby i tak często zbyt skomplikowany, by można było go dogłębnie zrozumieć. Jestem skłonny przyjąć, że element racjonalny istnieje, lecz tylko niektóre jednostki próbują z niego realnie korzystać, a i tak muszą w tym celu desperacko unikać medialnego szumu i potoku własnych myśli i chwytać racjonalność niczym powietrze po wynurzeniu się z wody. Większość z nas nie robi nawet tego. Tak wiec argument, że gdyby mediacja była efektywna, to racjonalnie myślący ludzie z pewnością sami by ją wybrali, w ogóle do mnie nie przemawia. Nie oznacza to jednak, że mediacja nie jest racjonalnym wyborem. Jest nim jak najbardziej. To ludzie, którzy ją apriorycznie odrzucają dokonują wyborów nieracjonalnych.
Dlaczego więc do mediacji trzeba ludzi namawiać?
Jakie są zalety mediacji?
Okazuje się jednak, że do końca tak nie jest. Otóż, w wielu krajach, szczególnie tych o utrwalonych cechach kupieckich i szacunku dla pragmatycznych rozwiązań, mediacja jest bardzo popularna i traktowana jako pierwszy wybór przed procesem sądowym. O zaletach mediacji pisałem już nie raz, nie będę teraz ich powtarzał w całości – poniżej znajdują się linki do innych moich artykułów na ten temat. W punktach wymienię jedynie najważniejsze zalety mediacji: 1) jest tania; 2) jest szybka; 3) skupia się na problemie, a nie na przeciwniku – oddziela problem od osoby; 4) sprzyja budowaniu zaufania i relacji; 5) ma na celu rozwiązanie problemu, a nie rozstrzygniecie sporu; 6) nie wzbudza potrzeby rewanżu; 7) pozwala zaoszczędzić energię i emocje.
Czemu trzeba namawiać do mediacji?
Mediacja jest oczywiście dobrowolna, więc przez namawianie nie mam na myśli zmuszania kogokolwiek, ale raczej edukację i sugerowanie najlepszego rozwiązania. Nikogo do mediacji zmusić jednak nie wolno.
Czemu więc tak skuteczne i proste narzędzie nie jest w Polsce pierwszym wyborem? Czemu trzeba do mediacji ludzi namawiać? Przyczyn jest kilka. Zacznijmy od historii. Nasza świadomość historyczna budowana jest na warcholskiej kulturze szlacheckiej utrwalonej w literaturze i kinie. W tej kulturze właśnie sądzono się przez sześć pokoleń o przysłowiową gruszę na miedzy. Organy państwowe zostały zawłaszczone do rozstrzygania nieraz absurdalnych sporów. Dostęp do takiego sądownictwa był jednak przywilejem klasowym i prawo do prowadzenia takich procesów było przejawem prestiżu, władzy, wyższości, zamożności itd.
Do dzisiaj dla wielu osób dostęp do sądu i skierowanie do niego sprawy jest przejawem i możliwością doznania takiego uznania ze strony państwa. Idę do sądu! Jestem ważny! Zostanę potraktowany jak obywatel! Sąd zajmie się moją sprawą! Będę wysłuchany! Pokonam przeciwnika! To są myśli i emocje, które są związane z pójściem do sądu. W dodatku, dla wielu osób zaprzęgnięcie państwa w swój prywatny spór jest przyczyną poczucia sprawczości. Płacą podatki i teraz państwo ma działać w ich interesie. Niech się wszyscy zajmują ich sprawą!
Nie bez znaczenia jest również historia ostatnich 200 lat, która nie sprzyjała budowaniu ogólnego poczucia zaufania, więzi społecznych, ani przede wszystkim poczucia odpowiedzialności za własne życie i własne sprawy. Wprost przeciwnie, zbudowała się postawa roszczeniowa wobec państwa i postawa podejrzliwości wobec ludzi.
Co więcej, nasz kultura epatuje gloryfikacją walki do końca, nawet – a może przede wszystkim – o przegraną sprawę. Nie ceni się umiejętności załatwienia sprawy, rozwiązania problemu, zaufania i współpracy, a chwali się nieustępliwość, zawziętość, szafowanie wielkimi słowami, frazes, płytkość i postawę nieprzejednaną, jako moralnie jedynie słuszną, zamiast pragmatycznego załatwienia sprawy. Trzeba przy tym jasno stwierdzić, że koszty mają tu trzeciorzędne znaczenie, choćby były katastrofalnie duże.
Mediacja oznacza przejęcie odpowiedzialności za własne sprawy
W sądzie Kowalski może mieć postawę roszczeniową. On do sądu idzie, pozywa Nowaka, płaci i wymaga. Niech teraz adwokaci gadają, a sędzia się głowi, jaki wydać wyrok. Jak wygra, będzie się cieszył, że Nowaka pokonał, a jak przegra, zawsze będzie mógł zrzucić winę na adwokatów lub sędziego. Jakie to jest łatwe!
W mediacji tak łatwo nie będzie. Nikt za Kowalskiego pracy nie wykona. Prawnicy mogą mu pomóc, ale to on będzie musiał zmierzyć się z problemem, szukać sposobów jego rozwiązania, poszukiwać z Nowakiem płaszczyzn wzajemnych korzyści i zrozumienia. W mediacji zmieniamy sposób myślenia – z konfrontacyjnego na pragmatyczny. Zamiast próbować pokonać przeciwnika argumentami, które z istotą problemu mają często niewiele wspólnego, trzeba problem obejrzeć, wspólnie rozbroić i próbować tak ukształtować wspólną rzeczywistość, żeby przyniosła korzyści dla obu stron. Wymaga to jednak rezygnacji z pieniactwa, konfrontacji i pieszczenia własnego ego.
Bez obaw, mediacja nie oznacza, że brakuje nam odwagi lub asertywności!
Jest wprost przeciwnie. Mediacja oznacza właśnie odpowiedzialność, odwagę i asertywność. Tu nie chodzi o proste pójście na ustępstwo, które może być uznane za porażkę. Mediacja sprzyja właśnie budowaniu asertywności wobec problemu, ale otwartości wobec potrzeb drugiego człowieka. Pozwala załatwić sprawę w sposób konstruktywny, budować relację i zyskać poczucie prawdziwej sprawczości. Często pierwszy raz w życiu. I dotyczy to nie tylko mediacji w sprawach gospodarczych, korporacyjnych, ale przede wszystkim również w sprawach rodzinnych i pracowniczych.
Jeśli więc słyszę, że do mediacji trzeba namawiać, bo nie jest efektywna, mogę się tylko uśmiechnąć. Ona jest znacznie bardziej efektywna, niż proces sądowy. Pozwala nam jednak – i wymaga jednocześnie – zmierzenia się z istotą problemu, a nie tematami zastępczymi. Wymaga tego, byśmy pracowali nad tym sami, a nie bili się przez wybranych rycerzy, jak w średniowieczu.
Do mediacji trzeba namawiać ludzi, tak, ale głównie w Polsce, gdzie widoczne są jeszcze nawyki i schematy myślenia wyrobione przez ostatnie 400 lat. One tak szybko nie znikną, ale uważam, że ich miejsce jest w odległej przeszłości, a głęboki sens ma praca promowaniem i edukacją w odniesieniu do mediacji jako najbardziej efektywnej formy rozwiązywania sporów.
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2025/01/Najlepsza-kancelaria-w-Lodzi.jpeg)
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2023/06/21.-6M1A3479-2-1-300x300.jpg)
CZYM MY SIĘ ZAJMUJEMY? DZISIAJ KILKA SŁÓW O NAS
Każda firma ma coś, czym się wyróżnia. Coś, co ją identyfikuje – choćby wyłącznie w zamyśle jej właścicieli. Myślę, że każda kancelaria powinna umieć odpowiedzieć na pytanie, czym różni się od konkurencji. Takie pytanie postanowiłem postawić – i publicznie na nie odpowiedzieć. Zatem – do dzieła!
Nasze specjalizacje
Każde z nas specjalizuje się w innej dziedzinie prawa. Już po tematach naszych wpisów widzicie, że Mecenas Rybarska zajmuje się głównie prawem rodzinnym, a Mecenas Jantczak – prawem pracy. Ja zajmuję się prawem gospodarczym, tj. prawem handlowym, prawem spółek i własności intelektualnej. Najbardziej jednak lubię mediacje i negocjacje związane z rozwiązywaniem konfliktów. Wśród sporów z kolei – najbardziej lubię spory korporacyjne, spory między wspólnikami i konflikty w firmach rodzinnych.
Kiedyś naukowo zajmowałem się prawem rynku kapitałowego, w tym instrumentami finansowymi. Swoją pracę doktorską poświęciłem opcjom walutowym. Prowadzę do dzisiaj sprawy sądowe przeciwko bankom, w których te instrumenty grają rolę główną.
Prowadzę również sprawy karne i karne skarbowe.
Co nas wyróżnia?
Jak widzicie każde z nas najlepiej czuje się w innej dziedzinie prawa. Rzadko jednak zdarza się, że jeden Klient ma problem ograniczający się tylko do jednego zagadnienia. Jeśli ktoś tak to widzi, najczęściej patrzy nieuważnie i czegoś nie dostrzega. My – dzięki naszemu zróżnicowaniu, odmiennym drogom zawodowym i doświadczeniu – potrafimy spojrzeć na Klienta i jego problemy w sposób szeroki, a dzięki temu – lepiej mu doradzać.
Jeśli ktoś myśli, że prawo gospodarcze nie przenika się z rodzinnym, niech spróbuje poprowadzić rozwód przedsiębiorców. A może nie przenika się z prawem pracy? Z tego, co kojarzę, firmy czasem zatrudniają pracowników.
Każdą sprawę prowadzi u nas jeden prawnik, ale zawsze jest ona omawiana przez cały zespół. Pomagamy sobie, przyglądamy się sprawom, dyskutujemy o nich. Dzięki temu mamy pewność, że “obejrzymy” je z każdej strony.
Doświadczenie w negocjacjach i mediacjach
Jeśli miałbym wyróżnić tę umiejętność, która wyróżnia nas najbardziej na tle innych kancelarii, to bardzo bogate i różnorodne doświadczenie negocjacyjne. Od kilkunastu lat zajmuję się negocjacjami. Zaczynał od prostych umów, ale szybko zacząłem obsługiwać start upy, dla których prowadziłem negocjacje z inwestorami prywatnymi i funduszami inwestycyjnymi. Wśród nich były też takie, które operowały środkami publicznymi.
Następnie prowadziłem kilkadziesiąt sporów w średnich firmach. Wiele z nich to były firmy rodzinne. Były też spółki, których wspólnicy byli dla siebie względnie obcymi osobami. Potem pojawiły się procesy inwestycyjne i negocjacje w trakcie rozwodów, w których pojawiały się firmy i udziały w nich.
W tych wszystkich sprawach mogłem osiągnąć bardzo dobre wyniki dzięki 3 elementom: 1) holistycznemu podejściu do sytuacji Klientów; 2) umiejętnościom negocjacyjnym; 3) słuchaniu rad tych, którzy lepiej ode mnie znają się na prawie rodzinnym i prawie pracy.
