
MEDIACJE PRACOWNICZE – DLACZEGO WARTO?
Spory są elementem każdej relacji. W miejscu pracy również nie da się ich uniknąć. Istotne jest to, jak do sporów podchodzimy. Czy pozwolimy, by różnica zdań w drobnej sprawie urosła do rangi problemu, który zaszkodzi nam i firmie? Czy może potraktujemy ją jako okazję do przeglądu naszej relacji, by ją wzmocnić? A może zwyczajnie nie opłaca się toczyć sporu w sądzie? Przeczytajcie sami.
Mediacje pracownicze – czy spór w sądzie się opłaca?
Mediacje pracownicze – dlaczego to dobry pomysł? Sądy są od rozstrzygania sporów. Rozstrzyganie odbywa się arbitralnie i polega na przyznaniu racji jednej ze stron. Taki wyrok sądu nie usuwa źródeł sporu. Co więcej, jedna ze stron prawie zawsze będzie się czuła niezrozumiana, niewysłuchana lub pokrzywdzona. Z koeli druga strona będzie triumfować i może – paradoksalnie – wzmocnić te swoje zachowania, które leżały u źrodła konfliktu.
Co więcej, sprawa w sądzie trwać może latami. Czasami są to 2-3 lata do wydania wyroku w I instancji. A przecież od niego służy stronom apelacja i sprawa może po niej wrócić do ponownego rozpoznania. Oznacza to, że sprawa pracownicza w sądzie pracy może trwać nawet 4-5 lat.
Spór zaczyna żyć własnym życiem
W tym czasie spór stron wymyka się im spod kontroli i zaczyna żyć własnym życiem. Strony angażując prawników, świadków, biegłych oraz wykładając coraz więcej pieniędzy, stają się same zakładnikami swoich pierwotnych stanowisk. A te – jak często bywa – nie dobrze powiązane z tym, co leżało u źrodła sporu. Czasem są od tego oderwane. W sądzie toczy się więc latami spór, który strony pochłania, a oddaje nawet istoty problemu.
Jedynym efektem takiego sporu będzie dalsza polaryzacja stron, wzrost ich niechęci, angażowanie w ich spór osób trzecich, które spotkają się z konfliktem lojalnościowym. A na koniec wyrok sądu sporu nie usunie, tylko go zacementuje. Należy się więc zastanowić, czy warto iść tą drogą. Moim zdaniem, zadaniem sądów jest rozstrzyganie tych sporów, które nie dadzą się rozwiązać w inny sposób. Sądy są absolutnie niezbędne choćby po to, by zapobiec samosądom i anarchii. Uważam jednak, że w zdecydowanej większości przypadków, strony zbyt szybko korzystają z prawa do sądu i rezygnują z możliwości poszukiwania rozwiązania sporu w inny sposób.
Utrata poczucia sprawczości w sądzie, a mediacje pracownicze
W konsekwencji, strony tracą zdolność do załatwiania swoich spraw. Ich kreatywność i sprawczość doznają upośledzenia. Poczucie obywatelstwa rozumianego jako prawo wolnej jednostki do decydowania i sobie i swoim losie, ulega rozbiciu. Człowiek dojrzały rezygnuje z atrybutu swojej dorosłości i prosi organ państwowy, by załatwił jego prywatną sprawę. Sam najczęściej nawet nie próbował tego zrobić. Albo też próba taka miała charakter iluzoryczny.
W konsekwencji obserwujemy cały szereg negatywnych skutków, które wyżej opisałem. A przecież miejsce pracy jest tym obszarem, w którym nasze kompetencje społeczne są w pełnej ekspozycji. Jak można oczekiwać od człowieka dojrzałych decyzji w innych obszarach życia, jeśli tak łatwo pozwalamy mu wyzbyć się sprawczości i odpowiedzialności w relacjach w pracy. Idąc od razu do sądu – owszem – korzystamy ze swojego uprawnienia, ale często robimy sobie i innym krzywdę, gdyż oddajemy się w ten sposób w adopcję organowi państwowemu, którego aktywność ma nas zwolnić – w naszym odczuciu – z wysiłku, odpowiedzialności i myślenia. „Teraz będziesz się tłumaczył przed sądem” – mówimy.
Dlatego też, w Kancelarii Jakubiec i Wspólnicy jesteśmy zwolennikami załatwiania spraw w mediacji. Mediacje pracownicze są jednym z tych obszarów, w których osiągamy widoczne sukcesy. Oczywiście, nie każda sprawa nadaje się do mediacji. Wierzymy jednak, że często warto podjąć wysiłek zmierzający do zakończenia sporu w sposób ugodowy. Przez ugodę nie traci się nic – wbrew powszechnemu rozumieniu. Odzyskuje się natomiast poczucie panowania nad własnymi sprawami i relacjami. Poza tym, mediacja jest szybsza, prostsza i tańsza od procesu sądowego.
Zapraszam do kontaktu
Jeśli czujecie, że możemy Wam pomóc rozwiązać spór pracowniczy lub inny, odezwijcie się do nas. Zajmuję się również sprawami gospodarczymi i rodzinnymi. Jesteśmy mediatorami i oraz reprezentujemy naszych Klientów w sądach i w mediacjach. Oznacza to, że zakres i forma naszej pomocy może być różna – w zależności od tego, o co nas poprosicie. Odezwijcie się do nas:
📩 kancelaria@jakubieciwspolnicy.pl
📞 536 270 935
https://www.google.com/url?sa=t&source=web&rct=j&opi=89978449&url=https://www.gov.pl/attachment/e0ad2a4e-e8ef-4780-904e-c07615a21b3c&ved=2ahUKEwjQ69vv8bmQAxUpSPEDHV1zMNg4FBAWegQIJRAB&usg=AOvVaw2Bj7oC9gG4a3yoc_GAuGy0
https://dane.gov.pl/pl/dataset/451,mediacje/resource/65690/table
https://dogma.org.pl/wp-content/uploads/Poradnik-prawny-Mediacje-pracownicze-1.pdf

ODMOWA ROZMÓW TO NIE WYGRANA, LECZ KAPITULACJA
Mówi się, że sprawy rodzinne i gospodarcze nie mają ze sobą nic wspólnego. Ja twierdzę inaczej. Uważam, że łączy je siła komunikacji i wartość dialogu. W obu tych skrajnie różnych przecież gałęziach prawa, widzę i prowadzę sprawy, w których najważniejsza jest otwartość oraz odwaga niezbędna do wzięcia odpowiedzialności za własne życie lub biznes. Kluczowe jest to, by szukać rozwiązań, a nie trwać w wyniosłym milczeniu szukając wyższości moralnej w tej niemądrej postawie.
Wyniosłe milczenie
Milczenie bywa złotem, ale w innych okolicznościach. Ten artykuł jest o milczeniu wyniosłym, które jest kapitulacją wobec problemu i próbą przerzucenia odpowiedzialności na drugą stronę. Jest też o tym, że w ten sposób przegrywamy, a mimo to – jesteśmy zadowoleni. Straszne… O wyniosłym milczeniu napisałem już jeden artykuł. Link do niego podaję niżej – pod tekstem.
W tym tekście rozwinę kilka myśli tam ledwie wspomnianych oraz skupię się na nowych problemach.
🔴 Czy zauważyliście, że my – Polacy – bardzo lubimy zrywać rozmowy lub nawet odmawiać ich rozpoczęcia❓
Niepytani gadamy ciągle, głośno i bez sensu. A gdy trzeba rozmawiać – słychać tylko milczenie. Dotyczy to spraw drobnych oraz tych najważniejszych. Rodzinnych i gospodarczych. A ponoć sprawy rodzinne i gospodarcze nie mają ze sobą nic wspólnego… Otóż zapewniam wszystkich, że mają – i to bardzo wiele. Ale o tym niżej.
Wyższość moralna i satysfakcja
🔴 Czy zauważyliście, że czerpiemy dziką satysfakcję z domniemanej wyższości moralnej, którą czerpiemy z takiej postawy❓ Wyniosłym milczeniem staramy się przerzucić odpowiedzialność na drugą stronę. Wydaje nam się, że w ten sposób wygrywamy. Zatapiamy się w tej sytuacji. Co ciekawe, rozkosz, która z niej płynie, rekompensuje nam z nawiązką realne straty, które w ten sposób ponosimy. Jest to bardzo ciekawe podejście, które mogłoby cechować greckiego filozofa, ale budzi zdziwienie, gdy cechuje ludzi, o którzy moralnością jedynie wycierają sobie buty.
Gdyby jeszcze chodziło tylko o pieniądze! W końcu nie są najważniejsze. Ale nie! Wybieramy milczenie. Jakże często odpuszczamy w ten sposób rozmowę o kontaktach z dziećmi❓ Ilu znam ojców, którzy przez taką postawę nie widzieli własnych dzieci od roku albo dwóch? Dramat polega na tym, że oni odpuścili starania. Zaczęli kłócić się z byłą żoną lub partnerką, kontakty stawały się coraz rzadsze. Albo ona – co się również często zdarza – zwyczajnie je utrudniała. Link do tekstu o alienacji również zostawiam niżej. Problem polega na tym, że z alienacją można walczyć. Najskuteczniejsza bronią jest rozmowa i szukanie porozumienia. A niektórzy odpuszczają. I to bardzo szybko.