Gdy myślałem już, że o negocjacjach wiem bardzo dużo, poszedłem na Studia Podyplomowe z Negocjacji, Mediacji i Alternatywnych Metod Rozwiązywania Sporów na Uniwersytecie Warszawskim. Ten wspaniały kurs bardzo poszerzył moją perspektywę na istotę negocjacji, zmienił moje podejście i przekonał mnie do mediacji.
Na tym jednak nie koniec. W zeszłym roku razem z Mecenas Adrianną Rybarską skończyliśmy Podyplomowe Studia z Psychiatrii i Psychologii Sądowej na Uniwersytecie Łódzkim. Powiem tylko tyle- było warto!
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2024/12/dobry-prawnik-sprawy-rodzinne-lodz.jpg)
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2024/11/2jiw-300x300.jpg)
PIECZA NAPRZEMIENNA – ZALETY I WADY TEGO ROZWIĄZANIA
Piecza naprzemienna polega na równym podziale opieki nad dzieckiem między oboje rodziców. Jest coraz częściej stosowanym modelem wykonywania władzy rodzicielskiej. Ma ona wiele zalet, ale również pewne wady, które należy brać pod uwagę, szczególnie w sytuacjach, gdy jeden z rodziców prowadzi niestabilny tryb życia. Przyjrzyjmy się jej bliżej.
Zalety pieczy naprzemiennej
Taki model opieki umożliwia dziecku utrzymanie bliskiej relacji z obojgiem rodziców, co jest niezwykle ważne dla jego emocjonalnego i społecznego rozwoju. Dziecko ma możliwość spędzania porównywalnej ilości czasu z każdym z rodziców, co pomaga unikać alienacji jednego z opiekunów i pozwala na równowagę wychowawczą. Dzięki zaangażowaniu obu stron w proces wychowania dziecko może korzystać z różnorodnych stylów wychowawczych, które wspólnie wspierają jego rozwój. Jest to bardzo ważne, gdyż pozwala dziecku obserwować i uczyć się zarówno męskiej, jak i kobiecej formy opiekuńczości, wzorców, ról i form. Co więcej, równy podział czasu opieki często prowadzi do większego poczucia sprawiedliwości między rodzicami i zmniejsza ryzyko konfliktów związanych z nierównym podziałem obowiązków. Każde z rodziców ma podobną ilość czasu z dzieckiem, ale i dla siebie. Jest to aspekt, o którym wiele osób woli głośno nie mówić, by nie zyskać łatki “złego rodzica”, ale przecież czas dla siebie samego / samej, ale także taki, który można spędzić z własnym partnerem / partnerką jest bardzo ważny i daje nam energię, pozwala zachować równowagę. Rodzic, który w sądzie walczył przez lata, żeby zyskać całość władzy nad dzieckiem i wypchnąć z jego życia tego drugiego często jest później sfrustrowany, zmęczony i przekłada te nastroje na relacje z dzieckiem. A mógł mieć wsparcie, jednak walczył sam, by się go pozbawić… Dodatkowo, piecza naprzemienna bywa korzystna również finansowo, gdyż łatwiej dzielić koszty związane z wychowaniem dziecka, które najczęściej również odpowiadają równemu podziałowi.
Wady pieczy naprzemiennej
Mimo wielu zalet, piecza naprzemienna wiąże się również z pewnymi wadami. Wprowadza ryzyko destabilizacji życia dziecka, szczególnie gdy zasady i rutyny w obu domach różnią się od siebie. Dziecko może mieć trudności z adaptacją do życia w dwóch różnych środowiskach, co może prowadzić do napięć i problemów emocjonalnych. Taki model opieki wymaga także bardzo dobrej komunikacji między rodzicami, co po rozstaniu bywa trudne do osiągnięcia. Dla dziecka szczególnie męczące mogą być wyzwania logistyczne – konieczność przemieszczania się między domami, co może utrudniać naukę, zajęcia dodatkowe czy utrzymanie relacji z rówieśnikami. To są wyzwania, które nie przekreślają omawianego rozwiązania, jednakże trzeba koniecznie zdawać sobie z nich sprawę.
W szczególności należy uwzględnić sytuacje, gdy jedno z rodziców prowadzi niestabilny tryb życia. Jeżeli rodzic często zmienia miejsce zamieszkania, partnerów lub prowadzi styl życia, który charakteryzuje się brakiem przewidywalności, piecza naprzemienna może (nie musi) przynieść dziecku więcej szkody niż pożytku. Stabilność jest kluczowa dla zdrowego rozwoju dziecka, a chaos wprowadzany przez niestabilne życie jednego z rodziców powoduje, że dziecko traci poczucie bezpieczeństwa. Częste zmiany partnerów przez jednego z rodziców utrudniają mu budowanie trwałych relacji i mogą prowadzić do emocjonalnego zamętu. Nomadyczny tryb życia rodzica dezorganizuje codzienne funkcjonowanie dziecka, które potrzebuje stałego miejsca zamieszkania i przewidywalności w codziennych zajęciach.
Dziecko, w modelu pieczy naprzemiennej w sytuacji, gdy jeden z rodziców prowadzi nomadyczny tryb życia, może manifestować różnorodne problemy emocjonalne, społeczne i fizyczne. Przykładem są objawy lękowe i niepokój – dziecko często odczuwa lęk przed nieznanym lub nieprzewidywalnym, obawiając się, kto tym razem pojawi się w życiu rodzica, z kim będzie mieszkać i jakie będą zasady w nowym miejscu. Taki stan prowadzi do chronicznego napięcia emocjonalnego, które może objawić się płaczliwością, a nawet odmową przejścia pod opiekę tego rodzica. Problemy z adaptacją stają się kolejnym wyzwaniem – dziecko może mieć trudności z przystosowaniem się do zmieniających się środowisk, takich miejsca zamieszkania czy relacje z kolejnymi partnerami rodzica. To może skutkować problemami z nauką oraz poczuciem wyobcowania w obu środowiskach.
Dziecko może także okazywać zaburzenia emocjonalne, takie jak nadmierna drażliwość, płaczliwość czy wybuchy złości. Dodatkowo pojawiają się fizyczne dolegliwości psychosomatyczne, np. bóle brzucha, które często występują przed zmianą miejsca zamieszkania lub w trakcie opieki u rodzica prowadzącego niestabilne życie.
Długotrwałe życie w niestabilnych warunkach może również wpłynąć na poczucie własnej wartości dziecka. Często ma ono wrażenie, że jego potrzeby są drugorzędne wobec życia dorosłych. Jeśli rodzic koncentruje się na swoich relacjach czy zmianach otoczenia, dziecko może uznać, że nie jest wystarczająco ważne, co prowadzi do niskiej samooceny. Taki brak stabilności może także wywoływać unikanie rutyny i obowiązków.
Takie zachowania jasno pokazują, jak destrukcyjny wpływ na dziecko może mieć niestabilność w jednym z domów. W takich przypadkach kluczowe jest wsparcie specjalistów, takich jak psychologowie dziecięcy, którzy pomogą dziecku zrozumieć i przepracować trudności.
Równie ważna jest rola sądu, który musi dokładnie ocenić, czy model pieczy naprzemiennej rzeczywiście służy dobru dziecka, czy rodzic prowadzący niestabilny tryb życia rzeczywiście kieruje się dobrem dziecka, czy raczej stawia swoje potrzeby na pierwszym miejscu. W tego typu sprawach opinie biegłych również odgrywają kluczowe znacznie, pod kątem ceny wpływ trybu życia rodzica na dobrostan dziecka.
W takich przypadkach sąd powinien dokładnie rozważyć, czy piecza naprzemienna jest zgodna z dobrem dziecka. Jeżeli jeden z rodziców nie jest w stanie zapewnić stabilnych warunków wychowawczych, sąd może uznać, iż piecza naprzemienna nie będzie zgodna z dobrem dziecka i przyznać większy zakres opieki rodzicowi prowadzącemu bardziej uregulowane życie.
Podsumowanie
Jak widać, piecza naprzemienna, mimo swoich zalet, wymaga stabilności, przewidywalności i harmonijnej współpracy między rodzicami. W sytuacjach, gdy jeden z rodziców prowadzi niestabilny tryb życia, może ona nie spełniać potrzeb dziecka i prowadzić do poważnych problemów emocjonalnych i społecznych. Dlatego decyzje dotyczące opieki naprzemiennej powinny być podejmowane z najwyższą starannością, zawsze z myślą o dobru dziecka.
Nie ma jednej odpowiedzi na pytanie, czy to jest dobre rozwiązanie. Może być świetne, jeśli rodzice dobrze współpracują, a dziecko nie cierpi na tym, że mieszka w dwóch domach. Jeśli jednak w jednym z nich panuje chaos, może to przełożyć się na problemy dziecka. Część z nich może się uwidocznić od razu, a część nawet po latach. Nie jest moim celem zniechęcanie do pieczy naprzemiennej, gdyż są sytuacje, w których sprawdza się ona świetnie. Zwracam jedynie uwagę, kiedy może wiązać się pewnymi niebezpieczeństwami mimo widocznych zalet.
Jeśli zainteresował Was ten temat, przeczytajcie również te teksty:
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2024/11/Kancelaria-prawo-rodzinne-lodz-2.jpg)
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2024/11/2jiw-300x300.jpg)
ALIENACJA RODZICIELSKA – FORMA SKRAJNA
W poprzednim artykule poruszyłam subtelne i mniej widoczne formy alienacji, które niszczą więź dziecka z drugim rodzicem. Teraz jednak chcę skupić się na najbardziej dramatycznym przejawie tego zjawiska – sytuacji, gdy dziecko zostaje całkowicie odseparowane od jednego z rodziców. Ten ekstremalny scenariusz ma katastrofalne konsekwencje nie tylko dla relacji rodzinnych, ale przede wszystkim dla psychiki dziecka, które musi radzić sobie z niewyobrażalnym ciężarem emocjonalnym.
Alienacja rodzicielska poprzez separację – trauma na całe życie
Całkowite odcięcie dziecka od jednego z rodziców to proces, który często zaczyna się od manipulacji emocjonalnej i potrafi eskalować nawet poprzez użycie instytucji prawnych, takich jak prokurator czy sąd rodzinny. Rodzic alienujący nie tylko buduje w dziecku obraz drugiego opiekuna jako osoby niegodnej zaufania, ale często posuwa się dalej, składając zawiadomienia o rzekomym znęcaniu się nad dzieckiem czy molestowaniu seksualnym. Takie fałszywe oskarżenia, choć zazwyczaj kończą się umorzeniem wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu zabronionego, niosą ze sobą dramatyczne konsekwencje. Wyobraźmy sobie sytuację, w której dziecko jest przesłuchiwane w tzw. “niebieskim pokoju” i jest pytane o szczegóły rzekomej przemocy czy molestowania, z którą nigdy nie miało styczności. Takie przesłuchanie staje się dla dziecka źródłem ogromnego stresu, poczucia winy i zagubienia.
Fałszywe oskarżenia – jak rodzic sam krzywdzi swoje dziecko?
Przykładem takiej historii jest dziesięcioletnia dziewczynka, która została odseparowana od swojego ojca przez matkę. Matka najpierw subtelnie sugerowała, że ojciec nie jest dobrym człowiekiem – wskazywała na jego rzekomą obojętność, brak zainteresowania sprawami dziecka, a nawet brak odpowiedzialności za jej wychowanie. Następnie zaczęła składać zawiadomienia o znęcaniu się psychicznym, a w pewnym momencie oskarżyła ojca o molestowanie seksualne. Obok postępowania karnego toczyła się sprawa rodzinna, w której to sąd – na czas toczącego się postępowania – zakazał kontaktów ojca z córką. Dziecko podczas przesłuchania w “niebieskim pokoju” konsekwentnie zaprzeczało krzywdzącym zachowaniom, a prokurator umorzył sprawę wobec braku dowodów.
Szereg okoliczności związanych z toczącymi się sprawami oraz brak kontaktów z ojcem, były dla dziewczynki doświadczeniami traumatycznymi. Mimo że matka próbowała stworzyć córce pozory normalności, dziewczynka czuła ogromną pustkę i wewnętrzny konflikt lojalnościowy. Tęskniła za ojcem, czuła miłość i jednocześnie narastający wstyd – bo przecież matka mówiła, że ojciec jest złym człowiekiem. Te emocje zaczęły się kumulować. Dziewczynka coraz bardziej się izolowała, stawała się apatyczna, aż w końcu zaczęła się samookaleczać. Wybierała momenty, gdy była sama, i raniła swoje ręce ostrymi przedmiotami. Robiła to nie dlatego, że chciała zwrócić na siebie uwagę, ale by „uwolnić” się od napięcia i bólu, których nie rozumiała. Każde cięcie przynosiło jej chwilową ulgę – ból fizyczny był łatwiejszy do zniesienia niż emocjonalne cierpienie.
Dramatyzm tej sytuacji polega na tym, że dziewczynka przez długi czas nie wiedziała, dlaczego tak się czuje. Nie potrafiła powiedzieć matce o swoim bólu, bo przecież to właśnie matka była źródłem jej wewnętrznego konfliktu. Kiedy jednak trafiła do psychologa, proces terapeutyczny ujawnił głęboko skrywane emocje. Podczas pracy z psychologiem udało się odkryć, że dziewczynka wciąż myśli o ojcu i tęskni za nim, ale boi się o tym mówić, żeby nie sprawić matce przykrości. Dziewczynka zrozumiała, że jej wewnętrzne napięcie i poczucie winy za „zdradę” matki wyrażały się w formie autodestrukcji. To była jedyna droga, jaką znała, by poradzić sobie z sytuacją, której nie rozumiała i na którą nie miała wpływu.
Alienacja – gdy dziecko staje się narzędziem w walce rodziców
Alienacja rodzicielska to dramat, który dotyka nie tylko dziecko, ale również rodzica odciętego od swojej pociechy. Alienowany rodzic staje się ofiarą systematycznego niszczenia więzi, którą budował przez lata, a każdy dzień izolacji jest dla niego jak cicha żałoba za żyjącym dzieckiem. Jednocześnie jest on często zmuszony do odpierania fałszywych oskarżeń. Przytoczę teraz słowa jednego z moich Klientów: „Pani Mecenas, ja się cieszę, że istnieje artykuł 207 kodeksu karnego, bo gdyby go nie było, moja była żona oskarżyłaby mnie o przestępstwo z art. 200 kk. Wiedziałaby, że takie zarzuty zniszczą mnie na zawsze.” Te słowa w pełni oddają tragedię rodzica, który nie tylko traci kontakt z dzieckiem, ale także musi bronić się przed oskarżeniami, które mogą na zawsze zniszczyć jego życie osobiste i zawodowe.
Nierzadko w tego typu sprawach media społecznościowe i tradycyjne odgrywają coraz większą rolę i są wykorzystywane jako arena walki, na której rodzice starają się przekonać opinię publiczną do swojej racji, zapominając o tym, jak bardzo takie działania krzywdzą dziecko.
Jednym z najczęstszych sposobów wykorzystania mediów przez rodzica alienującego jest publiczne oskarżanie drugiego rodzica o różne przewinienia. Posty na Facebooku, wpisy na forach internetowych czy nawet filmy na YouTube mogą zawierać bardzo osobiste informacje i oskarżenia, które mają na celu zniszczyć wizerunek drugiego rodzica w oczach innych. Działania rodzica alienującego przeradzają się w kampanie hejtu przeciwko drugiemu rodzicowi poprzez mobilizację znajomych, rodziny, a nawet obcych ludzi do atakowania go w komentarzach.
Rola (social) mediów
Wiele osób, chcąc udowodnić swoją rację, upublicznia prywatne wiadomości, zdjęcia czy nagrania, które mogą naruszać prywatność dziecka i drugiego rodzica.
W takich przypadkach media, zamiast pomagać, często potęgują konflikt, upraszczając złożone sytuacje rodzinne do jednoznacznych osądów. Rodzic, który decyduje się na upublicznienie konfliktu, zapomina, że dziecko jest tu osobą najbardziej poszkodowaną – i że każda medialna burza pozostawia ślad w jego psychice. Konflikty rodzinne powinny być rozwiązywane w sposób dyskretny i z poszanowaniem dobra dziecka, które przede wszystkim potrzebuje spokoju i stabilności, a nie medialnego rozgłosu.
Zdarza się, że alienacja prowadzi do ingerencji sądu rodzinnego w władzę rodzicielską rodzica, który dopuszcza się manipulacji dzieckiem, poprzez jej ograniczenie lub nawet pozbawienie. Bardzo często sądy, kierując się dobrem dziecka, zobowiązują zarówno rodzica, jak i dziecko do udziału w terapii lub pracy z psychologiem. Celem takich działań jest odbudowanie więzi z alienowanym rodzicem oraz przerwanie destrukcyjnych schematów emocjonalnych, które zagrażają prawidłowemu rozwojowi dziecka.
Dziecko trafia do rodziny zastępczej. Czy musiało do tego dojść?
W skrajnych przypadkach, gdy sąd uzna, że dalsze pozostawanie dziecka pod opieką alienującego rodzica poważnie zagraża jego dobrostanowi, może zdecydować o umieszczeniu dziecka w rodzinie zastępczej albo placówce opiekuńczo-wychowawczej. Takie rozwiązania są jednak ostatecznością – często traumatyczną również dla dziecka, które traci poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Działania te mają jednak na celu przede wszystkim ochronę dziecka przed dalszym krzywdzeniem i stworzenie mu szansy na zbudowanie zdrowych relacji z obojgiem rodziców.
W przypadku alienacji rodzicielskiej, zwłaszcza gdy pojawiają się fałszywe oskarżenia, kluczowa jest pomoc doświadczonego prawnika, takiego jak adwokat czy radca prawny. Profesjonalna i szybka reakcja może nie tylko ochronić przed niesłusznymi zarzutami, ale także przywrócić prawo do kontaktu z dzieckiem. Oddając sprawę w ręce specjalisty możemy zyskać nie tylko wsparcie prawne, ale i strategiczne.
Alienacja – zakończenie
Bardzo często wizyta u adwokata lub radcy prawnego jest właśnie pierwszym krokiem do odzyskania więzi z dzieckiem. Pamiętajmy, że czas gra ogromną rolę. Niektórzy czekają, aż dziecko dorośnie i samo zrozumie. Dorośnie, ale oddając narrację drugiej stronie sprawiamy, że raczej nie zrozumie. A utraconego czasu i miłości już nie odzyskamy.
Mogę zwrócić się z apelem do wszystkich rodziców: macie prawo się kłócić, mieć pretensje do siebie, spierać się. Ale alienując dziecko od rodzica, robi się największą krzywdę właśnie dziecku. Każde dziecko ma prawo do tego, żeby mieć oboje rodziców. Pomijam sytuacje skrajne, ale najczęściej to wyłącznie złość i niedojrzałość lub chęć zemsty pchają ludzi do stosowania alienacji. W ten sposób największą krzywdę wyrządza się dziecku.
Jeśli zainteresował Was ten temat, przeczytajcie również te teksty:
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2024/11/Prawnik-sprawy-o-mobbing-prawo-pracy.jpg)
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2024/11/1jiw-300x300.jpg)
CZYM JEST MOBBING I JAKIE PRZYBIERA FORMY?
Przepisy O mobbingu weszły do kodeksu pracy już 20 lat temu. Lecz dopiero niedawno zaczęła budzić się świadomość społeczeństwa dotycząca tego zjawiska. Dlaczego? Pewnie ze względu na zmiany, jakie w ostatnich latach zaszły na rynku pracy. A wynikają one (w interesującym nas zakresie) m.in. z większego dostępu do wiedzy, zmian kulturowych przejawiające się m.in. w podkreślaniu godności i asertywności. Świadomość społeczna rośnie również dzięki mediom, w których problem mobbingu jest obecny, a przez to doszło do jego detabuizacji.
Czym jest mobbing?
Mobbing oznacza działania lub zachowania dotyczące pracownika lub skierowane przeciwko pracownikowi:
- polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu pracownika,
- wywołujące u niego zaniżoną ocenę przydatności zawodowej,
- powodujące lub mające na celu poniżenie lub ośmieszenie pracownika, izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników (art. 94 (3) § 2 k.p).
Ile czasu muszą trwać niedopuszczalne zachowania, by można było mówić o mobbingu?
Zachowanie mobbera musi być długotrwałe. W mediach niestety pokutuje jeszcze takie przekonanie, że ta długotrwałości to czas minimum pół roku. To stanowisko jest pokłosiem jednego z niezbyt trafnych wyroków Sądu Najwyższego. Obecnie nie należy do tego terminu przywiązywać zbytniej wagi. To ile zatem ma trwać to zachowanie?
Niestety nie jest to jakiś ramowo określony czas. Długotrwałość nękania lub zastraszania pracownika w rozumieniu art. 943 § 2 k.p. musi być rozpatrywana w sposób zindywidualizowany i uwzględniać okoliczności konkretnego przypadku. Nie jest zatem możliwe sztywne wskazanie minimalnego okresu niezbędnego do zaistnienia mobbingu (SN 17.01.2007; I PK 176/06).
Czy mobbing musi ujawniać się codziennie?
Weźmy przykład: Anna raz na dwa tygodnie spotyka się z dyrektorem generalnym w swoim zakładzie pracy. Na każdym spotkaniu powinna przedstawić mu raport z działania biura księgowego i sytuacji finansowej firmy. Każde spotkanie kończy się spięciem pomiędzy Anną a dyrektorem. Dyrektor krytykuje personalnie Annę. Wytyka jej, że gdyby była zorganizowana i mądrzejsza to biuro lepiej by funkcjonowało. Dyrektor na zakończenie każdej rozmowy podkreśla, że Anna powinna “rozwijać swój mały móżdżek”, aby lepiej pracować. Anna po 3 miesiącach nie wytrzymała psychicznie, uzyskała zwolnienie lekarskie od psychiatry z powodu postępującej depresji i postanowiła pozwać swojego pracodawcę o odszkodowanie z tytułu mobbingu. Oczywiście pracodawca przegrał proces.