„Z nią się nie da rozmawiać, Mecenasie!” „Próbowałem – chyba dwa razy, ale się nie da! Kiedyś dzieci zrozumieją, że to jej wina”. „Mediacja? Panie Andrzeju, ale Pan naiwny. Pan jej nie zna… Z nią się nie da rozmawiać!” Słyszę to co najmniej raz w tygodniu. Czasami częściej. Słucham tego zawsze i staram się nie pokazać, że boli mnie serce. I wiem, że pierwszą walkę będę musiał stoczyć, nie z drug stroną, ale z mapami mentalnymi mojego klienta.
Wyniosłe milczenie – konsekwencje odpuszczenia
🔴 Taki rodzic mówi więc, że dzieci kiedyś zrozumieją, że to wina ich matki. On się przecież starał, próbował. Z zadumą patrzy się gdzieś w bok. Rozmyśla. Ale obaj wiemy, że jest to tylko wymówka. On zadba o to, by przedstawić siebie w najlepszym świetle, a odpowiedzialnością za rozpad więzi z dziećmi obarczyć ich matkę – która bardzo często ma również swoje za uszami – czasami nawet bardzo dużo. Zatrważające jest jednak, jak łatwo oni to akceptują utratę czegoś najcenniejszego w życiu – więzi z własnym dzieckiem – w zamian za to, by móc winę za to przerzucić na drugą stronę. Dla niektórych jest to nawet… wygodne. Dzieci kiedyś zrozumieją… A że ich dzieciństwo przejdzie mu koło nosa – trudno. Najważniejsze, by nie dać satysfakcji ich matce.
🔴 Dzieci może kiedyś to zrozumieją, a może nie. Teraz to bez znaczenia. One teraz tęsknią za ojcem. Ta tęsknota z czasem przeradza się w smutek, a potem w smutną i cichą akceptację zerwanej więzi. A że dzieci szukają przyczyny wszystkiego w sobie, to będą za jej zerwanie obwiniać siebie – świadomie, lub nie‼️
🔴 Będą dorastać ze świadomością lub nieuświadomionym odczuciem, że na miłość takiego ojca nie zasługiwały. To zniszczy ich poczucie własnej wartości, stworzy podatność na uzależnienia i inne działania autodestrukcyjne. Położy się cieniem na ich związkach i rodzinach, które stworzą ‼️
🔴 Ale póki co – mamy satysfakcję – że to jej wina! Próbowałem i już nie będę. Z nią nie da się rozmawiać…
Czy im zależy?
Gdyby takim ludziom zależało na własnych dzieciach tak, jak na kolejnym samochodzie, który kupią, dawno by to załatwili. Ale póki co delektują się zwycięstwem. Moralnym. Albo zamiast próbować załatwić tę sprawę szybko i polubownie, będą z honorem walczyć do końca w sądzie. „Choćby i 5 lat, Mecenasie!”. Tylko że za 5 lat, Pana dziecko nie będzie już Pana pamiętać. Cóż, dla niektórych to niska cena za to, żeby płacić o 500 PLN mniejsze alimenty. Uwierzcie mi, że często właśnie to jest płaszczyzną sporu.
Piszę o ojcach – sam jestem ojcem i za takich ludzi zwyczajnie mi wstyd. Ale też im współczuję, gdyż sami muszą być bardzo nieszczęśliwi. I przekażą to swoim dzieciom. Posłużyłem się tym przykładem, ale znam też inne – obie płcie mają tu „wybitne osiągnięcia”. Ale nie przejmujcie się. W rodzinach czasami nie jest najgorzej. To gdzie może być gorzej? Witamy w polskim biznesie. W szczególności – w biznesie rodzinnym 🙂
Wyniosłe milczenie w sporach biznesowych?
✅ Tak, problem jest znacznie szerszy – dotyczy wielu z nas w różnych konfiguracjach. Widzę podobną postawę w spółkach, w których wspólnik nie chce rozmawiać. Będzie blokował działania spółki i jej szkodził, ale do rozmów nie usiądzie. Najwyżej spółka padnie, ale on ma rację i nie ustąpi.
I o tym pisałem ostatnio analizując przyczynę stojącą za art. 266 k.s.h., który reguluje możliwość wyłączenia wspólnika ze spółki z o.o. Jest to przecież brutalna ingerencja w prawo własności, a jednak ma uzasadnienie. Nie w każdym sporze, ale właśnie wtedy, kiedy jeden ze wspólników zachowuje się w sposób dla spółki destrukcyjny. Jednym z przejawów takiego zachowania może być właśnie okopanie się na pozycjach moralnych i odmowa jakichkolwiek rozmów. Jakie to łatwe!
O sporach między wspólnikami napisałem pewnie kilkadziesiąt artykułów, większość z nich jest na tej stornie – z łatwością je znajdziecie. Wiele z nich dotyczy specyficznej przestrzeni, jaką tworzą polskie firmy rodzinne. W nich spory są szczególnie trudne, a wyniosłe milczenie oraz unikanie otwartego postawienia problemu, bywa rujnujące i destrukcyjne dla firmy, rodziny i wszystkich wokół. Wyniosłe milczenie słychać również tam. A szkoda. Gdybyśmy tak ułamek marnotrawionej w ten sposób energii i uwagi przekierowali na rozwój tych firm?
Dlaczego napisałem ten tekst?
Napisałem to, bo wierzę, że z tą postawą można walczyć. Wierzę, że człowiek nie jest z natury zły. Często niesie ze sobą przez życie traumę, którą przekazuje się z pokolenia na pokolenie. Inni nie mają kompetencji komunikacyjnych. W wielu domach nie rozmawia się w ogóle na trudne tematy. Tak samo było w moim domu. Rozwiązywania sporów nie uczy się nas w szkołach. Jesteśmy za to tresowani i katowani mitami powstań i umierania bez sensu za straconą sprawę. Nic więc dziwnego, że w sytuacji trudnej powtarzamy to, do czego nas zaprogramowano: rozmawiać nie potrafimy, ale pamiętamy, że jest szlachetnie i pięknie jest przegrywać.
Wierzę, że można byłoby uniknąć wielu dramatów, rozbitych rodzin, rozerwanych więzi lub zniszczonych spółek lub świetnych pomysłów, których nigdy nie zrealizowano, gdybyśmy potrafili ze sobą rozmawiać i zrozumieli w końcu, że sztuką nie jest umrzeć w samotności i biedzie, ale wieść szczęśliwe i spełnione życie. Kluczem do tego jest umiejętność rozwiązywania problemów, a nie unikanie rozmowy i czerpanie satysfakcji z moralnej wygranej. Może uznacie, że komuś moje mogą otworzyć oczy. A przez to chociaż jedno dziecko za jakiś czas odzyska rodzica.
Może uda się rozwiązać jeden konflikt w jakiejś spółce, która przez to nie padnie, ale będzie źródłem utrzymania kilku rodzin lub przyniesienie komuś bogactwo. Będę szczęśliwy, jeśli pomoże to chociaż jednej osobie. Wysiłek, jaki włożyłem w napisanie tych tekstów z pewnością był tego wart, był wręcz znikomy w porównaniu z tym, co – jak wierzę – może kiedyś zrobią dla choćby jednej osoby. Ta osoba pewnie nigdy o mnie nie usłyszy, ani ja o niej. Ale nie ma to znaczenia. Wiem, że warto.
Zapraszam do kontaktu
Jeśli czujecie, że mogę Wam w jakiś sposób pomóc, odezwijcie się do mnie. Zajmuję się sprawami gospodarczymi i rodzinnymi. Jestem mediatorem i zwyczajnie lubię pomagać ludziom rozwiązywać spory. I tak – cieszę się, że mogę zarabiać w ten sposób, bo mam silne przeświadczenie, że robię coś dobrego.
📩 kancelaria@jakubieciwspolnicy.pl
📞 536 270 935
https://centrummediacji-jp.pl/komunikacja-niewerbalna-w-konflikcie
https://iws.gov.pl/wp-content/uploads/2023/10/MediacjaSztukaKompromisu_na-strone-www-IWS.pdf

ŚMIERĆ WSPÓLNIKA SPÓŁKI CYWILNEJ
Spółka cywilna jest umową, a nie osobnym od wspólników podmiotem prawa. Ma wiele zalet, do których należy pozorna prostota oraz niskie koszty jej założenia. Przysparza jednak wielu trudności w przypadku zmian po stronie wspólników. Mam na myśli m.in.: „sprzedaż udziałów”, śmierć jednego ze wspólników lub jego wyjście ze spółki. Z tymi sytuacjami spółka cywilna radzi sobie średnio. Jak wygląda sytuacja w przypadku śmierci wspólnika?