Jak widzicie Anna spotkała swojego oprawcę jedynie co jakiś czas (dwa razy w miesiącu), jednakże to wystarczyło, aby jego zachowanie zostało zakwalifikowane jako mobbing.
Działania pozornie neutralne jako mobbing
Bezprawność działań przełożonego była w tym przykładzie dość oczywista. Należy jednak pamiętać o tym, że nawet z pozoru neutralne zachowania (wydawanie poleceń, zwiększanie zakresu obowiązków pracownika), które samo w sobie nie jest niczym złym, również można zakwalifikować jako mobbing. Zapytacie: jak?
Oto kolejny przykład: Barbara była bardzo ambitną pracownicą. Jest zorganizowana, dokładna, wręcz perfekcyjna w swoich działaniach. Nie umknęło to uwadze jej przełożonego. Wykorzystując zaangażowanie swojej pracownicy ciągle zwiększał jej zadania i obowiązki. Skończyło się to nadmiernym przeciążeniem jej pracą. Przełożony oczekiwał ponadprzeciętnego zaangażowania w wykonywanie powierzonych obowiązków i natychmiastowych efektów, permanentnej dyspozycyjności, także kosztem prywatnego czasu Barbary i jej rodziny.
Nobilitacją dla Barbary, jak tłumaczył przed sądem jej przełożony, miała być możliwość uczęszczania na eventy organizowane przez zakład pracy i inne powiązane z nim placówki. Barbara, po kilku latach pracy oraz leczenia psychiatrycznego, zdecydowała się złożyć wypowiedzenie umowy o pracę, w którym podstawą był stosowany przez jej przełożonego mobbing. Mobber – człowiek żyjący swoją pracą i bardzo w nią zaangażowany, był do końca procesu przekonany o braku swojej winy. Argumentował, że przecież nie krzyczał na Barbarę, nie wyzywał jej, dawał jej (w jego odczuciu) “nagrody” za dobrze wykonaną pracę. Barbara wygrała sprawę.
Mobbing ze strony kolegów i podwładnych
Powyżej przytoczone przykłady, mogą wydawać się dość klasyczne, gdyż mamy w nich relację przełożony – podwładny (mobbing pionowy). Jednakże nie może uciec z pola uwagi to, że mobberem może być również pracownik zajmujący podobne stanowisko względem ofiary (mobbing poziomy), albo pracownik ofierze podległy (tzw. staffing). O tych dwóch formach mobbingu napiszę już niedługo w kolejnych artykułach.
Ocena subiektywna zachowań innych osób a mobbing
Jeśli czujesz, że jesteś ofiarą mobbingu, koniecznie skontaktuj się z prawnikiem, który pomoże Ci przeanalizować Twoją sytuację. Pamiętajmy, że samo subiektywne odczucie pracownika nie jest wystarczające dla stwierdzenia tego, że mamy do czynienia z mobbingiem. Każdy z nas ma odmienną wrażliwość i odporność na stres. Każdy z nas inaczej odbiera zwrócenie uwagi, stawianie wymagań, ma inne poczucie humoru, inny stopień asertywności. Są sytuacje, w których jedna osoba odbierze dane zachowanie jako dobry żart, a inna poczuje się nim głęboko dotknięta i kolejne zachowania lub wypowiedzi będzie oceniała przez pryzmat tej jednej sytuacji.
Przykład z życia wzięty: Aniela przebywała w pokoju z dwoma koleżankami, do których ciągle przychodzili petenci z pytaniami. Nie mogła skupić się na pracy, a po kilku miesiącach dostała nerwicy. Otrzymała od swojego lekarza zwolnienie. Skontaktowała się z prawnikiem, żeby pozwać pracodawcę o mobbing. Prawnik podczas rozmowy wytłumaczył jej, że ciężko w tej sprawie mówić o jakimkolwiek nadużyciu ze strony pracodawcy i zaproponował pomoc w rozmowach z pracodawcą, których przedmiotem miało być zorganizowanie dla Anieli cichego miejsca pracy. Oczywiście rozmowy przyniosły oczekiwany rezultat i Aniela wróciła do pracy.
Wrażliwość osób nieneurotypowych
Powyższy przykład doskonale pokazuje również odbiór neutralnych z pozoru sytuacji przez osoby tzw. nieneurotypowe, które funkcjonują np. w lekkim delikatnym spektrum autyzmu lub są dorosłymi z niezdiagnozowanym ADHD. Ludzie tacy będą odmiennie od “typowych” pracowników odbierać zarówno nadmierny hałas, ilość głosów, bodźców i zdarzeń.
To, co dla innych będzie cichą rozmową dwóch znajomych na korytarzu, na którą nie zwrócą nawet uwagi, taka osoba będzie odbierać, jak ryk tysięcy kibiców na stadionie. Jeśli będzie to się często powtarzać. Nie będzie mogła się skupić, zacznie popełniać błędy, będzie odczuwać frustrację, pogorszą się jej wyniki w pracy. To z kolei wpłynie na presję ze strony przełożonych, a także być może kolegów z zespołu lub podwładnych. Koło się zamknie.
Należy zawsze poszukać przyczyny złego samopoczucia pracownika. Nie chodzi o to, żeby w każdej sytuacji biec do sądu z pozwem o odszkodowanie za mobbing, to niczemu nie służy. Podkreślam, że nie zawsze przyczyną problemu jest zła intencja kogokolwiek. Jednakże sam fakt psychicznego wykończenia pracownika jest obiektywnym problemem, któremu należy zaradzić.
Dobrym narzędziem do poszukiwania przyczyn problemu i rozwiązania ich na drodze współpracy opartej na dobrej woli i budowaniu relacji jest mediacja. Mediacja zyskuje popularność również na gruncie prawa pracy.
Podsumowanie
Jak widać rozpoznanie mobbingu nie jest wcale oczywiste. Jednakże należy z całą mocą podkreślić, że jest to zjawisko przykre i destrukcyjne zarówno dla osoby dotkniętej mobbingiem, jej najbliższych, ale pośrednio również dla stosunków w pracy. Mobbing jest toksyną rozlewającą się po organizmie zakładu pracy.
Mobbing może być stosowany w każdej relacji: przez przełożonego wobec podwładnych, przez kolegów o równorzędnych pozycjach, przez podwładnych wobec przełożonego. W każdej sytuacji należy go zwalczać.
O kolejnych jego formach napiszę już niebawem.
Jeśli spodobał się Wam ten tekst, przeczytajcie również te:
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2024/11/prawnik-kontrola-tajemnica-medyczna-urzad-skarbowy.jpg)
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2023/06/21.-6M1A3479-2-1-300x300.jpg)
URZĄD SKARBOWY I TAJEMNICA MEDYCZNA. BRZMI ZNAJOMO?
Kancelaria Jakubiec i Wspólnicy reprezentuje spółkę medyczną zajmującą się medycyną estetyczną. Spółka ta poddawana jest kolejnym kontrolom przez różne instytucje. Szczególnie przykry wpływ ma jednak działanie jednego z Urzędów Celno Skarbowych, który prowadząc kontrolę – do czego ma pełne prawo – żąda ujawnienia informacji stanowiących tajemnicę lekarską. Co dokładnie? Urząd prosi o przedstawienie mu całej dokumentacji medycznej wraz ze wszystkimi danymi pacjentów – imionami, nazwiskami, peselami, adresami, rozpoznaniami chorób, diagnozami, zdjęciami (tak!), opisami leczenia, a także kwestiami objętymi tajemnicą przedsiębiorstwa, jak choćby ustawieniami lasera i szczegółami zastosowanych technik, które mogą interesować wyłącznie konkurencję. Czemu Urząd tego żąda? Ponieważ chce ustalić, czy świadczenia medyczne udzielane przez spółką nie są przypadkiem usługami kosmetycznymi. Jaka jest różnica? Jak nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze. Świadczenia medyczne są zwolnione z VAT, a kosmetyczne podlegają VAT.
Tajemnica medyczna – co to jest i kogo chroni?
W pewnym uproszczeniu – jest to szereg norm prawnych, które stawiają dobro pacjenta ponad interesami innych osób i ponad uprawnieniami różnych instytucji, w tym organów państwowych. Tym dobrem chronionym jest prawo pacjenta do tego, by informacje o jego stanie zdrowia były objęte tajemnicą i nie “fruwały” po urzędach, facebookach i prywatnych firmach. Obowiązek zachowania w tajemnicy tego, czego lekarz dowiedział się od pacjenta, co sam zauważył, a także tego, jak przebiegało leczenie jest świętością. Jest to pewna umowa społeczna, która zapewnia nam prawo do intymności, godności i prywatności. To dlatego pacjent ma prawo upoważnić określone osoby do udzielania im informacji o jego stanie zdrowia lub do wydawania mim odpisów dokumentacji medycznej. Ma to również zachęcić pacjentów do szczerości wobec lekarzy, bo ona jest potrzebna w zapewnieniu im odpowiedniej opieki medycznej. Można więc powiedzieć, że obowiązek zachowania tajemnicy medycznej i prawo pacjenta do zachowania jego danych w tajemnicy, są fundamentem skutecznego leczenia całego społeczeństwa, ale i podstawą zachowania godności każdego z nas.
Chcę być dobrze zrozumiany: tajemnica medyczna nie działa tylko w ten sposób, że chroni informacje o pacjentach przed jego wścibskimi sąsiadami, którzy się odbijają od wielkiej ściany, za którą jest już tajemnicze “państwo”, które instytucje są ze sobą wymieszane. To nie tak, że jak zostawicie swoje dane u lekarze, to w dowolny sposób wszystkie podmioty publiczne: od hycla, po urzędnika skarbówki wchodzą sobie “w system” i mają pełen dostęp i widzą: “no proszę, Kowalski nie zapłacił mandatu, ale za to ma przepuklinę…”. Nie. System jednolitej władzy państwowej runął wraz z komuną i państwo działa teraz przez swoje organy i instytucje w granicach prawa i na jego podstawie. A tajemnica medyczna może być ujawniona wyłącznie w przypadkach przewidzianych przez prawo i tylko osobom do tego upoważnionym. I w tym przypadku “wścibski urzędnik” powinien być potraktowany tak samo, jak ciekawski sąsiad. Ale o tym będzie niżej.
Granica między medycyną estetyczną a kosmetologią
Nie jestem ani lekarzem, ani kosmetologiem. Z mojego doświadczenia jako adwokata wynikają jednak trzy spostrzeżenia: 1) granica ta jest nieostra; 2) o zakwalifikowaniu danej procedury / świadczenia jako medycznego nie decyduje tylko zastosowana technika lub narzędzia, ale istnienie wskazań medycznych do leczenia z użyciem takiej techniki. Innymi słowy: są przypadki, w których fizycznie takie samo działanie lekarza (osoby wykonującej zabieg medyczny na zlecenie lekarza) będzie uznane za procedurę medyczną, gdy są ku temu wskazania medyczne. Takie samo działanie w innym przypadku może być uznane za pozbawione takiej cechy i wówczas nie będzie uznane za świadczenie medyczne, gdy wskazań medycznych ku temu brak; 3) istotne jest, czy dochodzi do przerwania tkanek trwałych, jak skóra właściwa, chociaż jasne jest, że można leczyć choćby farmakologicznie bez ingerencji w tkanki głębokie – tutaj pewnie coś pokręciłem – wiem 😉
Wskazania medyczne
Najważniejsze jest jednak istnienie wskazań medycznych. I teraz zaczyna się zabawa – czym one są i jak ocenić, czy zostały spełnione. Oczywiście, logicznie błędne byłoby ustalenie, że mamy do czynienia ze świadczeniem medycznym, skoro przeprowadzono procedurę medyczną. Szanujmy sami siebie i naszych partnerów z Urzędów Celno Skarbowych. Tak łatwo to nie przejdzie. Trzeba się bowiem cofnąć o krok (wyjść przed nawias) i zapytać, czy były ku temu wskazania medyczne. Dopiero ich istnienie daje prawo do uznania, że dany “zabieg” był świadczeniem medycznym. Takie wskazania medyczne mogą być bardzo różne. W szczególności w medycynie estetycznej albo chirurgii plastycznej mogą one mieć swoje źródło “zewnętrzne” wobec ich wąskiego przedmiotu zainteresowania. Pewien wybitny chirurg plastyczny powiedział mi kiedyś, że on nie leczy twarzy, ani skóry, tylko pacjenta. On leczy człowieka. Jeśli dobro i zdrowie człowieka wymaga operacji nosa, to on nie leczy nosa, ale właśnie pacjenta poprzez operację plastyczną nosa. A wskazania medyczne do takiej operacji mogą być różne: laryngologiczne, gdy ma krzywą przegrodę, może pulmonologiczne, gdy wskutek wady nosa do płuc dostaje się za mało powietrza, co może przekładać się na wskazania kardiologiczne, a te na kolejne.
Wskazania psychologiczne i psychiatryczne to też wskazania medyczne
I tu przechodzimy do sedna: tak, wskazania psychologiczne i psychiatryczne również są podstawą do leczenia estetycznego. Ma to szczególne znaczenie, gdy pewna niedoskonałość wyglądu – obojętne wrodzona, czy nabyta – ma wpływ na ocenę jakości życia, poczucie własnej wartości, funkcjonowanie w środowisku, subiektywną zdolność do nawiązywania i podtrzymywania kontaktów społecznych, czy też na choroby takie jak depresja. I dotyczy to zarówno typowej chirurgii plastycznej, jak i medycyny estetycznej.
Uprawnienia Urzędu Celno Skarbowego w ramach kontroli przedsiębiorcy
Oczywiste jest, że urząd w ramach kontroli może żądać od przedsiębiorcy dostępu do ksiąg, dokumentów, żądać wyjaśnień, udostępnienia listy kontrahentów, klientów, listy rachunków bankowych i danych na tych rachunkach. Uprawnienia urzędów prowadzących kontrole podatkowe są opisane w wielu ustawach, m.in. w ordynacji podatkowej. Nie jest to czas i miejsce na ich szczegółowe opisanie.
Chodzi jednak o to, że przepisy te są często ogólne, tzn. nie rozróżniają pewnych branż (bardzo upraszczam), a ich uprawnienia do kontroli przedsiębiorców nie uwzględniają specyfiki świadczonych przez nich usług. A przynajmniej nie czynią tego w odniesieniu do podmiotów medycznych. I tu zaczyna się problem. Z punktu widzenia Urzędu Celno Skarbowego prywatna klinika medyczna – w świetle przepisów o kontroli celno skarbowej – jest widoczna tak samo, jak każdy inny przedsiębiorca: sklep, hotel, restauracja itp. (tak, wiem, że upraszczam). Urzędnik, który nie ma wykształcenia prawniczego, albo prawa uczył się już dawno i zdążył zapomnieć, nie wie jednak, że: 1) Rzeczpospolita jest demokratycznym państwem prawa, a 2) organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa. Albo może i to wie, ale tego zupełnie nie rozumie. Jak to?
Dokładnie tak. Wbrew temu, co się może wielu osobom wydawać: wszystkie organy władzy publicznej dla każdego swojego działania potrzebują podstawy prawnej, a każde ich działanie musi się odbywać w ramach odpowiednio wszczętej procedury. To jeszcze wydaje się w miarę jasne. Ale schody zaczynają się tutaj. I w tym miejscu widzę wielkie oczy, zdziwienie, minę z podejrzliwym uśmiechem, który zdaje się mówić: “wiem, że oszukujesz, tylko jeszcze nie wiem, jak”. Co mam na myśli? To, że organy władzy publicznej są związane całym porządkiem prawnym Rzeczpospolitej Polskiej, a nie tylko tymi ustawami, które w nazwie mają instytucję, w której pracuje dany urzędnik. Wiem, że zabrzmiało to brutalnie i szorstko, ale do tego sprowadza się istota poważnego problemu.
Kolizja tajemnicy medycznej i uprawnień kontrolnych organów celno skarbowych
Dla każdego studenta I roku prawa jest jasne, że przepisy prawa są ze sobą sprzeczne, a jednym z podstawowych narzędzi pracy prawnika jest usuwanie tych sprzeczności w konkretnych stanach faktycznych w sposób chroniący nadrzędne wartości i spójność systemu prawnego. Jest kilka tak zwanych reguł kolizyjnych oraz zasad wykładni – nadawania treści – przepisów prawa. Wbrew temu, czego życzy sobie większość społeczeństwa, nie da się w prawie przewidzieć każdej sytuacji, dlatego trzeba z istniejących przepisów “wyciągać” treść i nadawać im sens. Czasem idzie to łatwo, czasem trudno.
W omawianym przypadku mamy oczywistą sprzeczność / kolizję norm, które z jednej strony dają urzędom skarbowym prawo kontrolowania przedsiębiorców i żądania dostępu do wszystkich dokumentów, a z drugiej zobowiązują lekarzy do zachowania w tajemnicy danych pacjentów. Jak tę sprzeczność rozwiązać? Możliwości są dwie: 1) uznać, że tajemnica medyczna nie obowiązuje w przypadku kontroli celno skarbowej i organy fiskalne mają prawo uzyskać wszystkie tajemnice medyczne pacjentów, by ustalić, czy lekarz prawidłowo płaci podatki; 2) uznać, że wartością nadrzędną jest dobro pacjentów i tajemnica lekarska obowiązuje w relacji z organami kontrolnymi tak samo, jak wobec każdego innego podmiotu i organy te nie mają prawa żądania ujawnienia jakichkolwiek danych pacjentów.
Opcja pośrednia
Możliwym rozwiązaniem pośrednim byłoby przedstawienie urzędowi danych zanonimizowanych, które pozwoliłyby na ocenę istnienia wskazań medycznych bez ryzyka ujawnienia tożsamości pacjentów. Opcja ta została jednak wykluczona przez Śląską Izbę Lekarską, która uznała w odpowiedzi na nasze pytanie, że jeśli organ kontrolny ma dane z rachunku bankowego i widzi, kto i Kidy płacił, to z łatwością będzie mógł powiązać to z danymi z dokumentacji medycznej, choćby zanonimiozwanymi, połączyć kropki i uzyskać wiedzę, kto i jakie miał schorzenie oraz jak je leczono.
Było to rozwiązanie, które sam rozważałem, jednakże nie sposób odmówić racji Izbie Lekarskiej. Jeśli Urząd miałby możliwość połączenia kropek, ochrona pacjentów byłaby iluzoryczna.
Kontrola i tajemnica medyczna – rozwiązanie problemu
Problem ten nie jest nowy. W sprawie bardzo podobnej do tej, którą obecnie prowadzę, wypowiedział się już Naczelny Sąd Administracyjny. Stwierdził on jasno, że w sytuacji takiej kolizji przepisów, pierwszeństwo należy dać przepisom chroniącym prawa pacjenta do zachowania informacji o jego stanie zdrowia i leczeniu w tajemnicy i obowiązkowi lekarskiemu do zachowania tejże tajemnicy. Oznacza to, że urzędy celno skarbowe, ani żadne inne w ramach kontroli, ani kontroli krzyżowej nie maja prawa żądania ujawnienia danych objętych tajemnicą medyczną.
Urząd nie widzi problemu i niszczy biznes
Jak reagują na tę informację urzędnicy? Ich miny już opisałem wyżej. Ale na tym się to nie kończy. Oni nie przyjmują tego do wiadomości i z subtelnością nosorożca potrafią wysyłać setki listów do pacjentów i innych osób, które płaciły za zabiegi medyczne i pod groźbą kary żądać od pacjentów (lub osób płacących za zabiegi) informacji: 1) jakie miały zabiegi, 2) czy i jakie były wskazania medyczne; 3) czy zdaniem pacjenta były to procedury medyczne, czy kosmetyczne (jakby zdanie pacjenta miało tu jakiekolwiek znaczenie).
Urzędnicy nie przyjmują do wiadomości, że mogą istnieć przepisy, które ograniczają ich uprawnienia! Mówią: przecież w tej sytuacji nie możemy prowadzić kontroli! I to jedno zdanie mówi więcej o wypowiadającym, niżby ten sobie życzył. Są bowiem dwa rodzaje państw: takie, w których urzędy mogą tyle, na ile im pozwala prawo (państwa demokratyczne) i takie, w których urzędy mogą wszystko (państwa totalitarne). Jeśli więc urzędnik uważa, że przepisy ustawowe go nie obowiązują, bo ograniczają jego uprawnienia kontrolne, to uprzejmie proponuję zorganizować mu publiczną zrzutkę na bilet w jedną stronę do Korei Północnej albo Rosji. Będzie się tam czuł, jak ryba w wodzie, będzie oddychał wolnością i sławił porządek. Póki co powinien zrozumieć, że mieszka i pracuje w Polsce i musi przestrzegać prawa polskiego nawet, gdy oznacza ono – o zgrozo!!! – że nie będzie mógł skontrolować każdego i w każdym wymiarze.
Żenujące jest działanie urzędników, którzy mając wiedzę i sygnał od przedsiębiorcy, że dziajałają bezprawnie, z premedytacją wysyłają dalej pisma z groźbą kary do wszystkich pacjentów kontrolowanego przedsiębiorcy, gdyż w ich rozumieniu pacjenci to kontrahenci i stosują do nich przepisy o kontroli krzyżowej. I za nic mają, że gwałcą prawo. Przykro mi, ale tak to nie działa. Przykro mi, ale właśnie popełniono przęstepstwo.
Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych – art 231 k.k.
This is Sparta! Czyli – drogi urzędniku – póki jesteś w Polsce, musisz przestrzegać polskiego prawa – całego!