Śmierć wspólnika spółki cywilnej
Najlepiej byłoby, gdyby wspólnicy zobowiązali się nie umierać. Przynajmniej dopóki są w spółce. Z egzekucją takiego obowiązku może wiązać się jednak szereg praktycznych problemów. Śmierć wspólnika może zdarzyć się w każdej spółce. Przyjmujemy więc, że takie sytuacje się zdarzają i to regularnie. Trzeba wówczas jednocześnie sprostać szeregowi trudności, które wynikają m.in. z:
🔴 faktu, że spółka jest tylko umową na gruncie prawa cywilnego, ale płatnikiem VAT na gruncie prawa podatkowego i pracodawcą wg przepisów kodeksu pracy. – Mamy więc niezły bałagan;
🔴 umowa ta oznacza zaciąganie przez wspólników wspólnych obowiązków i daje im wspólne uprawnienia. Natomiast polskie prawo nie zna jednoczesnego przejścia uprawnień i obowiązków (cesji i przejęcia długu);
🔴 z różnych przyczyn wierzyciel może nie być zainteresowany, żeby świadczenie spełnili spadkobiercy zmarłego. O ile chodzi o zapłatę, to nie ma z tym problemu, ale jeśli on miał napisać skomplikowaną opinię prawną albo namalować obraz – wykonanie tego obowiązku przez żonę i dzieci może nie być równie wartościowo. Chociaż w niektórych przypadkach będzie znacznie bardziej.
Śmierć wspólnika. Czy spadkobiercy wspólnika sami stają się wspólnikami❓
Tak być może, ale wcale nie musi. Kluczowe w tym zakresie będą postanowienia umowy spółki. Należy jednak zastanowić się, czy ci spadkobiercy wejdą do spółki na równych prawach czy też jedynie podzielą się tym, co przysługiwało do tej pory spadkodawcy. Wyobraźmy sobie, że było dwóch wspólników, którzy mieli udział w zyskach i stratach po 50%, a każdy z nich miał jeden -równy głos. Musieli się więc porozumieć w ważniejszych kwestiach związanych z prowadzeniem spraw i reprezentacją spółki. Jeden z nich zmarł i dziedziczą po nim dwie osoby w częściach równych i obie do spółki wchodzą.
Jak dziedziczą spadkobiercy wspólnika cywilnego❓
W tym prostym stanie faktycznym jest jednak dużo niewiadomych i możliwości. Możliwe są więc 3 główne rozwiązania:
🟢 po śmierci wspólnika spółka będzie miała troje wspólników, a udział w zyskach i stratach zmieni się i wyniesie po 1/3. Każdy ze wspólników będzie miał 1 głos, a więc dotychczasowy wspólnik będzie mógł być przegłosowany przez spadkobierców. Jego pozycja ulega więc znacznemu osłabieniu.
🟢 spółka będzie miała troje wspólników, ale dotychczasowy wspólnik zatrzyma 50% udział w zyskach i stratach, z kolei spadkobiercy podzielą się „udziałem” zmarłego – w tym przykładzie po połowie, a więc będą mieli po 25% udziału w zyskach i stratach. W tej sytuacji możliwe są dalsze dwa rozwiązania, bowiem może być tak, że mimo takiego udziału w zyskach będą mieli po 1 głosie, a więc będą mieli większość albo też odziedziczony przez nich głos również rozpadnie się na pół i będą mieli odpowiednik 0,5 głosu – jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało.
🟢 możliwe jest również takie rozwiązanie, w którym do spółki przystąpi faktycznie tylko jeden ze spadkobierców, który będzie miał 1 głos i 50% udziałów w zyskach i stratach. Stanie się tak, mimo że po zmarłym dziedziczyli razem. Ale w tej sytuacji z drugim spadkobiercą będzie się on jedynie rozliczał, tamten będzie jednak od spółki odcięty. Naturalnie pojawia się więc pytanie o odpowiedzialność tego „odciętego” wspólnika za zobowiązania spółki. Czy ponosi solidarną odpowiedzialność wobec wierzycieli, czy też nie?
Śmierć wspólnika spółki cywilnego – pole do konfliktów
Jak widzimy, pole do konfliktów jest szerokie. Każda ze stron będzie mogła podnosić racjonalne argumenty. Argumenty obu stron będą miały podstawy ekonomiczne, moralne i prawne.
Dodajmy do tego, że przecież uczestnictwo w spółce polega na wykonywaniu obowiązku działania w celu osiągnięcia wspólnego celu gospodarczego, który został określony w umowie spółki. Może on oczywiście ulegać modyfikacji. Ale jasne jest, że łączny potencjał lub gotowość spadkobierców może, ale nie musi być równy potencjałowi zmarłego wspólnika. Mogą nie mieć do tego odpowiednich kwalifikacji, zdolności, pasji, czasu. Mogą w końcu zwyczajnie nie dogadywać się ze wspólnikiem zmarłego.
Czy spadkobiercy powinni wchodzić do spółki❓
Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Z pewnością śmierć wspólnika jest dla spółki cywilnej szokiem. Może się okazać, ze spadkobiercy w spółce do tej pory pracowali, znają ją i są gotowi do dalszej pracy na jej rzecz – już w nowej formie. Może się okazać, że będzie to z korzyścią dla wszystkich, również dla drugiego wspólnika, który być może od lat nie miał wsparcia w schorowanym koledze, a jego dzieci garną się do pracy. Jednakże może być zupełnie odwrotnie.
Rozliczenie ze spadkobiercami zmarłego wspólnika
Co zatem zrobić, jeśli spadkobiercy do spółki nie chcą lub nie mogą wejść❓ Należy się z nimi rozliczyć. I tu pojawia się kolejne pole do sporów i konfliktów. Chodzi oczywiście o pieniądze. Ile im zapłacić? Przepisy kodeksu cywilnego są w tym zakresie archaiczne. Biorą pod uwagę – w pewnym uproszczeniu – wartość aktywów netto. A więc wartość rzeczy materialnych. Z niematerialnymi jest już gorzej, ale można w rozliczenie włączyć np. znak towarowy itp. NIe zmienia to jednak faktu, że w żaden sposób nie odnoszą się one do obrotów, renomy, zysków i innych czynników, które mają wpływ na wycenę przedsiębiorstw. Przepisy te drastycznie promują stronę, która w spółce zostaje i może jej majątek przejąć na własność relatywnie tanio.
Kancelaria Jakubiec i Wspólnicy zajmuje się spółkami cywilnymi
Jeżeli prowadzicie spółkę cywilną i chcecie uniknąć problemów związanych ze śmiercią któregoś ze wspólników, warto zadbać o to już teraz. Możemy Wam w tym pomóc. To samo dotyczy sytuacji, w której wspólnik już zmarł i potrzebujecie pomocy w dalszych krokach. Zapraszamy do kontaktu:
📩 kancelaria@jakubieciwspolnicy.pl
📞 536 270 935

CZY MOŻNA WYBIERAĆ MIĘDZY UMOWĄ O PRACĘ A B2B?
Przeglądając ogłoszenia o pracę coraz częściej można spotkać się z tym, że pracodawcy chcą zatrudnić pracownika, lecz dają mu do wyboru zatrudnienie w oparciu umowę o pracę lub współpracę na podstawie b2b. Powstaje pytanie, czy to legalne?
B2B czy umowa o pracę – proszę sobie wybrać?
Oferowanie przez pracodawców b2b w rzeczywistości zakłada, że dana osoba założy działalność gospodarczą. Co miesiąc będzie wystawiała pracodawcy fakturę, w pozostałych aspektach będzie zachowywała się jak pracownik. Nie będzie jednak korzystała z żadnych uprawnień pracowniczych, bo przecież w świetle przepisów prawa – nie jest pracownikiem.
Takie rozwiązanie dla pracodawców jest korzystne. Nie biorą oni na siebie ciężaru w postaci legalnego zatrudnienia pracownika oraz związanych z tym obowiązków. Mają na swoim pokładzie osobę, która dokładnie będzie zachowywała się tak samo jak pracownik bowiem będzie:
– podporządkowana w swojej pracy pracodawcy,
– pracowała w ustalonych porach,
– wykonywała pracę w miejscu wskazanym przez pracodawcę
lecz w zamian za to nie otrzyma takich uprawnień jak pracownik, który jest zatrudniony na podstawie umowy o pracę.
Wyższe zarobki i wiele innych korzyści?
W ogłoszeniach o pracę takie osoby są kuszone również wyższymi zarobkami. Bardzo często różnica w pensji dla osoby zatrudnionej na podstawie umowy o pracę i osoby współpracującej na postawie b2b wynosi kilka tysięcy złotych. Fajna opcja prawda?
No nie do końca. Spójrzmy na opcję współpracy w ramach b2b od strony pracownika. Poza tym, że jest jeden pozytywny aspekt takiej współpracy, z którym wiążą się zazwyczaj wyższe zarobki, to ja nie widzę żadnych innych plusów.
Osoba, która otwiera swoją działalność gospodarczą, aby móc współpracować ze swoim pracodawcą, po pierwsze musi pomyśleć o tym, że z otwarciem działalności wiąże się prowadzenie księgowości (i o ile ktoś umie dokonywać comiesięcznych rozliczeń i składać deklaracje do ZUS, to sam sobie z tym poradzi (choć wydaje mi się, że takich osób jest mało)), to zdecydowana większość osób na b2b, jest zdana na korzystanie z usług księgowej. Dodatkowo trzeba pamiętać o tym, że prowadzenie działalności wiąże się z samodzielnym odprowadzaniem podatków i płaceniem ZUSu. Po odjęciu wszystkich tych kosztów z tej kupki pieniędzy, która wydawała się spora po otrzymaniu zapłaty za wystawioną fakturę, pozostaje niezbyt więcej, niż pracownikowi zatrudnionemu w ramach umowy o pracę.