Kto oglądał film “300” opowiadający romantyczną historię o subtelnych różnicach kulturowych między gościnnymi Spartanami, a odwiedzającymi ich Persami, ten wie, że w takiej sytuacji zamiast powitać ich chlebem i solą ze słowami “Gość w dom, Bóg w dom”, pewien Spartanin potężnym kopem pchnął posła perskiego w przepaść krzyczą: “Tu jest Sparta!”.
Za pomocą tej subtelnej metafory chciałem się zwrócić do każdego, kto myśli, że polskie prawo go nie obowiązuje. Obowiązuje każdego, w szczególności funkcjonariuszy publicznych, którzy łamiąc prawo łatwo mogą wypełnić znamiona przestępstwa przekroczenia uprawnień (art. 231 k.k.). Dotyczy to w szczególności żądania z wykorzystaniem aparatu państwowego ujawnienia danych objętych z mocy ustawy tajemnicą medyczną. I fakt, że regulacje te umieszczone są w ustawach, które z nazwy nie odnoszą się wprost do urzędów celno skarbowych, Krajowej Administracji Skarbowej lub jakiegoś podatku, nie ma tu najmniejszego znaczenia. Tak: uprawnienia urzędników w ramach realizowanych procedur kontrolnych kształtowane są przez całość porządku prawnego RP, a nie tylko przez ustawy, które są poświęcone bezpośrednio im. Jestem zażenowany, że muszę pisać o rzeczach rudymentarnych, ale rzeczywistość pokazuje, że jest to konieczne.
Złożyłem zawiadomienie o przekroczeniu uprawnień przez urzędników jednego z Urzędów Celno Skarbowych. Prokurator prowadzi śledztwo.
Urzędnicy przekroczyli swoje uprawnienia. Liczyli, że są bezkarni. Że wolno im wszystko. Mylili się.
Na skutek złożonego przeze mnie zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez urzędników jednego ze śląskich Urzędów Celno Skarbowych, prokurator wydał postanowienie o wszczęciu śledztwa. Uznał więc, że opisany przeze mnie stan faktyczny i prawny daje wysokie prawdopodobieństwo, że doszło do przekroczenia uprawnień. Gdyby uznał, że opisane przeze mnie działanie mieści się w granicach prawach, odmówiłby wszczęcia postępowania przygotowawczego.
Jeśli zainteresował Was ten temat, przeczytajcie również te teksty:
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2024/11/adwokat-prawo-rodzinne-lodz.jpg)
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2023/06/21.-6M1A3479-2-1-300x300.jpg)
KIM JEST I CO ROBI REPREZENTANT MAŁOLETNIEGO ?
Od kilku lat w kodeksie rodzinnym i opiekuńczym znajdują się przepisy o reprezentancie małoletniego. Kim jest ten reprezentant? Jakie ma zadania? W czym działania interesie i przed kim odpowiada? Wbrew pozorom, odpowiedź na te pytania wcale nie jest łatwa. Wiele osób błędnie rozumie ideę i cele przepisów o reprezentancie małoletniego. Myli się go z pełnomocnikiem z urzędu jednego z rodziców dziecka. Tymczasem są to dwie różne instytucje, których zadania, tryb ustanowienia i zakres odpowiedzialności są całkowicie odmienne. Przyjrzyjmy się bliżej tej reprezentacji.
Czy reprezentant małoletniego jest tym samym, co pełnomocnik z urzędu?
Nie, to są dwie różne funkcje. Łączy je chyba tylko to, że najcześciej są to adwokaci lub radcowie prawni, a strona, która wnosi o ich ustanowienie nie płaci za nich. Przynajmniej na początku. Pełnomocnik – obojętne, czy zwykły, czy tzw. z urzędu – działa w interesie strony, swojego mocodawcy. Jest najczęściej stosunek zlecenia oparty na zaufaniu. Prawnik będący pełnomocnikiem działa wyłącznie w interesie swojego klienta. Nic nie stoi na przeszkodzie, by rodzic wynajął adwokata lub radcę prawnego, by ten reprezentował interesy dziecka w sprawie, w której stroną jest dziecko, a rodzic działa jako jego przedstawiciel ustawowy. Wówczas “partnerem” dla takiego adwokata jest właśnie rodzic.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja z reprezentantem małoletniego. Jest to adwokat lub radca prawny (w 99% przypadków), którego nie wynajmuje rodzic, ale ustanawia sąd opiekuńczy. Nawet, gdy sąd robi to na wniosek któregoś z rodziców, to rodzice są w takim przypadku osobami “obcymi” dla takiego reprezentanta. “Partnerem” do rozmowy, z którym prawnik będzie różne kwestie uzgadniał, będzie własne sąd opiekuńczy. I to bez względu na to, w jakim sądzie toczy się postępowanie, do którego go powołano.
W czyim działa interesie?
Jakkolwiek by to banalnie nie zabrzmiało, reprezentant małoletniego działa w interesie małoletniego. Jego celem i jedynym zadaniem jest zapewnienie ochrony i realizacji interesów dziecka. Celem działania reprezentanta małoletniego nie jest popieranie jakichkolwiek działań rodziców lub tym bardziej jednego ze zwaśnionych rodziców przeciwko drugiemu, jeżeli nie leży to bezpośrednio w interesie dziecka.Widać to, gdy jeden z rodziców wnosił do sądu opiekuńczego o ustanowienie reprezentanta. Następnie ten rodzic oczekuje od niego działania według własnych wskazówek. Chce wydawać mu polecenia. Oczekuje, że będzie popierał oskarżenia wytoczone przez niego przeciwko drugiemu z rodziców. I to nawet, jeśli w materiale dowodowym nie ma wiarygodnych dowodów świadczących o tym, że drugi rodzić rzeczywiście dopuścił się popełnienia przestępstwa przeciwko dziecku.
Jak w takiej sytuacji ma się zachować reprezentant małoletniego? Rodzic nagle jest w szoku, że reprezentant nie żali postanowienia prokuratora o umorzeniu lub odmowie wszczęcia postępowania i ma o to pretensje właśnie do reprezentanta. Tymczasem reprezentant działa wyłącznie w interesie dziecka i widzi sprawę w ten sposób: w interesie dziecka nie leży, by np. ojciec został niesłusznie skazany za przęstepstwo przeciwko dziecku, którego nie popełnił, czego chce matka, gdyż uznaje, że w ten sposób znacznie łatwiej pójdzie jej w rozwodzie i przy żądaniu alimentów. Do takich działań reprezentant małoletniego ręki nie przyłoży.
Jeśli zainteresował Was ten temat, przeczytajcie również te teksty:
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2024/11/prawni-prawo-pracy-lodz.jpg)
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2024/11/1jiw-300x300.jpg)
DYSKRYMINACJA I NIERÓWNE TRAKTOWANIE. CZYM SIĘ RÓŻNIĄ?
Często słyszymy, że ktoś czuje się dyskryminowany lub narzeka na nierówne traktowanie. Spotykamy się z tym wszędzie. Rodzice mogą nierówno traktować dzieci. Dyskryminowanie może dotykać np. ludzi z niepełnosprawnościami. Z tymi zjawiskami spotykamy się często również w pracy. Wiele osób niesłusznie uważa, że dyskryminacja i nierówne traktowanie to synonimy. Są to jednak odmienne zjawiska.
Czy pracodawca może nierówno traktować swoich pracowników?
Oczywiście, że tak! Moim zdaniem nawet powinien. Każdy pracownik jest inny, każdy ma inne predyspozycje i chęci do pracy. Każdy ma też inne mocne i słabsze strony. Takie podejście to nie to samo, co dyskryminacja.
Oto przykład: Pani Kasia jest oburzona i czuje się dyskryminowana przez swojego pracodawcę ponieważ dowiedziała się, że jej koleżanka pracująca na tym samym stanowisku – Ania zarabia o 500,00 zł więcej. Czy to jest dyskryminacja? Czy Pani Kasia ma rację?
Niekoniecznie. Zapytasz pewnie: dlaczego? przecież kodeks pracy wyraźnie wskazuje, że pracownicy mają równe prawa z tytułu jednakowego wypełniania takich samych obowiązków (art. 11(2) k.p.).
Odpowiedź znajduje się już we wskazanym wyżej przepisie, otóż chodzi w nim o równe prawa z tytułu jednakowego wypełniania takich samych obowiązków. Nie chodzi w tym przepisie o to samo stanowisko, lecz o te same obowiązki i jednakowe ich wypełnianie.
Wróćmy do przykładu i rozwińmy go trochę: Ania jest dobrym pracownikiem, zawsze punktualna, dokładna, nie popełnia rażących błędów, stara się pomagać innym pracownikom, składa umówione raporty w terminie, natomiast Kasia dobrze wykonuje swoją pracę, ale zdarza się jej spóźniać popełnia wiele błędów, robi to co ma zrobić i idzie do domu, nie angażuje się. Czy teraz widzisz różnicę? Dwie osoby, te same stanowiska, lecz inne wypełnianie jednakowych obowiązków.
Inny przykład
Idźmy dalej: czy pracodawca może wyrazić zgodę jednemu pracownikowi na urlop, a drugiemu nie? Oczywiście, że tak. Czy pracodawca może kazać odrobić pracownikowi czas, który ten poświęcił na dodatkowe dokształcanie? Oczywiście, że tak. Jeżeli chodzi o kwestię dokształcania, to żadne przepisy nie nakazują pracodawcy wspierania pracownika w zdobywaniu nowych umiejętności. Z pewnością nie ma obowiązku wliczania czasu dodatkowych szkoleń do czasu pracy, za który płaci. Oczywiście, odróżniamy tu szkolenia, na które sam pracownika posyła i które są niezbędne do wykonywania pracy na danym stanowisku. Jeśli natomiast pracownik chce pójść na studia MBA, by dostać awans lub zmienić pracę, to co do zasady nie jest to traktowane jako czas pracy, ani czas, który pracownik będzie mógł sobie “potrącić” z czasem pracy i wziąć płatny urlop.
Pamiętajmy o tym, że to pracodawca rządzi zakładem pracy, to on kształtuje zdarzenia, które mają zadziać się w określonym czasie i to on “kupuje” czas pracownika w zamian za podporządkowanie pracownika jego poleceniom.
Czym jest dyskryminacja?
Dyskryminacja to kwalifikowana postać nierównego traktowania. Jak wspomniałam, nierówne traktowanie jest w dopuszczalne. Nie jest dopuszczalne nierówne traktowanie podszyte przesłankami dyskryminującymi. Przesłanki dyskryminujące są ujęte ogólnikowo w kodeksie pracy i są nimi przykładowo: płeć, wiek, rasa, religia, narodowość, pochodzenie, orientacja seksualna, poglądy polityczne.
Weźmy przykład: pani Barbara jest kierowniczą jednego z działów w firmie. Nie lubi ona swojej koleżanki – Olgi. Barbara dowiedziała się, że Olga mieszka na wsi. Stwierdziła, że w ten sposób dogryzie swojej koleżance i postanowiła, kiedy się do niej zwraca, nazywać ją “mućką”. Możecie się śmiać, niestety takie sytuacje się zdarzają w pracy, a opisany przykład jest prawdziwy. W takiej sytuacji bezsprzecznie mamy do czynienia z dyskryminacją ze względu na pochodzenie.
Kolejny przykład wydarzył się w trackie rozmowy rekrutacyjnej, podczas której potencjalny pracodawca zapytał kobietę o to czy ma dzieci. Pytał dalej, czy dzieci chorują? On przecież wymaga dyspozycyjności od swoich pracowników. Chorujące dzieci w tym nie pomagają. Pani kandydatka nie dostała pracy ze względu na to, że jest matką. Natomiast przyszły pracodawca dostał wezwanie do zapłaty odszkodowania za dyskryminację ze względu na rodzicielstwo, którą to kwotę musiał zapłacić.
Dyskryminacja i jej rodzaje
Są dwie główne formy dyskryminacji. Przyjrzyjmy się im bliżej.
Dyskryminacja bezpośrednia
Dyskryminacja bezpośrednia polega na tym, że pracodawca w sposób niekorzystny dla pracownika w porównaniu z innymi pracownikami różnicuje jego sytuację z przyczyny określonej wyżej wspomnianymi w art. 18(3a) § 1 k.p. Przykładowo: kobieta wraca do zakładu pracy po urlopie wychowawczym, a pracodawca zmniejsza jej wynagrodzenie, pomimo tego, że w zakładzie pracy w trakcie jej nieobecności były podwyżki. Oczywiście mamy tu do czynienia z dyskryminacją ze względu na rodzicielstwo.
Dyskryminacja pośrednia
Dyskryminacja pośrednia jest trudniej uchwytna. Mamy z nią do czynienia wtedy, kiedy na skutek pozornie neutralnego postanowienia, zastosowanego kryterium lub podjętego działania występują lub mogłyby wystąpić niekorzystne dysproporcje (…), chyba że postanowienie, kryterium lub działanie jest obiektywnie uzasadnione ze względu na zgodny z prawem cel, który ma być osiągnięty, a środki służące osiągnięciu tego celu są właściwe i konieczne.
Przykładowo: Pani Krystyna i Pani Grażyna są w wieku przedemerytalnym. Obie są księgowymi z trzydziestoletnim stażem. W biurze księgowym pracuje poza nimi 5 osób. Ich koleżanki są od nich zdecydowanie młodsze, niektóre dopiero skończyły studia. Szef postanawia dokształcić swój personel, wysyła na szkolenia 5 młodszych pracownic, całkowicie omijając te dwie panie.. Sytuacja powtarza się kilkukrotnie. Starsze księgowe postanawiają pozwać pracodawcę o dyskryminację ze względu na wiek i… przegrywają spór! Jak to możliwe?
Pracodawca udowodnił w sądzie, że na szkolenia wysłał młodsze pracownice, które są nie są tak dobrze wykwalifikowane. Młodsze koleżanki nie miały porównywalnego doświadczenia i wiedzy, dlatego pracodawca postanowił podnieść ich kwalifikacje do poziomu porównywalnego z poziomem starszych koleżanek. Gdyby pani Krystyna albo pani Grażyna pojechały na te szkolenia, nudziłyby się tam, gdyż zwyczajnie już znają dobrze ich tematykę niemal tak dobrze, że same mogłyby takie szkolenia prowadzić. Szkolenie zawodowe to nie wycieczka szkolna. Tu nie panuje zasada, że jak ktoś ma odbyć szkolenie, to takie samo albo inne należy się wszystkim innym. Mamy w tym przykładzie do czynienia z nierównym traktowaniem, które nie jest jednak dyskryminacją.
Podsumowanie
Jeśli uważasz, że jesteś ofiarą dyskryminacji musisz zastosować filtry opisane w kodeksie pracy. W każdy razie, dobrze jest skonsultować się z prawnikiem specjalizującym się w prawie pracy. Przepisy to jedno, ale praktyka i kształtujące ją orzecznictwo sądowe, to drugie. W przypadku stwierdzenia dyskryminacji można jednak skorzystać np. z mediacji zamiast od razu skierować sprawę do sądu. Czemu?
Czasami, nierówne traktowanie może być wyrazem uznania, chociaż wskutek braku komunikacji, pracownik może odbierać to odmiennie. Na przykład powierzanie szefowi zespołu dodatkowych zadań, gdy w drugim zespole są kłopoty – np. chory jest jego szef – może być wyrazem zaufania do niego i doceniania go. Jak to możliwe?
Dyrektor – Wojtek może myśleć: Michał ma już swoje lata – widać u niego odpowiedzialność i doświadczenie. Jest świetnym team leaderem. Taki pracownik to skarb! Nie dość, że świetnie kieruje swoim zespołem, to mogę na niego liczyć zawsze, kiedy coś dzieje się w drugim, on zawsze sobie poradzi! Dobrze, że jest z nami.
Natomiast Michał widzi to tak: Wojtek znowu się do mnie przyczepił. Znów muszę wyrabiać nadgodziny! Kolejny raz obarcza mnie dodatkowymi obowiązkami, mam już tego dość! To pewnie dlatego, że jestem już po 50 i chce się mnie pozbyć!
Czy to jest dyskryminacja? Owszem, może pójść w ruch pozew i sprawa trafi do sądu, gdzie strony będą musiały “na dzień dobry” przedstawić wszystkie swoje twierdzenia i dowody na ich poparcie, przez co ich stanowiska się usztywnią i spór eskaluje. W mediacji natomiast będą miały możliwość poznania przyczyn zachowania drugiej strony i być może uda im się nie tylko spokojnie wytłumaczyć sobie, jak widzą sprawę, ale wzmocnić swoją relację i oczyścić atmosferę w pracy.
Jeśli zainteresował Was ten temat, przeczytajcie również te teksty:
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2024/11/prawo-rodzinne-lodz.jpg)
![](https://jakubieciwspolnicy.pl/wp-content/uploads/2024/11/2jiw-300x300.jpg)
ALIENACJA RODZICIELSKA – POTĘŻNA KRZYWDA DLA DZIECKA
Alienacja rodzicielska jest jednym z najbardziej bolesnych zjawisk, które mogą dotknąć dziecko i rodzinę. Jest to pojęcie, które odnosi się do sytuacji, gdy jedno z rodziców świadomie lub nieświadomie zniechęca dziecko do drugiego rodzica. Dąży do osłabienia więzi i kontaktów dziecka z drugim rodzicem. Może to powodować trwałe problemy emocjonalne oraz zaburzenia w relacjach dziecka z obojgiem rodziców. Wpłynie również na jego przyszłe relacje i to, jakim samo będzie rodzicem. Przyjrzymy się bliżej temu problemowi, analizując jego przejawy i skutki.
Alienacja rodzicielska – nieczysta gra, w której dziecko nie ma szans
Wyobraź sobie, że jedno z rodziców, w skrytej grze manipulacji, niepostrzeżenie zasiewa w umyśle dziecka ziarno niechęci i podejrzliwości wobec drugiego rodzica. Dziecko, które kochało i ufało obojgu rodzicom, nagle zaczyna czuć, że coś jest nie tak. W jego sercu rodzi się niezrozumiały konflikt lojalnościowy, który staje się jak rana, która nie chce się zagoić. To cierpienie – choć trudne do zauważenia – wypala się w psychice dziecka, jak ukryta blizna, która zostaje z nim na zawsze.
Najbardziej przerażające jest to, że alienacja często zaczyna się od pozornie niewinnych słów i drobnych sugestii. Na przykład, matka mówi: „Tata nie interesuje się tobą tak, jak powinien”. I choć może jej słowa brzmią troskliwie, to niosą ze sobą ciężar, którego dziecko nie jest w stanie udźwignąć. Takie sugestie niepostrzeżenie przenikają do świadomości dziecka. Zaczyna ono wierzyć, że jeden z jego rodziców je opuścił, że już go nie kocha. Każda taka „niewinna” uwaga wbija w serce dziecka kolejną drzazgę, oddzielając je od rodzica, którego wcześniej uwielbiało. Rodzic nie musi krzyczeć ani grozić – wystarczy szept, który powoli przekształca zaufanie dziecka w podejrzliwość.
Alienacja może mieć jeszcze bardziej podstępne oblicze. Dziecko zaczyna czuć niepokój i wahanie nawet gdy rodzic nie mówi nic wprost. Dziecko będzie cierpieć również wtedy, gdy rodzic czyni to subtelne gesty lub choćby mimikę. Każdy sposób pokazania niezadowolenia z relacji dziecka z drugim rodzicem będzie wbijał się jak cierń w serce dziecka. Wyobraźmy sobie, jak po powrocie od ojca, dziecko dostrzega w oczach matki lekką irytację, może grymas. Matka mówi: „Jedliście pizzę? Przecież wiesz, że chcę, żebyś jadł zdrowo”. Niby troska, a jednak brzmi to jak wyrzut. Dziecko zaczyna się zastanawiać – czy naprawdę zrobiło coś złego, spędzając czas z tatą? Czy jego radość z tego spotkania jest czymś, co powinno ukryć, jakby było czymś wstydliwym? W ten sposób poczucie winy staje się jego codziennym towarzyszem, rodząc lęk przed byciem sobą w relacjach z rodzicami.
Konflikt lojalności – rana w sercu i umyśle dziecka
Najbardziej bolesne formy alienacji to jednak te, które grają na najgłębszych emocjach dziecka. Wyobraźmy sobie sytuację, w której jedno z rodziców mówi: „Jak możesz chcieć jechać do taty, skoro wiesz, ile dla ciebie poświęcam?”. Dziecko staje wtedy przed dylematem, który przerasta jego możliwości. Jest zmuszone wybrać, choć przecież nikogo nie chciało zranić. Jak to możliwe, że dziecko musi stawać po stronie jednego z rodziców, odwracając się od drugiego, by nie sprawić mu bólu? To uczucie rozdzierającego konfliktu przesiąka je od środka, niszcząc jego naturalną zdolność do miłości i zaufania.
Innym przykładem może być sytuacja, w której dziecko wraca z zimowego spaceru z ojcem, a matka pyta z wyczuwalnym niezadowoleniem: “Naprawdę poszliście na spacer? Przecież jest tak zimno! Czy tata nie pomyślał, że możesz się przeziębić?” Choć nie jest to wprost wyrażona krytyka, dziecko może zacząć odczuwać, że mama nie aprobuje takich wspólnych aktywności z ojcem, co może prowadzić do ograniczania chęci na kolejne wyjścia.
Czasem alienacja przyjmuje postać delikatnych sugestii, że drugi rodzic „nie rozumie” potrzeb dziecka lub nie ma odpowiednich umiejętności wychowawczych. Przykładem może być komentarz w stylu: “Odwiedziłeś tatę i oglądaliście bajki do późna? Wiesz, ja zawsze pilnuję, żebyś był wyspany.” Takie uwagi mogą wytworzyć w dziecku przekonanie, że mama „bardziej dba” o jego potrzeby, a tata nie jest w stanie zapewnić mu odpowiednich warunków.