Oczywiście dla niektórych opcja współpracy na b2b jest korzystna zwłaszcza, gdy poza pracą próbują sił na wolnym rynku i obsługują jeszcze swoich klientów (oczywiście o ile umowa b2b, nie nakłada na nich zakazu konkurencji).
Czy wybór między umową o pracę a B2B jest legalny?
W tym miejscy warto zadać sobie również pytanie, czy taka współpraca jest zgodna z prawem?
Zgodnie z art. 22 kodeksu pracy: § 1. Przez nawiązanie stosunku pracy pracownik zobowiązuje się do wykonywania pracy określonego rodzaju na rzecz pracodawcy i pod jego kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę, a pracodawca – do zatrudniania pracownika za wynagrodzeniem. § 11. Zatrudnienie w warunkach określonych w § 1 jest zatrudnieniem na podstawie stosunku pracy, bez względu na nazwę zawartej przez strony umowy.
§ 12. Nie jest dopuszczalne zastąpienie umowy o pracę umową cywilnoprawną przy zachowaniu warunków wykonywania pracy, określonych w § 1.
Współpracownik który świadczyłby usługi pod kierownictwem pracodawcy, w czasie i miejscu ściśle określonym przez pracodawcę jest pracownikiem. Wiążący go z pracodawcą stosunek jest stosunkiem pracy, nie zaś stosunkiem u którego podstaw leży umowa cywilnoprawna. Taki współpracownik może żądać ustalenia istnienia stosunku pracy, ale to nie jedyne w tym przypadku ryzyko dla pracodawcy. Niczym dwaj jeźdźcy apokalipsy jawią się w takiej sytuacji ZUS oraz PIP.
ZUS może kwestionować podstawy istnienia umowy B2B. Kontrola ZUS może zakończyć się ustaleniem istnienia stosunku pracy. Oznacza to i konieczność zapłaty z tego tytułu składek (okres przedawnienia wynosi 5 lat).
PIP nadchodzi…
PIP może nałożyć na pracodawcę za zastąpienie umowy o pracę umową cywilnoprawną grzywnę w granicach od 1000 do 30000 zł.
Czy zatem trzeba unikać współpracy na podstawie b2b. Nie zawsze. Jeżeli współpracownik będzie zobowiązany do wykonywania określonych usług i rozliczany z efektów, nie zaś z obecności w danym miejscu i czasie, jeżeli w swej pracy nie będzie ściśle podporządkowany pracodawcy wówczas taka współpraca będzie potraktowana przez ZUS, jako współpraca na podstawie umowy cywilnoprawnej, nie zaś umowy o pracę.
Zastanawiając się na tym, czy zaoferować pracownikowi umowę o pracę, czy współpracę na podstawie b2b warto rozważyć kilka aspektów. Są one związane z: typem pracy, jej charakterem, miejscem i częstotliwością jej wykonywania. W sytuacji, gdy mamy wątpliwości, który typ umowy zaoferować skonsultujmy się z prawnikiem po to, aby nie narobić sobie kłopotów i nie narazić się na zarzut obejścia przepisów związanych z legalnym zatrudnieniem.
Jeśli macie pytania lub chcecie skonsultować się znamy – odezwijcie się do nas przez formularz kontaktowy, napiszcie maila lub zadzwońcie. Prawo pracy jest jednym z obszarów naszej działalności. Pomagamy zarówno pracodawcom, jak i pracownikom. I osobom „zatrudnionym” na B2B.

KSZTAŁT STOŁU I KREOWANIE RZECZYWISTOŚCI
Tak, kształt stołu ma w negocjacjach ogromne znaczenie. Wręcz symboliczne. Tak samo, jak to umiejscowienie przy nim uczestników spotkania. Bardzo ważne jest to, na czym uczestnicy siedzą i czy… dla wszystkich starczyło miejsca w pierwszym szeregu. Bez skrupułów korzysta z tego Donald Trump. On potrafi w sposób mistrzowski zarówno upokorzyć drugą stronę, jak i podkreślić jej status i ją uhonorować. Wszystko robi dokładnie w taki sposób, którzy ma mu przynieść korzyści. On zwyczajnie umie grać w tę grę.
Kształt stołu w negocjacjach
Kształt stołu ma znaczenie. Jak widzimy na załączonym obrazu – rzeczywistość można kreować. Można kreować również pozycję stron podczas negocjacji. Wpływa się na nią w dziecinnie prosty sposób. To przy czym siedzimy, jak usadzeni są uczestnicy, na czym oni siedzą i jaką pozycję zajmują względem centralnej postaci. To wszystko ma znaczenie niewypowiedziane i potężne.
Pomijam już, że ktoś z wielką charyzmą pewnie nie dałby się posadzić, jak student przed profesorskim biurkiem. Albo jak „Pan Areczek” z memów o szefie. Ale charyzma czasem nie wystarcza. Okazuje się, że pewna różnica potencjałów istniejąca obiektywnie przed rozmowami może zostać zwielokrotniona poprzez to, jak uda się usadzić uczestników rozmowy.
Jak widać na załączonym obrazku, chociaż kasy formalnie równy, przywódcy europejscy zostali rozegrani jeszcze zanim padło pierwsze słowo. Pozbawieni kontaktu wzrokowego między sobą, zwróceni twarzami do rozgrywajacego. Oddzieleni są od niego symbolem władzy – potężnym biurkiem, siedzący na krzesełkach, gdy on siedzi w fotelu. Musieli przypomnieć sobie czasy studiów, jak zdawali egzaminy i jakiegoś groźnego profesora. Trump zajął pozycję nie tylko podkreślającą jego dominację wobec pozostałych. Ta pozycja miała go wręcz predestynować do udzielania im głosu, przepytywania i oceniania ich odpowiedzi. To wszystko wpływa na poczucie pewności siebie, skłonność do konfrontacji lub uległości. Można w ten sposób kogoś spacyfikować lub sprowokować. Jest to pewna gra.
Można się na takie zagrania oburzać. Można też je znać i próbować kontrować, przeciwdziałać lub przynajmniej zauważyć, co się stało i świadomie kontrolować swoje emocje i naturalnie pojawiające się schematy myślowe lub zarejestrować, że automatycznie wchodzimy w narzuconą nam rolę… studenta. Ta chwila świadomości może nam bardzo pomóc w tym, by nie ulec „autorytetowi”.
https://charaktery.eu/artykul/okragly-stol-lekcja-negocjacji
https://sp.ka.edu.pl/numery/2018-2/studia-prawnicze-rim-2018-2-cyrul.pdf
https://ruj.uj.edu.pl/server/api/core/bitstreams/1ff669ca-ef05-417f-af56-4d1efc69b459/content

UMOWA MIĘDZY SP. Z O.O. A CZŁONKIEM JEJ ZARZĄDU
Jaka jest rola art. 210 k.s.h.? Polskie prawo z podejrzliwością odnosi się do umów zawieranych między spółką z o.o., a członkiem jej zarządu. Ustawodawca przyjmuje, że taka umowa sprzyja działaniu na szkodę spółki. Członek zarządu mógłby na przykład kupić od spółki majątek za ułamek wartości albo sprzedać po zawyżonej cenie. Możliwości takich nieuczciwych działań jest oczywiście znacznie więcej nie muszą się ograniczać do umowy sprzedaży. Jak wyglądają szczególne regulacje ochronne i co z nich wynika? Postaram się to wyjaśnić w tym artykule.
Reprezentacja spółki z o.o.
Najpierw przyjrzyjmy się zasadom ogólnym, kiedy art. 210 k.s.h. nie znajdzie zastosowania.
Spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością reprezentuje zarząd. Zarząd jest organem spółki powołanym najczęściej przez zgromadzenie wspólników. W jego skład mogą wchodzić wspólnicy lub osoby spoza ich grona. Zarząd może być jedno osobowy lub kilkuosobowy. To właśnie zarząd będzie odpowiedzialny za składanie i otrzymywanie oświadczeń woli w imieniu spółki. Będzie ją reprezentował, głównie przez zawieranie umów.
W pewnych szczególnych sytuacjach spółka może lub wręcz musi być reprezentowana inaczej. Jednym z przykładów jest reprezentacja spółki z o.o. w organizacji, która nie ma jeszcze zarządu. W takiej sytuacji będzie ona reprezentowana przez pełnomocnika powołanego jednomyślną uchwałą wszystkich wspólników. Dotyczy to jednak sytuacji szczególnej i z założenia przejściowej. Spółka w organizacji trwa bowiem między jej zawiązaniem (podpisaniem umowy spółki), a wpisaniem jej do rejestru.
Art. 210 k.s.h. – reprezentacja spółki z o.o. w umowie z członkiem zarządu
Ze szczególną sytuacją będziemy mieli do czynienia w przypadku zawierania umowy między spółką z o.o. a członkiem jej zarządu. Co ciekawe, w przypadku zarządu wieloosobowego nie będzie miało znaczenia, że spółka jest reprezentowana przez jednego członka zarządu, a stroną umowy z nią będzie drugi członek zarządu. Sam fakt, że po drugiej stronie jest członek zarządu pociąga za sobą konieczność stosowania tej specjalnej formy reprezentacji. To samo dotyczy sytuacji, w której kontrahentem spółki byłby członek jej zarządu wspólnie z inną osobą (np. swoim małżonkiem).
Art. 210 k.s.h. wprowadza zasadę, że w takim przypadku spółka musi być reprezentowana albo przez pełnomocnika powołanego uchwałą zgromadzenia wspólników albo przez radę nadzorczą. Z tej racji, że w spółkach z o.o. rada nadzorcza jest bardzo rzadko ustanawiana, będzie ona pełniła tę funkcję wyjątkowo. Najczęściej spółkę będzie reprezentować pełnomocnik, którego powoła uchwałą zgromadzenia wspólników.
Pełnomocnikiem tym może być – co ciekawe – inny członek zarządu. Jest to pogląd przyjęty przez Sąd Najwyższy. Kiedyś wydawał mi się kontrowersyjny, dzisiaj nie widzę już przeszkód, by tak się działo. Pytanie, czy tym pełnomocnikiem mógłby być ten członek zarządu, który ma być jednocześnie kontrahentem spółki. Przepisy kodeksu cywilnego pozwalają wyjątkowo na dokonywanie czynności prawnej przez pełnomocnika w imieniu mocodawcy z samym sobą, jednakże musi to wynikać wprost z treści pełnomocnictwa. W miarę możliwości odradzałbym jednak takie testowanie cierpliwości wszystkich w okół i poszukanie innej osoby.
Pełnomocnictwo wg art. 210 k.s.h.
Powstaje pytanie, w jakiej formie ma być udzielone takie pełnomocnictwo. Co do zasady nie wymaga się żadnej szczególnej formy. Jednakże polskie prawo przyjmuje tzw. zasadę lustrzanego odbicia, zgodnie z którą pełnomocnictwo powinno wymaga takiej formie szczególnej, jaką zastrzega się dla czynności, której dokona następnie pełnomocnik spółki. W praktyce będzie to dotyczyć najcześciej przeniesienia własności lub obciążenia nieruchomości, przedsiębiorstwa lub udziałów w spółce z o.o. Sąd Najwyższy kiedyś wyłączył stosowanie tej zasady, co spotkało się z silną krytyką. Zalecam więc jej stosowanie w celu uniknięcia poważnych konsekwencji.
Jednakże nie ma żadnych przeszkód, by wspólnik udzielił w formie pisemnej pełnomocnictwa do zastępowania go na zgromadzeniu wspólników, na którym udzieli się pełnomocnictwa w formie np. aktu notarialnego do powołania pełnomocnika w trybie 210 k.s.h.
Sankcja za naruszenie art. 210 k.s.h.
Umowa zawarta z naruszeniem art. 210 k.s.h. jest bezwzględnie nieważna i nie podlega konwalidacji. Przekonało się o tym wielu członków zarządu, których umowy o pracę zawarto z obrazą tego przepisu. Niestety, orzecznictwo sądów i praktyka ZUS są w tym zakresie bezwzględne. Co gorsze, oznacza to, że nawet późniejsze „naprawienie” i podpisanie umowy zgodnie z tym przepisem nie ma mocy wstecznej.
Czy art. 210 k.s.h. ma zastosowanie tylko do umów?
Wykładnia językowa tego przepisu nie pozostawia wątpliwości, że chodzi o umowy. Ale przecież nie jest to jedyny rodzaj wykładni. I należy ją uzupełniać przez wykładnię systemową i funkcjonalną. Jeśli więc uznajemy, że spółka wymaga szczególnej ochrony w umowie z członkiem zarządu lub w sporze nim, to powinniśmy mieć na uwadze, że od umów ze znacznie większą „podejrzliwością” traktuje się w prawie cywilnym czynności jednostronne. Pozwala to zadać pytanie, czy czynność jednostronna miedzy spółką, a członkiem zarządu nie powinna uwzględniać biernej lub czynnej reprezentacji spółki właśnie wg zasad przewidzianych w art. 210. Moim zdaniem tak. Wyraziłem taki pogląd już 2019 roku w artykule w Studiach Prawa Prywatnego.
To samo, moim zdaniem, odnosić się powinno do uchwał podejmowanych m.in. przez spółkę i członka jej zarządu. Może to mieć miejsce choćby na zgromadzeniu wspólników innej spółki, w której zarówno nasza spółka, jak i członek jej zarządu są wspólnikami.
Powstaje w takiej sytuacji oczywiście pytanie, czy sankcja nieważności powinna dotyczyć podjętej uchwały, czy też wyłącznie głosu spółki w odniesieniu do tej uchwały. Pozostawiam to w tym momencie poza dyskusją, bo argumentacja wymaga formy znacznie bardziej rozbudowanej, niż popularny artykuł.
A jak to wygląda w innych spółkach?
Dla przykładu w spółce akcyjnej mamy bliźniacze rozwiązanie – co dziwić nie powinno. Ale dziwi brak odpowiednika art. 210 k.s.h. w spółkach osobowych. Owszem, nie ma w nich zarządu, ale problem reprezentacji spółki w umowie ze wspólnikiem pozostaje dokładnie ten sam. Widać to przy zawieraniu miedzy wspólnikiem, a spółką, którą ten właśnie wspólnik w tej umowie reprezentuje. Trzeba by bardzo się natrudzić, by wykazać, że ryzyka pokrzywdzenia spółki osobowej w takiej sytuacji nie ma, skoro przyjęliśmy, że w odniesieniu do spółki ono występuje.

CZY MODELE AI ZASTĄPIĄ PRAWNIKÓW?
Widzę radujących się ludzi. Ludzie ci są szczęśliwi, bowiem za darmo albo za półdarmo mają dostęp do modeli AI, które odpowiadają na wszystkie pytania. Czują radość, bo to tej pory musieli płacić prawnikom za pomoc prawną. To rodziło ich frustrację. Bo prawnik nic nie robił, a tylko odpowiadał na pytanie i chciał za to pieniądze. Oczywiste poczucie krzywdy kogoś, kto na te zapłacone prawnikowi pieniądze musiał sam „uczciwie zarobić” zostaje obecnie zrekompensowane. Czuć ulgę. Słychać śmiech. Jest to śmiech tych wszystkich, którzy nie mając wiedzy, ani jej nie szanując, byli wściekli, kiedy okazało się, że jej potrzebują i muszą za nią płacić. Dzisiaj ci ludzie triumfują, bowiem wiedza się „zdemokratyzowała” i „spauperyzowała”, a więc w końcu upadnie kasta darmozjadów w togach, która panicznie boi się utraty przywilejów – nadchodzi koniec prawników! Albo i nie…
Czy modele AI potrafią już skutecznie zastąpić prawników?
Czy AI zastąpi prawników? Odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna: nie.
Owszem, potrafią odpowiedzieć na każde pytanie. Ale są to odpowiedzi bardzo różnej jakości. Potrafią odpowiadać na najprostsze pytania. Np.: czy zabójstwo jest przestępstwem? Gemini udziela odpowiedzi poprawnej, mówi, że tak oraz podaje podstawę prawną, tj. art. 148 k.k. Nawet go cytuje. Ktoś mógłby się zachwycić, gdyby nie wiedział, że zabójstwo jest przestępstwem samo w sobie (jest to nazwa przestępstwa – typ normatywny, jak kto woli). Nie można udzielić na to pytanie odpowiedzi przeczącej.
Schody zaczynają się, gdy zapytamy tego „geniusza”, czy zabicie człowieka jest przestępstwem? On na to pytanie odpowiada dokładnie tak samo, jak na poprzednie. A przecież są to dwa różne światy. Nie każde zabicie człowieka jest zabójstwem w rozumieniu k.k. Nie każde pozbawienie człowieka życia jest przestępstwem. Żołnierz zabijając wroga na wojnie nie popełnia przestępstwa zabójstwa. Nie popełnia go również kto np. nieumyślnie powoduje cudzą śmierć (to może być inne przęstepstwo) albo działa w obronie koniecznej. Takich przykładów można podać tysiące. Wyobraźcie sobie, że rozmawiacie o kolorach z osobą, która urodziła się jako niewidoma. Ona może potrafić wam opisać każdy kolor, wiele o nim mówić, ale nie zmieni to faktu, że do końca nie wie, o czym mówi i przecież żadnego nie odróżni od innego.
Mamy więc do czynienia z narzędziem bardzo skutecznym, ale tylko na bardzo podstawowym poziomie. To taki organizm, który umiałby podać w ciągu sekundy 100 kolejnych liczb pierwszych, ale nie umiał dodawać. Innymi słowy: wie, że dzwonią, ale nie wie, w którym kościele.
Modele AI są relatywnie niezłe w analizie podanych im tekstów prawnych. Dobrze idzie im jednak sprawdzanie ich pod kątem językowym, stylistycznym, ewentualnych powtórzeń lub luk w argumentacji. Całkowicie zawodzą natomiast w odniesieniu do argumentacji prawnej. Mam na myśli zarówno argumentację na poziomie ustawy, jak i przede wszystkim tego, co stanowi kwintesencję stosowania prawa – wykładni tekstu prawnego.
Co ryzykujemy korzystając ze sztucznej inteligencji zamiast z usługi adwokata?
Ryzykujemy wprowadzenie w błąd. I to na fundamentalnym poziomie. Równie dobrze, można by pytać czterolatka, czy założyć spółkę z o.o., czy komandytową. Odpowie? Tak. Nawet z przekonaniem. Ale nie będzie tego potrafił uzasadnić. Różnica z modelami AI jest taka, że one potrafią podać uzasadnienie. I tu powstaje niebezpieczeństwo:
- Ono brzmi wiarygodnie dla laika. Dostaniemy wypowiedź, której przeciętny użytkownik bez prawniczego wykształcenia i praktyki nie będzie w stanie zweryfikować. Jej wewnętrzna spójność dodatkowo ją uwiarygadnia. Ale nie ma ona osadzenia w przepisach prawa interpretowanych poprawnie i – co gorsza – w systemie prawa rozumianym jako całość.
- Najczęściej będzie to odpowiedź oderwana od konkretnych realiów, których AI po prostu nie zna. A te, które zostaną jej podane przez pytającego mogą nie być najważniejszymi i wpływającymi na wynik całego rozumowania. AI może nie dopytać o ryzyko rozwodu z żoną. A to może mieć wpływ na wybór rodzaju spółki.
Skutkiem tego, za darmo i od ręki dostaniemy odpowiedź, ale dopiero po jakimś czasie dowiemy się, że mogła nie być właściwa. Pokusa jest jednak wielka.
Czy AI jest przydatna w praktyce prawnej?
Tak, jest bardzo przydatna. Tak samo, jak Excel czy kalkulator w pracy analityka albo księgowego. Jest to narzędzie, którego możliwości rosną geometrycznie. Warto z niego korzystać. Korzystam sam z AI przy analizie tekstów, próbie odtworzenia stanu emocjonalnego autora tekstu, przy tłumaczeniach na inne języki. Proszę AI o podanie kilku rozwiązań danego problemu. I przeważnie kilka z nich będzie beznadziejnych, jeden przeciętny, a jeden bardzo ciekawy. Jednakże to moje wykształcenie, wiedza i doświadczenie pozwalają mi ocenić do czego AI może być przydatna, a następnie do sformułowania odpowiedniego pytania (a to w prawie jest wielką sztuką), a dopiero wówczas mogę przeanalizować i ocenić poszczególne odpowiedzi. Ale to wymaga wiedzy, doświadczenia i tego tajemniczego składnika, którego jeszcze nikt nie zdefiniował, ale który albo się ma, albo nie jest się wykształconym, a jedynie naumianym.
AI jest nowym narzędziem, ale nie zastąpi prawnika
Nie chciałbym urazić Chata GPT albo innego modelu AI, ale… jest on dla mnie przydatnym narzędziem. Ale tylko narzędziem. W rękach laika będzie niewiele bardziej przydatny, niż kalkulator w ręku dziecka, który przecież nie uczyni go matematykiem, ani księgowym. Przydatność systemów / modeli AI będzie rosła, a nasza – prawników – praca będzie polegała na tym, żebyśmy z nich potrafili korzystać z korzyścią dla naszych klientów i nas samych. Tak samo, jak politycy tworzący strategię dla swoich państw nie znikną, a zostaną wyposażeni w narzędzie, którego rola będzie polegała na tym, że przyniesie przewagę temu, kto będzie w stanie lepiej je wykorzystać, ale go nie zastąpi.
W przypadku sporów sądowych lub negocjacji będą one prowadzone, jak dotychczas – przez prawników, którzy wzmocnią się i swoje możliwości poprzez umiejętne wykorzystanie AI. To samo dotyczy lekarzy, którzy będą analizować wyniki badań w wykorzystaniem AI. Będą oni używać modeli sztucznej inteligencji do stawiania diagnoz, szukania sposobów leczenia lub przekopywania wyników badań naukowych. Ale to ciągle lekarz będzie leczył pacjenta. Tak samo, jak nie pozbawiły go pracy leki i stetoskop, które same w sobie pacjentowi się na wiele nie zdadzą.
https://harvardlawreview.org/print/vol-138/co-governance-and-the-future-of-ai-regulation
https://legal.thomsonreuters.com/blog/how-ai-is-transforming-the-legal-profession

MEDIACJE MIĘDZY WSPÓLNIKAMI I ICH ZALETY
Mediacje są jednym z najlepszych sposobów rozwiązywania sporów. Pozwalają wziąć sprawy w swoje ręce i szukać rozwiązania wspólnego problemu. w tym trybie nie walczymy z przeciwnikiem, ale wspólnie z naszym partnerem przeciwstawiamy się problemowi. Pozwala nam to na budowę zaufania, szacunku i wzmocnienie relacji, która przeszła przez kolejne doświadczenie i wyszła z niego silniejsza. Mediacje mają jeszcze jedną zaletę – nie musimy czekać na wybuch konfliktu. Możemy skorzystać z usług mediatora, gdy dostrzeżemy różnicę interesów lub wizji i chcemy podjąć wysiłek, aby wspólnie z osobą trzecią – bezstronną i neutralną – spróbować rozwiązać ten problem, zanim wyskaluje on do konfliktu. Jest to szczególnie dobry pomysł w relacjach między wspólnikami.
Mediacje są formą negocjacji i mogą służyć profilaktyce
Jak już napisałem, mediacje nie służą tylko rozwiązywaniu konfliktów. Są one formą negocjacji, a więc poszukiwania zaspokojenia interesów w sposób optymalny dla każdej z nich i dla nich wszystkich razem. Różnią się one od zwykłych negocjacji tym, że toczą się z udziałem mediatora, a więc osoby trzeciej, która nie jest zaangażowana po żadnej ze stron.
W relacjach między wspólnikami istnieje wiele płaszczyzn potencjalnego konfliktu. Jego źródłem mogą być odmienne wizje rozwoju spółki, inne potrzeby wspólników, inna podatność na ryzyko, różne podejście do konfrontacji, sprzeczne poglądy w sprawach technicznych lub organizacyjnych lub „zwykły” konflikt o władzę i sprawczość.
W każdej spółce są to całkowicie naturalne tematy, które występuję – w różnym nasileniu – zawsze. Nie zawsze się o nich rozmawia, część ustaleń przyjmuje się w sposób dorozumiany, ale one są. I w różnym stopniu zapewniają realizację interesów każdego ze wspólników. Fakt, że nie rozmawiamy o tym, wcale nie oznacza, że bieżący układ wszystkim odpowiada lub też, że przyjęta wizja jest im wszystkim wspólna i równie dla nich atrakcyjna.
Zasada jest prosta: im mniej się o trudnych sprawach rozmawia, tym większy stanowią one ciężar. Ciężar ten z czasem rośnie. Czasem eksploduje, kiedy indziej będzie zżerał kogoś od środka. Czasem przez kilka miesięcy. Kiedy indziej przez kilkadziesiąt lat – bo i takie przypadki znam. Betonowanie stanu istniejącego i wykluczanie rozmowy, jako niebezpiecznej, niewskazanej, niewygodnej, a także jakiekolwiek deprecjonowanie potrzeb drugiej strony, infantylizowanie jej i jej stanowiska, lekceważenie podnoszonych przez nią kwestii rodzi – nieujawnione często – ale rosnące napięcie.
Dlaczego mediacje między wspólnikami są dobrym rozwiązaniem?
Mediacje są w takim przypadku dobrym rozwiązaniem, ponieważ rolą mediatora jest zapewnienie obu stronom poczucia bezpieczeństwa oraz swobody wypowiedzi, której czasami nie odczuwają między sobą, a z pewnością nie znajdą tego w sądzie. W toku mediacji można rozwiązać problemy, zanim przybiorą one niebezpieczną postać i urosną, by nam zagrozić. Doświadczony mediator może pomóc stronom określić ich interesy, czasem nigdy wcześniej nie zwerbalizowane. Pomoże każdej ze stron otworzyć się na potrzeby i narrację drugiej z nich. Mediacje właśnie są tą płaszczyzną, na której strony często pierwszy raz otwierają się prawdziwie na siebie i dostrzegają, że nie znały wszystkim motywów postępowania swoich wspólników.
Bardzo ważne jest, że mediacje są w pełni poufne. Oznacza to, że informacje przekazywane w toku mediacji, ani propozycje w nich składane nie mogą być wykorzystane w sądzie. Nie musimy więc się tak „pilnować”, ani tym bardziej – szukać argumentów personalnych, których celem jest przedstawienie drugiej strony w jak najgorszym świetle, a co za tym idzie – mamy wielką szanse uniknięcia niepotrzebnej eskalacji.
Kiedy szukać mediatora?
Im wcześniej, tym lepiej. Czekanie na eskalację konfliktu nie jest dobrym pomysłem. Jeśli uświadamiamy sobie istotną różnicę interesów i przeczuwamy problemy z komunikacją, warto jest poszukać mediatora.
Mediacja jest znacznie tańsza od postępowania sądowego., Trwa też nieporównywalnie krócej. Co najważniejsze, toczy się w atmosferze wzajemnego szacunku, a jej celem jest konstruktywny dialog.
Nie czekajcie, aż konflikt eskaluje i sprawi, że odbije się na Waszym zdrowiu lub biznesie.

ROZWÓD WSPÓLNIKÓW. CO Z FIRMĄ?
Wiemy doskonale, że rozwód jest jednym z trudniejszych doświadczeń w życiu. Gdy w grę wchodzi jednak rozwód wspólników, a więc osób, które były nie tylko partnerami życiowymi, ale i biznesowymi – może to oznaczać większe trudności. Zadziałać mogą dwa schematy. Pierwszy – pozytywny, w którym oboje chcą się porozumieć i potrafią konstruktywnie rozmawiać. Podejmą wówczas rozmowy dotyczące zasad dalszej współpracy lub jej zakończenia. Drugi – negatywny, w którym wspólnie przez lata budowana firma stanie się zakładnikiem lub ofiarą kryzysu w małżeństwie swoich właścicieli.
Rozwód wspólników. Scenariusze oparte na dobrej współpracy
Idealnie byłoby, gdyby małżonkowie, którzy postanowili zakończyć swój związek, podeszli do dalszej współpracy bez destrukcyjnych emocji. W takiej sytuacji mogą podjąć decyzje, które oscylować będą wokół następujących modeli.
Współpraca po rozwodzie
W pierwszej kolejności, mogą dojść do wniosku, że rozwód nie wpłynie na ich współpracę biznesową. W związku z tym nie będą niczego zmieniać. Z punktu widzenia firmy może to być scenariusz idealny. W praktyce, może jednak oznaczać zapowiedź kłopotów odroczonych w czasie. O ile sam rozwód będzie nawet przebiegał spokojnie, może się okazać, że po jakimś czasie konflikt wybuchnie ze zdwojoną siłą. Będzie to mogło być następstwem pojawienia się nowego partnera / partnerki któregoś z małżonków, szczególnie jeśli zostaną w firmie zatrudnieni. Jeśli jednak rozwodzący się małżonkowie będą potrafili sprostać nowym wyzwaniom i uda im się przedefiniować łączącą ich relację, może się okazać, że decyzja o kontynuowaniu współpracy była strzałem w dziesiątkę.
Spłata małżonka po rozwodzie
Drugim pozytywnym scenariuszem jest spłata jednego z małżonków przez drugiego lub wspólna sprzedaż firmy. Jest to zawsze wielkie wyzwanie organizacyjne i biznesowe. Konieczne będą analizy, wyceny, opinie prawne itd. Zawsze może dojść do problemów z zaniżeniem lub zawyżeniem ceny. Dlatego uważam, że dobrym rozwiązaniem może być zasada, wg której jeden z małżonków bierze na siebie wycenę firmy, ale to drugi będzie decydował, czy za zaproponować cenę firmę odkupi, czy też sprzeda swój udział. Dzięki temu ten, który będzie odpowiedzialny za wycenę zrobi wszystko, by ta cena była jak najbardziej uczciwa.
Rozwód wspólników i zmiany w zarządzaniu firmą
Trzecim pozytywnym scenariuszem jest pozostawienie zarządzania firmą jednemu z małżonków i przejście drugiego do pozycji biernego inwestora. Dzięki temu ich kontakt będzie mógł być nieco ograniczony, a stery w firmie i najważniejsze decyzje będą należały do jednego z nich, który fizycznie będzie bardzie zaangażowany, ale pracował będzie w gruncie rzeczy dla nich obojga.
Przekazanie firmy dzieciom?
Pewnym rozwiązaniem – w określonych przypadkach – może być również przekazanie steru w firmie dzieciom lub przepisanie własności firmy na nie. Podyktowane jest to jednak ich wiekiem, dojrzałością, doświadczeniem i może być rozwiązaniem świetnym lub nie najlepszym – w zależności od konkretnych osób i zaufania między nimi.
Rozwód wspólników. Scenariusze negatywne
Gdy w grę wchodzą emocje, urażona duma, zawód, wściekłość, poczucie zdrady, zniszczenie zaufania, chęć zemsty, kwestie biznesowe mogą odejść na plan dalszy. Co więcej, każde z małżonków może próbować udowodnić, że pieniądze się dla nich nie liczą, że honor jest ważniejszy od firmy albo będą usiłować zrobić drugiemu na złość. I to jest zapowiedź nadchodzącej katastrofy. Czy uda się jej uniknąć, zależeć będzie od samych zainteresowanych, ale również od ich doradców. Czy będą ich namawiać do eskalacji i walki, czy też chłodzić emocje i skłaniać do racjonalnego myślenia.
Rozwód wspólników i zniszczenie wspólnej firmy
W takiej sytuacji firma może stać się zakładnikiem lub ofiarą konfliktu swoich właścicieli. Mogą oni blokować jej prace lub uniemożliwiać podejmowanie ważnych decyzji. Kiedy indziej będą blokować wypłatę zysku lub konieczne inwestycje. Zdarzają się sytuacje, kiedy wściekły małżonek posuwa się do donosicielstwa, a więc staje się tzw. sygnalistą, co czyni wyłącznie po to, by narobić drugiemu problemów. Zaczyna się rozsiewanie plotek, zwierzanie się pracownikom z intymnych szczegółów życia pracodawców. Małżonkowie mogą próbować przeciągnąć pracowników na swoją stronę, stawiając ich przed konfliktem lojalnościowym. Pochłonięci walką między sobą mogą doprowadzić do problemów z płynnością i wypłatą wynagrodzeń. Możemy się domyślać, jak fatalnie to przełoży się na atmosferę w firmie, wydajność pracowników i zaufanie kontrahentów. Tak samo, dewastacyjny skutek mogą mieć wynurzenia w mediach społecznościowych lub w inny sposób rozsiewane pomówienia o przemoc lub np. wykorzystywanie seksualne dzieci – często nadużywane i traktowane instrumentalnie.
Znam sytuacje, kiedy budowany przez dekady biznes, był niszczony wskutek furii, urażonej dumy i złości. Nikomu tego nie polecam. Każdego przed tym ostrzegam. Wielu małżonków przyjmuje bardzo skuteczną taktykę udawania szaleńca, o której już pisałem, a link zamieszczam poniżej. Udając wariata, któremu nie zależy na firmie szantażują drugiego chcąc wymusić lepsze warunki podziału majątku lub alimentów. Jest to najcześciej działanie pełne wyrachowania i przemyślane, ale… no właśnie – nigdy tego do końca nie wiemy. Próba przetrzymania szaleńca przypomina czasem igranie z ogniem.
Pomożemy Wam przejść przez rozwód i ochronić Waszą firmę
Nasza Kancelaria ma duże doświadczenie w sprawach rodzinnych i gospodarczych. Postanowiliśmy połączyć nasze potencjały i doradzamy przedsiębiorcom w rozwodach. Zapewniamy nie tylko opiekę w samej sprawie rozwodowej, ale również kompleksowe zajęcie się sprawami firmowymi. Jesteśmy w stanie to połączyć i zapewnić bardzo wysoką jakość naszych usług ze względu na nasze doświadczenie zawodowe i wykształcenie.
Nasze doświadczenie i wykształcenie pomocne w rozwodach biznesmenów
W przypadku adwokata Andrzeja Jakubca – doktorat z prawa gospodarczego, ukończenie Podyplomowych Studiów z Negocjacji, Mediacji i innych Alternatywnych Sposobów Rozwiązywania Sporów, a także Podyplomowych Studiów z Psychiatrii I Psychologii Sądowej. W przypadku Radcy Prawnego Adrianny Rybarskiej są to studia magisterskie z zarządzania i ukończenie Podyplomowych Studiów z Psychiatrii I Psychologii Sądowej. Oboje jesteśmy mediatorami. Takie połączenie pozwala nam zaopiekować się wymagającym Klientem zarówno w kwestii samego rozwodu, kwestii opieki nad dziećmi i kontaktów z nimi, jak również wszelkimi aspektami dotyczącymi kontynuowania lub zakończenia współpracy biznesowej. Zapraszam do kontaktu.

SPORY W FIRMACH RODZINNYCH. RÓŻNICE POKOLENIOWE
Firmy rodzinne z założenia cechują się współpracą przedstawicieli różnych pokoleń. Często nowe pokolenie wchodzi do firmy już po wielu latach współpracy braci lub sióstr. Czasem dołącza jako kolejne już – trzecie pokolenie. Wiąże się to zawsze z różnicami pokoleniowymi. Są one całkowicie normalne i występowały zawsze. Jednakże wraz z gwałtownym przyśpieszeniem zmian kulturowych i cywilizacyjnych, różnice te stają się znacznie bardziej wyraziste. Może to prowadzić do poczucia niezrozumienia, dyskomfortu, alienacji lub frustracji. W każdym razie może rodzić wzajemne pretensje, a te mogą być zarzewiem poważnego konfliktu w firmie rodzinnej. Spory w firmach rodzinnych należą do najtrudniejszych.
Spory w firmach rodzinnych. Czy spór jest zły?
Nie, sam spór nie jest ani dobry, ani zły. Spór jest zamanifestowaną różnicą zdań w kwestii istotnej dla co najmniej jednej strony. Spory są naturalną częścią każdej relacji. Im relacja jest bliższa, tym – paradoksalnie – okazji i powodów do sporu jest więcej. Jest tak, gdyż z osobą, z którą mamy bliższe więzi, łączy nas więcej płaszczyzn, na których nasze interesy mogą nie być tożsame. Nie wierzycie? Pomyślcie, ile wojen prowadziła Polska z sąsiadami, a ile z Chile czy Chinami. Dlaczego tak się dzieje?
W sporze liczy się nie to, czy do niego dojdzie, ale to, jak potrafimy się z nim obchodzić. Ważne jest to, czy spór jest walką dwóch ludzi, a przedmiot sporu jedynie pretekstem do stoczenia lub eskalacji konfliktu. Czy może odwrotnie – spór ma charakter rzeczowy i strony wspólnie próbują pracować nad jego rozwiązaniem, dzięki czemu ich zaufanie, wzajemny szacunek i więzi ulegają wzmocnieniu. Spór może być świetna okazją do wzmocnienia relacji i uczynienia jej lepszą dzięki temu, że strony usunęły wspólny problem.
W firmach rodzinnych płaszczyzn do powstania sporu jest wiele. Nachodzą na siebie współzależności rodzinne i biznesowe. Jest to mieszanka wybuchowa. Do tego dochodzą oczywiste różnice międzypokoleniowe. A te są bardzo wyraźne.
Przepaść międzypokoleniowa w firmach rodzinnych. Z czego wynika?
Wyobraźmy sobie firmę budowaną przez dwóch braci przez 30 lat. Zaczynali na przełomie lat 80 i 90 . Przeszli razem przez niejeden kryzys. Borykali się z kryzysem po reformach z początku lat 90, potem z urzędami skarbowymi, z odpływem pracowników po wejściu do UE itd. Skoro ich firma jeszcze istnieje, znaczy to, że wypracowali pewne – czasem nawet niepisane – procedury działania i sposób komunikacji. NIkt ich najczęściej tego nie uczył. To powstało w praktyce. Powstał wspólny system wartości odnoszący się np. do brania kredytów, leasingów albo obchodzenia się bez finansowania zewnętrznego. Wykształcono podejście do inwestorów, pracowników, banków, urzędów. W każdej firmie jest inne.
Wreszcie, wspólnicy z wiekiem nabrali innej perspektywy czasowej. Myślą w dekadach, a nie kwartałach. Co więcej, oni wychowali się w świecie bez internetu, social mediów i krypto walut. Dolary kupowali nielegalnie u cinkciarza w bramie, czuli przy tym dreszczyk emocji, którego dwudziestopięciolatek zwyczajnie nie zrozumie, bo każdą walutę może kupić przez telefon w ciągu kilku sekund.
Do firmy wchodzi młodzież
Do takiej firmy wchodzi chłopak albo dziewczyna, wychowani w innej rzeczywistości. Dzięki pozycji rodziców poszli na dobre studia w dużym mieście. Wyjeżdżali zagranicę nie po to, żeby handlować, ale żeby zwiedzać, studiować i bawić się. Połowę czasu spędzają przed ekranem żyjąc wszędzie i nigdzie, a ale z pewnością nie tu i teraz. Nie budują relacji z pracownikiem, gdyż uważają go za ludzki element w zakładzie, a nie za człowieka, którego się zna ze wspólnej pracy przez 30 lat. Ich rodzice znali rodziny i dzieci swoich pracowników. Młodzi uważają, że to zupełnie niepotrzebne. Sami też niechętnie mówią o swoim życiu więcej, niż zamieścili w social mediach.
Co więcej, nabierają innej perspektywy. Ich rodzice budowali biznes od zera, wiele rozwiązań musieli wymyśleć i wdrożyć samodzielnie. Młodzi natomiast porównują je z najnowszymi rozwiązaniami technologicznymi lub organizacyjnymi, które znają z modelu zachodniego. Patrząc więc na dorobek rodziców z mieszanką wyższości i niższości. Wyższość wynika z poczucia przynależności do świata Zachodu i świadomości, że pewne procesy można usprawnić. Niższość zaś z głębokiego zrozumienia, że sami, zaczynając od zera, prawdopodobnie nie osiągnęliby tego, co ich rodzice. Ta obustronna świadomość jest kluczowa.
Młode pokolenie chce działać szybko i z rozmachem
Młodzi chcieliby szybko wdrożyć rozwiązania, które poznali na studiach albo system motywacyjny taki, jaki ponoć ma Elon Musk. Chcą działać tu i teraz. Nie boją się kredytów, gdyż te są czymś normalnym w całym ich pokoleniu. Chcą gonić Niemców i Amerykanów, a z filmów wiedzą, że ten, kto nie ryzykuje, nie pije szampana. Czują potrzebę inwestowania. Uważają, że lepiej zainwestować w sposób nieprzemyślany, zrobić cokolwiek, najwyżej się upadnie i zacznie od nowa. Ale nie znoszą stagnacji.. Chcą działać. Czują, że nadchodzi ich czas. I wtedy zderzają się ze ścianą.
Starsi patrzą na nich i nie rozumieją, dlaczego mają zwolnić pana Krzysztofa, który jest mechanikiem w firmie od 25 lat i dobrze pracuje, poza tym to uczciwe człowiek. Dlaczego mają wziąć kredyt na jakieś kolejne komputery, których możliwości nie rozumieją? Czemu mają wdrażać jakieś procedury, które faktycznie sprawią, że nie będą mogli robić w firmie wszystkiego, czego chcą. Nikt im w końcu nie wytłumaczył, czemu mają zyskać oddając pół firmy funduszowi z obcym kapitałem za jakieś niewielkie pieniądze, skoro przez całe życie walczyli o to, żeby wybudować firmę z polskim kapitałem i nie zostać przejętym przez obcych. Oni myślą kategoriami lokalnymi, rodzinnymi, miejscowej społeczności. Młodzi są od tych korzeni oderwani, myślą kategoriami świata tak, jak go znają z youtuba, pięciogwiazdkowych hoteli i książek.
Różnice w komunikacji przyczyną sporów w firmach rodzinnych
Spotykam się z Klientami, którzy przychodzą do mnie i proszą o pomoc mówiąc, że nie mogą się porozumieć z drugą stroną. Syn przychodzi do ojca lub wujka w firmie i rozmawiając z nim przy pracownikach przeklina, żartuje, podważa autorytet szefa. Zachowuje się, jak w domu. Uważa, że luz, na który mu tata lub mama pozwalali jest naturalny i obowiązuje wszędzie.
Założyciel jest skonsternowany. Wychowany w PRL nie rozumie, jak można odezwać się do przełożonego w sposób poufały. Nie przyszłoby mu do głowy, żeby podważać autorytet własnego ojca w budowanej przez niego firmie. Bardziej od treści wypowiedzi, słyszy i odczuwa jej formę. Zastanawia się, co powiedzą ludzie. Gdzie popełnił błąd. Co się dzieje. Z kolei syn lub córka, odczuwają coraz większą frustracje z powodu zamknięcia na ich genialne pomysły. Żyjąc w świecie, który pędzi, są przekonani, że każdy dzień zwłoki z wdrożeniem zmian, to powiększający się dystans, to dzień stracony. Nie rozumieją, czemu „starzy” są zamknięci na ich pomysły, wizje, potrzeby.
Młodzi wychowani są w kulturze komunikacji bezpośredniej, szczerej. Mówienie o sowich potrzebach uważają za normalne. Dlatego ich postawa może być uznana przez starych za roszczeniową. Podobnie, jak wydawanie pieniędzy na przyjemności. Starzy dlatego zbudowali firmę, że potrafili sobie ich odmawiać. Młodzi po to chcą tworzyć firmę, żeby je mieć. Ojciec czułby się nieswojo kupując samochód w czasie, kiedy musiał zwolnić pracownika z powodu braku płynności w firmie. Młody nie widzi w tym problemu. Dla niego liczy się Excel i wynik. Spory w firmach rodzinnych mogą wynikać – jak widzimy – nie ze złej woli, ale z całkowicie odmiennego postrzegania świata.
Jak rozwiązywać spory w firmach rodzinnych?
Trzeba rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać. Warto rozmawiać w firmie i poza firmą. Trzeba rozmawiać o życiu, o rodzinie, o firmie, o planach, o wartościach. Warto rozmawiać o tym, po co się pracuje – wiele osób nie potrafi na to pytanie odpowiedzieć. Trzeba rozmawiać o tym, jak rozmawiać.
Pomoc kancelarii wyspecjalizowanej w rozwiązywaniu sporów, w szczególności w firmach rodzinnych może być bardzo przydatna. Dlatego serdecznie zapraszam do kontaktu. Kancelaria Jakubiec i Wspólnicy nie tylko pomoże Wam sprecyzować cele organizacji, określić jej zasady, ale przede wszystkim wdroży procedury rozwiązywania sporów w sposób konstruktywny, oparty na słuchaniu i próbie zrozumienia potrzeb drugie strony. Zmiana pokoleniowa jest nieuchronna. Tylko od Was zależy, czy przebiegnie płynnie, a firma się wzmocni, czy też Wasz wysiłek zostanie zaprzepaszczony.