Częstą formą alienacji jest również sytuacja, w której rodzic nie akceptuje cieszenia się dziecka z czasu spędzanego z drugim rodzicem. Wyobraźmy sobie, że dziecko ekscytująco opowiada matce o weekendzie spędzonym u taty, a matka odpowiada: “Tata ma więcej czasu na takie zabawy, ja mam na głowie cały dom i wasze potrzeby.” Dziecko może odebrać to jako sygnał, że jego radość ze spędzania czasu z tatą jest „zdradą” matki.
Alienacja rodzicielska przez wzbudzenie poczucia winy u dziecka
Alienujący rodzic nierzadko próbuje wzbudzić u dziecka poczucie winy za okazywanie sympatii drugiemu rodzicowi. Może to przybierać formę słów, jak np.: “Jak możesz chcieć jechać do taty, skoro mama cię tak bardzo kocha i wszystko dla ciebie robi”. Dziecko, pragnąc uniknąć konfliktu lub smutku jednego z rodziców, zaczyna rezygnować z kontaktu z drugim.
Alienacja niebezpośrednia może być bardziej niszcząca niż jawna krytyka, ponieważ dziecko często nie jest w stanie świadomie rozpoznać źródła swojego dyskomfortu. W subtelnych gestach, tonie głosu czy powtarzających się sugestiach, dziecko może podświadomie wyczuwać negatywne nastawienie wobec drugiego rodzica, co wpływa na jego emocje i poczucie bezpieczeństwa. W rezultacie, gdy podczas wysłuchania dziecka przez sąd w sprawie rodzinnej pada pytanie: „Czy mama mówi coś złego na temat taty?”, dziecko odpowiada przecząco, nie rozumiejąc, że jest pod wpływem niejawnej manipulacji. Taka forma alienacji emocjonalnej jest niezwykle trudna do wykazania przed sądem, co czyni ją jeszcze bardziej niebezpieczną – jej subtelność może powodować głębokie, długotrwałe rany, które dziecko ponosi, często nie zdając sobie sprawy z ich źródła.
Czasem alienacja przebiega tak cicho, że dziecko samo nie rozumie, dlaczego zaczyna niechętnie patrzeć na drugiego rodzica. Rodzic z jego życia wymazuje zdjęcia, prezenty, wspomnienia związane z drugim opiekunem. Odejmuje kawałek po kawałku wspólne chwile, jakby chciał usunąć go ze świata dziecka. W tym pustym miejscu pozostaje tylko lęk, niejasne przeczucie, że coś jest nie tak. Dziecko zaczyna się wycofywać, milknie. Zaczyna wierzyć, że jedyny świat, w którym jest bezpieczne, to ten wyznaczony przez jednego rodzica – ten drugi staje się kimś obcym, a przecież kiedyś był jego całym światem.
W skrajnych przypadkach alienacja rodzicielska może wywołać tak silne poczucie izolacji i wewnętrznego konfliktu, że dziecko zaczyna przeżywać głęboki ból psychiczny, którego nie umie inaczej wyrazić, co prowadzi do samookaleczania. Takie działania mogą być próbą fizycznego uwolnienia się od wewnętrznego napięcia lub wołaniem o pomoc, której dziecko nie potrafi wprost zasygnalizować. Niestety, samookaleczenia, będące formą autodestrukcji, niosą ogromne ryzyko, a ich skutki mogą pozostawić trwałe ślady, nie tylko na ciele, ale i na psychice młodej osoby.
Przyczyny alienacji rodzicielskiej
Obawy i chęć zagarniania dziecka często mają korzenie znacznie głębsze, niż może się wydawać. Rzeczywiście, ci rodzice kiedyś się kochali i postanowili wspólnie stworzyć rodzinę. Jednak rozstanie, szczególnie trudne i emocjonalnie bolesne, może sprawić, że pierwotna miłość zamienia się w gorycz, złość, a nawet potrzebę „odzyskania kontroli” nad sytuacją.
Jedną z głównych przyczyn takiego zachowania bywa wpływ osób trzecich – przyjaciół, rodziny, a czasem także nowych partnerów. Tacy „doradcy” niekiedy nieświadomie, a niekiedy celowo, podsycają obawy lub budują nieufność wobec drugiego rodzica. W trudnych emocjonalnie momentach wsparcie rodziny i przyjaciół jest potrzebne, ale ich rady mogą wprowadzać rodzica w spiralę negatywnych myśli, takich jak: „on cię zranił, teraz na pewno skrzywdzi twoje dziecko”. Wówczas pojawia się potrzeba „ochrony” dziecka, co staje się uzasadnieniem dla ograniczenia kontaktu z drugim rodzicem.
Innym powodem może być słaba samoocena rodzica, któremu wydaje się, że utrzymanie relacji dziecka z drugim opiekunem osłabi jego własną rolę. Taki rodzic może błędnie uważać, że jeśli dziecko ma dobry kontakt z obojgiem rodziców, to on sam stanie się mniej ważny. To potrzeba poczucia kontroli i strach przed byciem „mniej istotnym” w życiu dziecka powodują, że rodzic manipuluje jego lojalnością.
Do tego dochodzi jeszcze aspekt emocji, które mogą przekształcić się w pragnienie „wygranej”. Zdarza się, że alienacja jest formą zemsty – pragnieniem „ukarania” drugiego rodzica, który z jakiegoś powodu zawiódł lub zranił. W takiej sytuacji alienacja jest bardziej aktem rozgrywki niż troską o dobro dziecka, co oczywiście przynosi krzywdę i długofalowe skutki emocjonalne dla samego dziecka.
W końcu, problem leży także w braku dojrzałości emocjonalnej i umiejętności radzenia sobie z rozstaniem. Tego typu zachowania świadczą o słabej psychice rodzica, który nie potrafi oddzielić swoich osobistych emocji i konfliktów od dobra dziecka. Zamiast wspierać rozwój emocjonalny dziecka i budować stabilne więzi z obojgiem rodziców, taki rodzic koncentruje się na manipulowaniu dzieckiem, aby przysposobić je do własnych interesów.
Destrukcyjne skutki alienacji
Skutki alienacji rodzicielskiej to emocjonalna pustka, trudności w zaufaniu innym, a w końcu – roztrzaskana, na zawsze zmieniona psychika dziecka. Dziecko, które kiedyś miało zdolność do kochania obojga rodziców, zostaje nagle pozbawione tej miłości, która była jego naturalnym prawem. I nie potrafi już czuć, jak dawniej. Obawa, że jeśli przywiąże się do jednego rodzica, to zdradzi drugiego, rozbija je od środka.
Zjawisko alienacji rodzicielskiej nie dotyka wyłącznie relacji między dzieckiem a rodzicem, ale ma dalekosiężne konsekwencje, które wpływają na zdrowie psychiczne dziecka i jego przyszłe zdolności do budowania relacji. Dlatego tak ważne jest, by zidentyfikować i przeciwdziałać alienacji rodzicielskiej jak najwcześniej, aby zapobiec tragedii, jaką mogą być samookaleczenia oraz inne formy autodestrukcyjnego zachowania.
Alienacja rodzicielska może stanowić podstawę do ingerencji sądu we władzę rodzicielską. W sytuacjach, gdy jedno z rodziców uporczywie wpływa na dziecko, manipulując jego uczuciami i nastawiając je przeciwko drugiemu rodzicowi, sąd ma prawo wkroczyć i ocenić, czy takie działania zagrażają dobru dziecka.
W polskim prawie nadrzędnym celem postępowań rodzinnych jest ochrona dobra dziecka, co obejmuje jego prawo do kontaktu z obojgiem rodziców, jeśli oboje są w stanie zapewnić mu opiekę i wsparcie emocjonalne. Gdy jedno z rodziców świadomie wywołuje w dziecku niechęć lub strach wobec drugiego, prowadząc do trwałego odcięcia kontaktów, sąd może uznać, że działania te stanowią zagrożenie dla psychicznego rozwoju dziecka.
W takich przypadkach możliwe jest ograniczenie władzy rodzicielskiej tego rodzica, który dopuszcza się alienacji, a w skrajnych sytuacjach – nawet jej odebranie. Sąd może również nałożyć inne środki zaradcze, takie jak nadzór kuratora nad kontaktami dziecka z rodzicem lub terapia rodzinna, która pomoże odbudować relację z alienowanym rodzicem. Celem ingerencji sądu jest więc przywrócenie zdrowych, pełnych miłości więzi, które pozwolą dziecku na prawidłowy rozwój emocjonalny i zapewnią mu stabilność, jakiej potrzebuje do dorastania.
Jak walczyć z alienacją rodzicielską?
Przede wszystkim warto działać na rzecz edukacji rodziców, uświadamiając, jak ważne dla dziecka jest zachowanie relacji z obojgiem rodziców. Dobrym krokiem może być mediacja rodzinna, która pozwala zminimalizować konflikty i stworzyć bezpieczne środowisko dla dziecka. Skuteczne są również programy wsparcia psychologicznego dla rodziców oraz terapia rodzin. Wbrew pozorom, rodzic alienujący dziecko nie zawsze ma złe intencje. Często robi to nieświadomie lub z przekonaniem, że czyni dobrze. Zdarza się, że uważa, że tak należy, a nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo krzywdzi swoje dziecko. Alienacja rodzicielska często jest skutkiem zagubienia, potrzeb rewanżu, zaznaczenia moralnej przewagi lub wręcz autentycznej troski o dziecko. Często jest wynikiem niezrozumienia potrzeb dziecka, braku wyobraźni, kompetencji rodzicielskich. Bywają oczywiście sytuacje, gdy jest stosowana świadomie, z premedytacją, ale o tym napiszę kiedy indziej.
Alienacja rodzicielska jest niszcząca, ale nie jest nieodwracalna. Każdy rodzic, który zrozumie, jak ogromną krzywdę wyrządza dziecku, może przestać traktować je jak kartę przetargową i zamiast tego obdarzyć miłością, która będzie bezwarunkowa. Dzieci zasługują na miłość obojga rodziców – i nikt nie ma prawa im tego odbierać. W każdej sytuacji, kiedy zetkniecie się z alienacją rodzicielską warto skorzystać z pomocy prawnej kancelarii, w której pracują prawnicy specjalizujący się w prawie rodzinnym, ale i prowadzeniu negocjacji i mediacji. Ich dodatkowe przeszkolenie w zakresie psychologii oraz stosowne doświadczenie mogą okazać się bezcenne.
Czy istnieje jeden niezawodny sposób na walkę z alienacją rodzicielską? Nie. W każdej sytuacji należy jej przeciwdziałać w inny sposób. Trzeba uwzględnić wiek, dojrzałość oraz świadomość dziecka. Wziąć należy również pod uwagę poziom konfliktu między rodzicami, ich wiedzę i dojrzałość, a także istniejącą więź z dzieckiem lub dziećmi. W każdym razie jest to obszar do mediacji, gdyż ważne jest, by wypracować wspólnie porozumienie, które uwzględni słuszne interesy stron i przede wszystkim dobro dziecka. Rozwiązania “siłowe” najczęściej nie rozwiążą problemu alienacji rodzicielskiej.
Jeśli zainteresował Was ten temat, przeczytajcie również te teksty: