

ZIMNA WOJNA W FIRMIE RODZINNEJ – KOSZMAR NA LATA
Zimna wojna w firmie rodzinnej to jeden z najtrudniejszych i najbardziej destrukcyjnych konfliktów w praktyce mediacyjnej i negocjacyjnej. Nie jest to otwarta kłótnia czy spór sądowy. Jest to cicha, przewlekła rywalizacja między członkami rodziny, którzy formalnie współpracują, ale w rzeczywistości toczą ze sobą walkę podskórną. Często jej stronami są również ci członkowie rodziny, którzy nie są formalnie zaangażowani w działalność firmy.
Na czym polega zimna wojna w biznesie rodzinnym?
Zimna wojna to sytuacja, w której członkowie rodziny:
✔ unikają otwartej rozmowy,
✔ nie podejmują wspólnych decyzji,
✔ wzajemnie sabotują swoje działania,
✔ a mimo to – nadal pracują razem w firmie.
Efekt? Atmosfera nie do zniesienia, brak zaufania, blokowanie rozwoju biznesu. Taki stan potrafi trwać latami, a nawet dekadami. W tym czasie firma traci przewagę konkurencyjną, pracownicy odczuwają napięcia, a kluczowe decyzje są odkładane lub podejmowane wbrew logice.
Dlaczego zimna wojna jest tak groźna?
- Niszczy relacje rodzinne – konflikty w pracy przenoszą się do domu.
- Obniża efektywność firmy – decyzje są spóźnione, inwestycje wstrzymywane.
- Powoduje koszty psychiczne i zdrowotne – stres, wypalenie, depresja.
- Przyciąga ryzyko rozpadu biznesu – eskalacja sporu często kończy się podziałem firmy lub jej sprzedażą.
Jak przerwać zimną wojnę w firmie rodzinnej?
Najczęściej strony same nie potrafią wyjść z impasu, ponieważ:
➡ brakuje im zaufania,
➡ każda rozmowa kończy się awanturą,
➡ nikt nie chce „ustąpić pierwszy”,
Najgorsze jest jednak, że po pewnym czasie zaczynamy się oswajać z tym patologiczny stanem i tracimy z pola widzenia możliwość i sens zmian. Znam bardzo przykre przypadki, w których w takiej atmosferze ktoś spędził dwie albo nawet trzy dekady swojego życia – te, które mogły być najbardziej twórczą.
W takich sytuacjach skutecznym narzędziem jest mediacja rodzinna i biznesowa. W odróżnieniu od procesu sądowego, mediacja:
✅ daje przestrzeń na rozmowę w bezpiecznych warunkach,
✅ pomaga wypracować wspólne rozwiązania zamiast eskalacji,
✅ chroni relacje rodzinne i firmę przed rozpadem.
Dlaczego warto działać szybko?
Im dłużej trwa zimna wojna w firmie rodzinnej, tym trudniej odbudować zaufanie i komunikację. Z doświadczenia wiemy, że wiele firm traci lata rozwoju i ogromne pieniądze, zanim ktoś powie: „dość, szukamy pomocy”.
📍 Prowadzimy mediacje w Łodzi i online.
Jeśli w Twojej firmie rodzinnej zaczyna się zimna wojna albo konflikt trwa od miesięcy – nie czekaj na katastrofę.
Skontaktuj się z nami:
✉ kancelaria@jakubieciwspolnicy.pl
☎ 536 270 935


DLACZEGO WARTO ZACZĄĆ OD MEDIACJI?
Wiele osób wciąż uważa, że podjęcie rozmów, gdy toczymy spór, jest oznaką słabości. Nic bardziej mylnego! Mediacja to nie poddanie się, ale świadome zarządzanie konfliktem. To sposób na odzyskanie kontroli nad sytuacją. Gdy sprawa trafi do sądu, nasze możliwości kontroli zdarzeń stają się ograniczone. Do tego czas, koszty i stres typowe dla sprawy sądowej stają się ogromnym obciążeniem. Cechą postępowania sądowego jest też eskalacja konfliktu, która nie przekłada się na rozwiązanie sporu, ani załatwienie merytoryczne sprawy.
Czym jest mediacja i dlaczego staje się coraz popularniejsza?
Mediacja to sposób rozwiązania sporu. Polega na tym, że neutralny mediator pomaga stronom znaleźć wspólne rozwiązanie konfliktu. W odróżnieniu od procesu sądowego, to strony decydują o wyniku, a nie sędzia. Spór w mediacji jest rozwiązany poprzez znalezienie rozwiązania, a nie rozstrzygnięty przez przyznanie racji jednej ze stron. To fundamentalna różnica. Dzięki temu:
- masz wpływ na kształt porozumienia,
- możesz ochronić ważne relacje,
- unikasz publicznej batalii w sądzie,
- strony dowolnie mogą decydować o tym, jakie sprawy i w jakim zakresie będą objęte mediacją.
W Polsce coraz więcej osób decyduje się na mediację w sporach rodzinnych (w tym rozwodowych), pracowniczych i biznesowych. To trend, który wyraźnie rośnie – i to z bardzo prostego powodu: mediacja działa. Jest szybsza tańsza i mniej sformalizowana od sprawy sądowej. Jest też objęta poufnością – tajemnicą mediacji.
Kiedy warto spróbować mediacji?
1. Mediacja w sprawach rodzinnych
Rozwód, podział majątku, opieka nad dziećmi – to kwestie, które potrafią ranić na lata. W mediacji strony mogą rozmawiać w bezpiecznej atmosferze, wypracowując rozwiązania dopasowane do potrzeb całej rodziny.
2. Spory biznesowe i konflikty wspólników
Biznes to nie tylko planowanie i liczenie, ale również emocje – a gdy w grę wchodzą wspólne inwestycje czy udziały w firmie, konflikt wspólników może oznaczać paraliż działalności. Mediacja pozwala uniknąć kryzysu w firmie, wieloletniego procesu sądowego i zachować reputację firmy i wizerunek wspólników.
3. Sytuacje o dużym ładunku emocjonalnym
Konflikty w pracy, spory o nieruchomości, kwestie spadkowe – w każdej z tych spraw rozmowa z udziałem mediatora może być kluczem do szybszego i bardziej satysfakcjonującego zakończenia sporu.
Dlaczego mediacja się opłaca?
✔ Oszczędność czasu – proces sądowy trwa latami. Mediacja to często kilka spotkań. Wiele mediacji udaje się zakończyć w ciągu miesiąca.
✔ Niższe koszty – opłaty mediacyjne są znacznie niższe niż koszty procesu sądowego.
✔ Poufność – mediacje są poufne. Informacje i propozycje ujawnione w mediacji nie mogą być nigdzie wykorzystane.
✔ Mniej stresu – zamiast walki „kto wygra”, pojawia się szansa na wypracowanie rozwiązania korzystnego dla obu stron bez krzywdy dla relacji.
A co, jeśli druga strona nie chce mediacji?
To częsty problem. Część osób uważa, że rozpoczęcie rozmów to przyznanie się do słabości. Jednak w praktyce mediacja to przejaw odpowiedzialności, siły i rozsądku. Warto wysłać jasny komunikat: „Chcę rozwiązać konflikt w sposób konstruktywny, a nie go eskalować”.
Jeżeli druga strona nie chce się spotykać, są też inne metody – np. mediacja online albo prowadzenie rozmów przez pełnomocników.
Jak zacząć mediację w Łodzi lub online?
Jeżeli jesteś w konflikcie i chcesz uniknąć długiej batalii sądowej, zapraszamy do kontaktu. W kancelarii Jakubiec i Wspólnicy prowadzimy mediacje w Łodzi oraz online. Pomagamy rozwiązywać spory majątkowe, rodzinne, biznesowe i pracownicze.
📞 Skontaktuj się z nami, zanim konflikt wymknie się spod kontroli.


UMOWA INWESTYCYJNA MIĘDZY WSPÓLNIKAMI
W pewnych sytuacjach dobrą praktyką jest zawarcie obok umowy lub statutu spółki również osobnej od nich umowy inwestycyjnej. Jest to umowa nienazwana, której zawarcie nie jest wymagane przez prawo. Jednak bywa ona bardzo użyteczna. Precyzuje ona nie tylko prawa i obowiązki stron, ale przede wszystkim określa, jak będą one przez nie wykonywane. Czyni to w sposób znacznie bardziej szczegółowy, niż umowa lub statut spółki. Może zobowiązywać wspólników, że nie będą wykonywać pewnych uprawnień lub będzie je ograniczać. Jej cechą charakterystyczną jest to, że nie jest ona nigdzie ujawniana, a najczęściej objęta jest klauzulą poufności.
Czym jest umowa inwestycyjna?
Umowa inwestycyjna jest umową nienazwaną. Nie jest regulowana przez prawo. Może być jednak zawierana podstawie zasady swobody umów. Opiera się ona na zasadzie, że przez czynność prawną nie można wyłączyć prawa do działania (lub zaniechania), jeśli wynika ono z ustawy. Można jednak się zobowiązać do tego, że się tego prawa nie wykona. W przypadku wykonania tego prawa będzie się ponosić odpowiedzialność odszkodowawczą za działanie (zaniechanie) sprzeczne z umową.
Umowa inwestycyjna jest więc osobną od umowy lub statutu spółki umową zawierana przez wspólników. Najczęściej ma charakter poufny i nie jest zgłaszana do KRS, ani nigdzie ujawniana.
Określa ona zasady postępowania wspólników na etapie zakładania spółki, w czasie jej trwania i po jej ustaniu. Jest narzędziem bardzo użytecznym, wykorzystywanym najczęściej przez fundusze inwestycyjne lub inwestorów prywatnych, którzy wchodzą we współprace ze start upami.
Co reguluje umowa inwestycyjna?
✅ Umowa inwestycyjna normuje zagadnienia istotne dla wspólników. Ich zakres może się znacznie różnić ze względu na rodzaj wspólników (osoby fizyczne, fundusze inwestycyjne), cel spółki (stabilny rozwój, przygotowanie do szybkiej sprzedaży inwestorom prywatnym, wejście na giełdę, rejestracja lub sprzedaż patentów) lub politykę dywidendową. Tych obszarów jest oczywiście o wiele więcej. Z oczywistych względów nie ma nigdzie zamkniętej listy takich zagadnień. Możemy jednak na podstawie praktyki pokazać, jakie regulacje spotykamy najczęściej.
✅‼️Umowa taka dotyczyć może: 🟢 sposobu głosowania na zgromadzeniu wspólników; 🟢 wymiaru czasu i rodzaju zaangażowania; 🟢 zasad pobierania wynagrodzenia za pracę na rzecz spółki; 🟢 zasad wymiany informacji między wspólnikami; 🟢 zakazu konkurencji; 🟢 zasad związanych z poufnością i tajemnicą przedsiębiorstwa; 🟢 zasad wyjścia ze spółki. Wprowadza się tu szczegółowe regulacje dotyczące warunków i kolejności wychodzenia. Spotykamy tu tzw. 🔴drag long i 🔴tag along. Są to prawa pociągnięcia za sobą wspólnika do wyjścia ze spółki i przyłączenia się do wychodzącego wspólnika). Występują one w szeregu specyficznych odmian i konfiguracji.
✅ W umowach inwestycyjnych stosuje się powszechnie kary umowne, klauzule salwatoryjne i wiele innych specjalistycznych klauzul, którym poświęcę osobne wpisy.
Zapraszam do współpracy
Jeśli szukacie prawnika, który zapewni Wam pomoc w ustaleniu relacji ze wspólnikami – odezwijcie się do mnie. Mogę Wam też pomóc rozwiązać spór ze wspólnikiem lub spółką, jeśli taki już powstał. Zadzwońcie do mnie na mój nr: 536270935 lub napiszcie wiadomość: kancelaria@jakubieciwspolnicy.pl


CHARAKTER SPORÓW W FIRMACH RODZINNYCH
Firmy rodzinne są bardzo specyficznym środowiskiem. Z jednej strony cechują się dynamiką, innowacyjnością i stanowią wizytówkę polskiej gospodarki. Z drugiej, są miejscem, w którym dochodzi do najcięższych sporów, jakie przychodzi mi obserwować. Łączą one specyfikę spraw rodzinnych i gospodarczych. Jest to jednak połączenie ich najtrudniejszych cech.
Co wyróżnia spory w firmach rodzinnych?
Spory i konflikty w firmach występują bardzo często. Są zjawiskiem naturalnym. Różnią się one jednak od konfliktów w innych firmach. Na czym ta różnica polega?
W firmach rodzinnych mamy do czynienia z wyraźną tendencją do:
długiego okresu pozostawania konfliktu w fazie ukrytej;
gwałtownej eskalacji po przekroczeniu punktu krytycznego;
odczuwalnego wpływu osób niezwiązanych bezpośrednio z firmą;
kumulacji emocjonalnych i biznesowych czynników wpływających na zachowanie i decyzje uczestników sporu.
Dlaczego spory w firmach rodzinnych tak wyglądają?
Tak zwane koło konfliktu albo jego fazy – są dobrze opisane w literaturze fachowej. Można sięgnąć choćby do Moore’a, który opisał je wzorcowo. W firmach rodzinnych występują jednak wyżej wspomniane czynniki, które potrafią ten model wypaczyć. Z czego to wynika?
Dlaczego konflikt w firmie rodzinnej długo pozostaje w fazie ukrytej?
Konflikt nie powstaje w momencie oficjalnego zamanifestowania. On może się się tlić znacznie wcześniej i dłużej. Może być tak, że obie strony zdają sobie z niego sprawę, ale obie udają, że jest wszystko w porządku. Udają, kryją swoje myśli. Kiedy indziej, będzie odczuwany tylko przez jedną ze stron, ale nie przez drugą. Ta druga może myśleć, że wszystko jest w porządku. Z czego to wynika?
W rodzinie długo dbamy o pozory. Znacznie dłużej, niż bylibyśmy w stanie to robić w innej współpracy. Jesteśmy też w stanie znacznie więcej i dłużej znosić.
W firmie rodzinnej uważamy, że wejście w spór oznacza atak na rodzinę! A to przecież niedopuszczalne. Dbamy długo o pozory. Bardzo zależy nam na tym, żeby nie wyjść na tego złego. To zmusza nas nieraz do trwania latami w pozycji, która nam nie odpowiada. Relacje rodzinne i “wyższe dobro” skłaniają jedną osobę do cierpliwego znoszenia latami kogoś lub czegoś.
Przekłada się to na powolny wzrost frustracji i obniżenie samooceny. Cierpi na tym poczucie własnej wartości. Spotkamy się z zachowaniami autodestrukcyjnymi. Naturalnie dojdzie więc do pogorszenia relacji w pracy. Wpłynie to również na najbliższą rodzinę – tę niezaangażowaną bezpośrednio w firmę. Przecież pozycja wspólnika w firmie będzie bardzo interesować jego małżonkę. Od jej postawy będzie bardzo wiele zależeć. Czy wykaże się akceptacją i wsparciem? Czy może będzie cedzić wspólnikowi czułe uwagi w stylu: “nie potrafisz się postawić” albo “prawdziwy mężczyzna nie pozwoliłby sobie na to”.
Taka osoba wciela się w rolę ofiary. Będzie latami niosła swój “krzyż” w imię dobra rodziny i firmy. Zbuduje sobie narrację, że tak musi być. Zaczną się nieporozumienia w domu.
Dlaczego ujawnienie konfliktu w firmie rodzinnej prowadzi do gwałtownej eskalacji?
Dzieje się tak, ponieważ kumulują się trzy czynniki:
🟢 emocje i frustracja narastały długo i przybrały poziom znacznie wyższy od tego, który kazałby im się ujawnić w innych okolicznościach – efekt cierpliwości w imię dobra rodziny.
🟢 żal dotyczy jednocześnie relacji rodzinnych i biznesowych, które łączą się w naturalnie w firmie rodzinnej;
🟢 presja ze strony najbliższych lub chęć chronienia ich.
Dlaczego osoby trzecie mają taki wpływ na firmę rodzinną?
Odpowiedź tkwi w samym charakterze firmy rodzinnej. Biznes przeplata się z rodziną. Naturalnie krewni, małżonkowie właściciela / wspólników są bardziej angażowani w podejmowanie decyzji, planowanie, niż ma to miejsce w zwykłych firmach. Co więcej, krewni i małżonkowie wspólników nie są sobie obcy – znają się, są od siebie współzależni, spotykają się poza pracą, konkurują ze sobą na wielu płaszczyznach.
Nie do przecenienia jest wpływ małżonków, którzy nie są formalnie zaangażowani w spółkę. Mogą oni sytuację miarkować lub podsycać. Mogą być wsparciem lub powodować wzrost frustracji, co zwielokrotni siłę wybuchu. Co więcej, mogą oni pozostawać w równoległym konflikcie z małżonkami. krewnymi innych wspólników. Czasami zdarza się nawet, że konflikt w firmie rodzinnej jest jedynie skutkiem, jedna z pól walki małżonków / małżonek wspólników, które potrafią tak ich zmanipulować i nastawić, by popsuć ich relacje, które w innych warunkach byłyby znacznie lepsze.
Konflikt utajony w firmie rodzinnej
Jak widzimy, druga strona wobec braku zdecydowanej reakcji, najczęściej umocni się w przekonaniu, że wolno jej tak postępować. Brak sprzeciwu uzna za zgodę. Nie poczyta jej za przejaw odpowiedzialności za wspólne dobro. Uzna to braku charakteru.
Długie milczenie utrwala stan utajonego konfliktu, lecz ciśnienie rośnie. Powoli. Latami. Aż wybuchnie. W jednej z firm rodzinnych, z którymi się zetknęliśmy trwało to 40 lat! Ktoś uznał, że imię dobra rodziny, dobra ważniejszego niż jego własne, będzie tolerował niedopuszczalne zachowanie swojego ojca, a później brata. Czuł jednak, że nie znajduje przez to uznania w ich oczach, ani w oczach swojej żony. Przyjął rolę tego, który niesie największy ciężar, ale spotkał się jedynie z rosnąca pogardą.
Firma rodzinna. Czy dojdzie do wybuchu?
I to jest najtrudniejsze pytanie. Najważniejszy akt dramatu. W każdej innej firmie spór zostałby dawno wyciągnięty na wierzch. Wspólnicy dawno uznaliby, że nie mogą dłużej tolerować takiego stanu rzeczy. Jednak w firmie rodzinnej jest inaczej. A może być też tak, że do wybuchu nie dojdzie nigdy. Dlaczego?
Dlatego, że wielu nas ma przykrą tendencję do urządzania się w miejscach, w których nigdy nie chcieliby się znaleźć. Czas leci, tracimy z biegiem lat perspektywę i przyzwyczajamy się do tego, co jest. Dorabiamy sobie teorię do rzeczywistości, usprawiedliwiamy w łatwy sposób swoją bierność . Tracimy wiarę w siebie, nie chcemy ryzykować. Przecież może być znacznie gorzej. A druga strona utwierdza nas, że nie powinniśmy nic zmieniać.
Jeśli więc do wybuchu dojdzie, będzie prawdopodobnie bardzo gwałtowny. Często jednak nie dojdzie do niego w ogóle. I są to bardzo przykre sytuacje.
Odezwijcie się do nas!
Mamy doświadczenie w rozwiązywaniu sporów w firmach rodzinnych. Napiszcie lub zadzwońcie do nas.
Zajmujemy się profilaktyką – nasze działania mają doprowadzić do tego, by przyszłe spory były załatwiane szybko i konstruktywnie.
Zajmujemy się pracą z konfliktem i pomagamy usunąć jego przyczyny.
Negocjujemy warunki zakończenia współpracy, gdy jest to wskazane.
Zapraszamy do kontaktu!
Mój nr telefonu: 536270935
mail: kancelaria@jakubieciwspolnicy.pl


ODEJŚCIE WSPÓLNIKA ZE SPÓŁKI – JAK TO ZROBIĆ?
Rozstanie wspólników jest całkowicie naturalnym wydarzeniem. Może się zdarzyć w każde spółce. Tylko od Was zależy, jak to zrobicie: czy wyjście wspólnika będzie procesem naturalnym i przyjaznym, czy też wrogim. Jestem zwolennikiem tezy, że niemal w każdym przypadku można się rozejść spokojnie i z klasą. Nie należy tego myślić z ustąpieniem na polu negocjacji – wprost przeciwnie. Na co zwrócić uwagę i jak się przygotować do rozstania?
Przyczyny rozstania wspólników
Wyjście wspólnika jest jednym z najczęstszych typów transakcji, jakimi zajmujemy się w Kancelarii Jakubiec i Wspólnicy. Jak wiadomo, wspólnicy rozstają się i odchodzą z różnych przyczyn. Przyczyną zakończenia współpracy może m.in.: być odmienna wizja rozwoju firmy, inne cele i potrzeby życiowe, konflikt osobisty wspólników, ale też choroba jednego z nich, konieczność zwolnienia tempa i zatroszczenia się o zdrowie, albo choćby inne podejście do zatrudniania rodziny.
Rozstanie może być wynikiem spokojnej refleksji i wspólnym wnioskiem wspólników. Kiedy indziej będzie rezultatem jedynie autorefleksji jednego wspólnika, który swoim postanowieniem całkowicie zaskoczy drugiego. W innych jeszcze przypadkach konflikt będzie narastał narastał latami, a kiedy indziej wybuchnie nagle z taką siłą, że współpraca będzie już niemożliwa.
Przyczyn rozstania wspólników może być bardzo wiele. Jest to jednak proces delikatny. Warto więc przeprowadzić go profesjonalnie.
Rozstajemy się: czyli… wychodzisz Ty, prawda?
No właśnie. Jest to jeden z podstawowych tematów, z którymi spotykamy się w przypadku omawiania warunków rozejścia wspólników. Jest to temat bardzo delikatny, ale przecież fundamentalny. Który wspólnik ma odejść? Pomijam oczywiście sytuacje, w których obaj razem sprzedają biznes i dzielą się pieniądzmi. Gdy odejść ma jeden wspólnik, należy ustalić – który.
Tu mogą pojawić się naturalne odruchy obronne. – “Chcesz się rozstać, to możesz odejść. Ja zostaję!”. Albo “skoro coś Ci się nie podoba, proszę, tam są drzwi. Dostaniesz zwrot wkładów – w odpowiednim czasie.” Ktoś inny powie: “ale ja nie mam pieniędzy, żeby Pana spłacić, a sam odchodzić nie zamierzam!”
Niektórzy uznają, że odejść powinien ten wspólnik, który wystąpił z propozycją zakończenia współpracy. Nie wiem, skąd się to bierze. Ze zwyczaju? Z prawnego punktu widzenia wiązanie tych dwóch punktów nie ma żadnego uzasadnienia. W praktyce może być tak, że wspólnik, który chce zakończyć współpracę, sam w spółce zostanie i spłaci swojego partnera.
Kto wychodzi ze spółki ?- przykład z mojej praktyki
Prowadziłem kiedyś negocjacje między wspólnikami. Byli oni dość zgodni co do wielu parametrów transakcji, ale… nie potrafili się porozumieć, kto ma kogo spłacić, a więc – kto ma zostać i przejąć spółkę.
Zaproponowałem rozwiazanie, z którego jestem bardzo dumny. Rzut monetą! Ale nie o to, kto ze spółki wyjdzie. To byłoby niepoważne. “Zwycięzca” tego rzutu miał obowiązek złożenia oferty swojemu wspólnikowi, że kupi jego udziały po cenie, którą sam zaproponuje. Miał pełną dowolność. Nie musiał korzystać z żadnych wycen. Był tylko jeden haczyk. Ten drugi wspólnik miał prawo wyboru: sam po tej cenie sprzeda swoje udziały, albo – odkupi po niej udziały wspólnika, który tę ofertę złożył. Możecie być pewni, że ten wspólnik, który losowanie wygrał stanął n głowie, żeby cena była najuczciwsza na świecie. Nie wiedział bowiem, czy będzie po tej cenie sprzedawał, czy kupował.
Oczywiście, nie w każdej sytuacji można zastosować taki mechanizm. Często w spółce zostanie ten, który “głośniej krzyczy” lub ten, który wykazał się lepszym refleksem i wyczuwając rozstanie “okopał się” narracyjnie na dogodnej pozycji i zaczął prowadzić rozmowy z pozycji kupującego. Możliwości jest bardzo wiele. Jeśli przyczyną rozstania jest np. chęć pójścia na emeryturę lub zwolnienie tempa życia w celu podratowania zdrowia – sprawa jest jasna. Ale w innych przypadkach – wcale nie być taka być.
Zamiast rozstania – zmiana warunków współpracy?
✅ Czasami wyjście wspólnika ze spółki oznaczać będzie zmniejszenie jego zaangażowania – np. sprzedaż jedynie części udziałów.
✅ Innym ciekawym rozwiązaniem będzie zmiana formuły współpracy ze spółki na zatrudnienie. Polega to na utracie statusu wspólnika poprzez np. sprzedaż jego udziałów lub ich umorzenie oraz zatrudnienie tego – byłego już – wspólnika np. na podstawie umowy o pracę. Sytuacje są różne i warto przemyśleć każde z tych rozwiązań.
Wyjście wspólnika ze spółki – co należy ustalić?
✅ Przygotowując wyjście wspólnika ze spółki należy określić m.in.:
🟢 zakaz konkurencji: jak definiujemy działalność konkurencyjną i działania konkurencyjne; co z karą umową?
🟢 związanie tajemnicą przedsiębiorstwa;
🟢 zasady konsultacji różnych spraw z wychodzącym wspólnikiem np. rok po odejściu;
🟢 przygotowanie wyznaczonej osoby do przejęcia obowiązków odchodzącego wspólnika;
🟢 odpowiedzialność za zaciągnięte już lub mogące się ujawnić w przyszłości zobowiązania wynikające z okresu, w którym wspólnik był w spółce.
✅ Dobrze jest przyjrzeć się prawom własności intelektualnej ‼️ – czy napewno należą do spółki, a nie do wspólnika, który odchodzi? Jest to jeden z ważniejszych obszarów i wymaga zawsze bardzo dokładnego zbadania.
W końcu można zacząć rozmawiać o pieniądzach
✅ Naturalnie, trzeba ustalić – najlepiej już na samym końcu – warunki spłaty, jak m.in. wysokość spłaty, terminy wypłaty poszczególnych transz, zabezpieczenie. Dlaczego na końcu? Ponieważ nie ma większego sensu rozmawiać o cenie, póki nie ustali się pozostałych warunków, tzn., póki nie ustalimy, za co dokładnie płacimy lub bierzemy pieniądze.
Wyjście wspólnika – tym zajmujemy się w Kancelarii Jakubiec i Wspólnicy
Jeśli prowadzicie spółkę i przygotowujecie się do rozstania, możecie poprosić o pomoc Kancelarię Jakubiec i Wspólnicy.
Mamy bardzo duże doświadczenie w negocjacjach związanych z wyjściem ze spółki, przygotowaniem treści porozumienia i dokonywaniem zmian w KRS. I zwyczajnie bardzo to lubimy.
Pomoc prawna w sprawach związanych z podziałem firm w związku z rozwodem
Możemy Wam pomóc w szczególności, jeśli rozejście wspólników następuje przy okazji… ich rozwodu. Tak – tematy firm rodzinnych oraz prowadzenia rozwodów “z firmą w tle” są nam szczególnie bliskie. Zapraszamy do współpracy!
Poniżej zamieszczamy linki do odcinków podcastu Mecenasa Andrzeja Jakubca, w których opowiada o rozstaniu wspólników i małżonków prowadzących wspólny biznes.


Z NIM SIĘ NIE DA ROZMAWIAĆ – UWAGI O WYNIOSŁYM MILCZENIU
Wiele osób w sytuacji konfliktowej wybiera unikanie rozmowy i wyniosłe milczenie. Uznają, że z drugą stroną nie da się rozmawiać. W związku z tym czują się zwolnieni od podejmowania wysiłków zmierzających do rozwiązania wspólnych problemów. Co ciekawe, czują się przy tym moralnymi zwycięzcami. O tym, jak niemądra jest to postawa i ile przynosi szkód, postaram się opowiedzieć w tym artykule. Nie jest moją intencją dotknięcie kogokolwiek osobiście. Używam jednak bardzo dosadnych stwierdzeń, żeby podkreślić to, co nam często umyka.
Z nią nie da się rozmawiać! Przykład z mojej praktyki.
Z nią nie da się rozmawiać! – Niestety, niedawno znów to słyszałem… Unikanie rozmowy miało być rozwiązaniem problemu. Przyszedł do mnie klient w sprawie rodzinnej. Jego sytuacja jest trudna. Płaci dość wysokie alimenty, a była partnerka ewidentnie utrudnia mu kontakty z dziećmi. Ten pan tłumaczył mi, że prowadził mały biznes, ale nagle stracił wszystkie kontakty i musiał go zamknąć. Wydało mi się to dziwne, więc zapytałem, jak do tego doszło? Jakie kontakty stracił i dlaczego musiał zamknąć firmę?
Odpowiedź mnie zdumiała! Otóż, jedyny telefon, jakim dysponował ten pan, był własnością jego byłej partnerki – matki jego dzieci. Ona odzyskała smartfon za pomocą Policji i pozbawiła go numeru telefonu, z którego korzystał. Z pewnością miał utrudniony kontakt z klientami, a oni z nim. To jest dla mnie jasne. Co Wy byście zrobili na jego miejscu? Pan się poddał i zamknął biznes. Twierdzi, że skoro i tak musi płacić alimenty, a ona mu utrudnia zarabianie, to machnie na to ręką i w ogóle nie będzie zarabiał.
Zapytałem go, czy próbował z nią porozmawiać o tym telefonie lub choćby numerze? Czy mówił jej, jak jest dla niego ważny? A może oferował jakąś zapłatę za niego? Czy zrobił cokolwiek, żeby ratować swój biznes, jeśli było on tak zależy od tego telefonu i numeru?
Co mi odpowiedział -Nie. Z nią się nie da rozmawiać
Znów to zaklęcie. Znów to zdanie, którego tak bardzo nie lubię… Odpowiedziałem, że nawet z Putinem różni politycy rozmawiają – byłem ciekaw jego reakcji. Ale nie zaskoczył mnie. Odpowiedział: Może mi Pan nie uwierzyć, ale ona jest znacznie gorsza od Putina
I to jest usprawiedliwienie, żeby nawet nie podejmować próby! Przez chwilę pomyślałem, że może trzeba było użyć przykładu ze Stalinem albo z Hitlerem, ale jestem pewien, że odpowiedź byłaby dokładnie taka sama.
Unikanie rozmowy nie jest mądre
Z nią nie da się rozmawiać! Jak łatwo nam przychodzi takie stwierdzenie!? Jakże szybko się poddajemy!? Jak naturalnie przychodzi nam rezygnacja z odpowiedzialności za własne życie i przerzucanie jej na drugą stroną!?
Otóż ja się z tym kompletnie nie zgadzam! Z każdym trzeba rozmawiać. Mamy w Polsce naturalną tendencję do tego, by sami zaganiać się do narożnika przez zerwanie kanałów komunikacji i oświadczenie, że z kimś się nie będzie rozmawiać. Bardzo trudno późnej wrócić do rozmów bez utraty twarzy. A przecież bez rozmów ciężko jest coś załatwić. Można wygrać starcie w sądzie, ale efektem będą eskalacja niechęci i widmo rewanżu.
Sami sobie niepotrzebnie robimy trudności w załatwianiu naszych spraw. Sami siebie pozbawiamy możliwości manewru, negocjacji, rozmowy. Przyjmujemy postawę bierną – wycofanej wyższości.
Odmawiając rozmów skazujemy jednak obie strony i wszystkich w okół na porażkę. Najstraszniejsze jest to, że jakaś zbiorowa histeria, ta epidemia głupoty – ogarnia coraz więcej ludzi i oni się na tę porażkę godzą. Z dumą, cierpią w milczeniu i przegrywają życie. Tyko po co?
Dotyczy to sporów rodzinnych, gospodarczych, politycznych… To zgubne myślenie jest wszędzie. Prowadzi do rozbicia więzi społecznych, wzrostu poziomu frustracji, zniszczenia poczucia wspólnoty, a przede wszystkim – gwarantuje porażkę. Jest zwyczajnie niemądre i szkodliwe. Ale za to – jakie proste.
Unikanie rozmowy – tak jest łatwiej
O ile łatwiej jest przecież wyniośle milczeć i przerzucić winę za impas i negatywne konsekwencje na drugą stronę. Jak łatwo jest pozować na kogoś, kto ma przewagę moralną, ale nie będzie się zniżał do cudzego poziomu. Jak łatwo jest postanowić, że nie zrobi się nic – przecież robiąc coś trzeba podjąć jakiś wysiłek. A i nie zawsze uzyska się powodzenie. W wyniosłym milczeniu odniesiemy z pewnością porażkę, ale będzie to porażka wybrana świadomie, znoszona z godnością i dająca ten smak zwycięstwa, że łatwo jest nią – przynajmniej na pierwszy rzut oka -obwinić drugą stronę. Przecież to z nią nie dało się rozmawiać, a nie ze mną.
Jest to narracja łatwa do wymyślenia, łatwa do zapamiętania. Prosta na użytek opowieści i budowania legendy skrzywdzonego człowieka moralnego. Jest to opowieść, która łatwo przemawia do emocji i nie wymaga specjalnego uzasadnienia. Jest ona jednak moralnie degradująca i tępi intelekt. Co gorsze, przyzwyczaja nas do sytuacji, w której przecież nie chcielibyśmy być. Uczy nas bycia gorszą wersją siebie i swym niebezpieczeństwie jeszcze nas za to chwali. Jednakże w tym cierpieniu wywołanym milczeniem nie ma nic szlachetnego.
Warto rozmawiać – to nie jest proste, ani nie musi był łatwe. Jest za to bardzo użyteczne.
Sprawy nie załatwią się same. Dzieci rosną, pieniądze uciekają, relacje się rozpadają. Czas leci, a obrażony Polak z groźną miną wciąż maskuje swoje lenistwo, wygodnictwo i brak odwagi przerzucając winę swojej bierności na drugą stronę.
Przerażające jest, jak wielu ludzi wybiera tę drogę. Straszne, jak rezygnują oni z próby kształtowania rzeczywistości i własnego w niej miejsca. Przykre jest patrzeć, jak sprawy, które można było załatwić, męczą nas latami i odrywają od tego, co jest naprawdę ważne. Marnują nam życie.
Dedykuję ten tekst tym wszystkim, którzy jednak znajdą w sobie chociaż trochę siły i odwagi, by nie rezygnować z walki o swoje życie i sprawy. Piszę to, żeby zachęcić wszystkich do rozmowy, która jest sztuką i nie jest łatwa, ani nie musi być przyjemna. Jest za to bardzo użyteczna. Unikanie rozmowy nie prowadzi do nikąd.
Jako mediator muszę często najpierw skłonić strony do rozmowy. Przełamać ich opór. Ale potem czuję wielką satysfakcję widząc, jak zaczynają rozmawiać i załatwiają trudne sprawy. Swoje sprawy. Tak, to mi się udaj. Nie, nie zawsze. Ale jeśli nie spróbujemy, będziemy tkwić w tym beznadziejnym marazmie, chorym przekonaniu, że wyimaginowane wartości, które najczęściej są dla nas wyłącznie pretekstem, każą nam marnować czas, relacje, majątek, potencjał i życie.
Jeśli jesteście z kimś w sporze i czujecie, że potrzebujecie pomocy prawnej lub mediacyjnej – odezwijcie się do nas. Jesteśmy po to, żeby Wam pomóc. I odczuwamy z tego wielką satysfakcję!


CZY MOŻNA WYBIERAĆ MIĘDZY UMOWĄ O PRACĘ A B2B?
Przeglądając ogłoszenia o pracę coraz częściej można spotkać się z tym, że pracodawcy chcą zatrudnić pracownika, lecz dają mu do wyboru zatrudnienie w oparciu umowę o pracę lub współpracę na podstawie b2b. Powstaje pytanie, czy to legalne?
B2B czy umowa o pracę – proszę sobie wybrać?
Oferowanie przez pracodawców b2b w rzeczywistości zakłada, że dana osoba założy działalność gospodarczą. Co miesiąc będzie wystawiała pracodawcy fakturę, w pozostałych aspektach będzie zachowywała się jak pracownik. Nie będzie jednak korzystała z żadnych uprawnień pracowniczych, bo przecież w świetle przepisów prawa – nie jest pracownikiem.
Takie rozwiązanie dla pracodawców jest korzystne. Nie biorą oni na siebie ciężaru w postaci legalnego zatrudnienia pracownika oraz związanych z tym obowiązków. Mają na swoim pokładzie osobę, która dokładnie będzie zachowywała się tak samo jak pracownik bowiem będzie:
– podporządkowana w swojej pracy pracodawcy,
– pracowała w ustalonych porach,
– wykonywała pracę w miejscu wskazanym przez pracodawcę
lecz w zamian za to nie otrzyma takich uprawnień jak pracownik, który jest zatrudniony na podstawie umowy o pracę.
Wyższe zarobki i wiele innych korzyści?
W ogłoszeniach o pracę takie osoby są kuszone również wyższymi zarobkami. Bardzo często różnica w pensji dla osoby zatrudnionej na podstawie umowy o pracę i osoby współpracującej na postawie b2b wynosi kilka tysięcy złotych. Fajna opcja prawda?
No nie do końca. Spójrzmy na opcję współpracy w ramach b2b od strony pracownika. Poza tym, że jest jeden pozytywny aspekt takiej współpracy, z którym wiążą się zazwyczaj wyższe zarobki, to ja nie widzę żadnych innych plusów.
Osoba, która otwiera swoją działalność gospodarczą, aby móc współpracować ze swoim pracodawcą, po pierwsze musi pomyśleć o tym, że z otwarciem działalności wiąże się prowadzenie księgowości (i o ile ktoś umie dokonywać comiesięcznych rozliczeń i składać deklaracje do ZUS, to sam sobie z tym poradzi (choć wydaje mi się, że takich osób jest mało)), to zdecydowana większość osób na b2b, jest zdana na korzystanie z usług księgowej. Dodatkowo trzeba pamiętać o tym, że prowadzenie działalności wiąże się z samodzielnym odprowadzaniem podatków i płaceniem ZUSu. Po odjęciu wszystkich tych kosztów z tej kupki pieniędzy, która wydawała się spora po otrzymaniu zapłaty za wystawioną fakturę, pozostaje niezbyt więcej, niż pracownikowi zatrudnionemu w ramach umowy o pracę.
Oczywiście dla niektórych opcja współpracy na b2b jest korzystna zwłaszcza, gdy poza pracą próbują sił na wolnym rynku i obsługują jeszcze swoich klientów (oczywiście o ile umowa b2b, nie nakłada na nich zakazu konkurencji).
Czy wybór między umową o pracę a B2B jest legalny?
W tym miejscy warto zadać sobie również pytanie, czy taka współpraca jest zgodna z prawem?
Zgodnie z art. 22 kodeksu pracy: § 1. Przez nawiązanie stosunku pracy pracownik zobowiązuje się do wykonywania pracy określonego rodzaju na rzecz pracodawcy i pod jego kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę, a pracodawca – do zatrudniania pracownika za wynagrodzeniem. § 11. Zatrudnienie w warunkach określonych w § 1 jest zatrudnieniem na podstawie stosunku pracy, bez względu na nazwę zawartej przez strony umowy.
§ 12. Nie jest dopuszczalne zastąpienie umowy o pracę umową cywilnoprawną przy zachowaniu warunków wykonywania pracy, określonych w § 1.
Współpracownik który świadczyłby usługi pod kierownictwem pracodawcy, w czasie i miejscu ściśle określonym przez pracodawcę jest pracownikiem. Wiążący go z pracodawcą stosunek jest stosunkiem pracy, nie zaś stosunkiem u którego podstaw leży umowa cywilnoprawna. Taki współpracownik może żądać ustalenia istnienia stosunku pracy, ale to nie jedyne w tym przypadku ryzyko dla pracodawcy. Niczym dwaj jeźdźcy apokalipsy jawią się w takiej sytuacji ZUS oraz PIP.
ZUS może kwestionować podstawy istnienia umowy B2B. Kontrola ZUS może zakończyć się ustaleniem istnienia stosunku pracy. Oznacza to i konieczność zapłaty z tego tytułu składek (okres przedawnienia wynosi 5 lat).
PIP nadchodzi…
PIP może nałożyć na pracodawcę za zastąpienie umowy o pracę umową cywilnoprawną grzywnę w granicach od 1000 do 30000 zł.
Czy zatem trzeba unikać współpracy na podstawie b2b. Nie zawsze. Jeżeli współpracownik będzie zobowiązany do wykonywania określonych usług i rozliczany z efektów, nie zaś z obecności w danym miejscu i czasie, jeżeli w swej pracy nie będzie ściśle podporządkowany pracodawcy wówczas taka współpraca będzie potraktowana przez ZUS, jako współpraca na podstawie umowy cywilnoprawnej, nie zaś umowy o pracę.
Zastanawiając się na tym, czy zaoferować pracownikowi umowę o pracę, czy współpracę na podstawie b2b warto rozważyć kilka aspektów. Są one związane z: typem pracy, jej charakterem, miejscem i częstotliwością jej wykonywania. W sytuacji, gdy mamy wątpliwości, który typ umowy zaoferować skonsultujmy się z prawnikiem po to, aby nie narobić sobie kłopotów i nie narazić się na zarzut obejścia przepisów związanych z legalnym zatrudnieniem.
Jeśli macie pytania lub chcecie skonsultować się znamy – odezwijcie się do nas przez formularz kontaktowy, napiszcie maila lub zadzwońcie. Prawo pracy jest jednym z obszarów naszej działalności. Pomagamy zarówno pracodawcom, jak i pracownikom. I osobom “zatrudnionym” na B2B.


KSZTAŁT STOŁU I KREOWANIE RZECZYWISTOŚCI
Tak, kształt stołu ma w negocjacjach ogromne znaczenie. Wręcz symboliczne. Tak samo, jak to umiejscowienie przy nim uczestników spotkania. Bardzo ważne jest to, na czym uczestnicy siedzą i czy… dla wszystkich starczyło miejsca w pierwszym szeregu. Bez skrupułów korzysta z tego Donald Trump, który potrafi w sposób mistrzowski zarówno upokorzyć drugą stronę, jak i podkreślić jej status i ją uhonorować – wszystko dokładnie w taki sposób, którzy ma mu przynieść korzyści. On zwyczajnie umie grać w tę grę.
Kształt stołu w negocjacjach
Jak widzimy na załączonym obrazu – rzeczywistość można kreować. Można kreować również pozycję stron podczas negocjacji. Wpływa się na nią w dziecinnie prosty sposób. To przy czym siedzimy, jak usadzeni są uczestnicy, na czym oni siedzą i jaką pozycję zajmują względem centralnej postaci – ma to znaczenie niewypowiedziane i potężne.
Pomijam już, że ktoś z wielką charyzmą pewnie nie dałby się posadzić, jak student przed profesorskim biurkiem albo jak “Pan Areczek” z memów o szefie. Ale charyzma czasem nie wystarcza. Okazuje się, że pewna różnica potencjałów istniejąca obiektywnie przed rozmowami może zostać zwielokrotniona poprzez to, jak uda się usadzić uczestników rozmowy.
Jak widać na załączonym obrazku, chociaż kasy formalnie równy, przywódcy europejscy zostali rozegrani jeszcze zanim padło pierwsze słowo. Pozbawieni kontaktu wzrokowego między sobą, zwróceni twarzami do rozgrywajacego, oddzieleni od niego symbolem władzy – potężnym biurkiem, siedzący na krzesełkach, gdy on siedzi w fotelu. Musieli przypomnieć sobie czasy studiów, jak zdawali egzaminy i jakiegoś groźnego profesora. Trump zajął pozycję nie tylko podkreślającą jego dominację wobec pozostały, ale wręcz predestynująca go do… udzielania im głosu, przepytywania i oceniania ich odpowiedzi. To wszystko wpływa na poczucie pewności siebie, skłonność do konfrontacji lub uległości. Można w ten sposób kogoś spacyfikować lub sprowokować. Jest to pewna gra.
Można się na takie zagrania oburzać. Można też je znać i próbować kontrować, przeciwdziałać lub przynajmniej zauważyć, co się stało i świadomie kontrolować swoje emocje i naturalnie pojawiające się schematy myślowe lub zarejestrować, że automatycznie wchodzimy w narzuconą nam rolę… studenta. Ta chwila świadomości może nam bardzo pomóc w tym, by nie ulec “autorytetowi”.


UMOWA MIĘDZY SP. Z O.O. A CZŁONKIEM JEJ ZARZĄDU
Jaka jest rola art. 210 k.s.h.? Polskie prawo z podejrzliwością odnosi się do umów zawieranych między spółką z o.o., a członkiem jej zarządu. Ustawodawca przyjmuje, że taka umowa sprzyja działaniu na szkodę spółki. Członek zarządu mógłby na przykład kupić od spółki majątek za ułamek wartości albo sprzedać po zawyżonej cenie. Możliwości takich nieuczciwych działań jest oczywiście znacznie więcej nie muszą się ograniczać do umowy sprzedaży. Jak wyglądają szczególne regulacje ochronne i co z nich wynika? Postaram się to wyjaśnić w tym artykule.
Reprezentacja spółki z o.o.
Najpierw przyjrzyjmy się zasadom ogólnym, kiedy art. 210 k.s.h. nie znajdzie zastosowania.
Spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością reprezentuje zarząd. Zarząd jest organem spółki powołanym najczęściej przez zgromadzenie wspólników. W jego skład mogą wchodzić wspólnicy lub osoby spoza ich grona. Zarząd może być jedno osobowy lub kilkuosobowy. To właśnie zarząd będzie odpowiedzialny za składanie i otrzymywanie oświadczeń woli w imieniu spółki. Będzie ją reprezentował, głównie przez zawieranie umów.
W pewnych szczególnych sytuacjach spółka może lub wręcz musi być reprezentowana inaczej. Jednym z przykładów jest reprezentacja spółki z o.o. w organizacji, która nie ma jeszcze zarządu. W takiej sytuacji będzie ona reprezentowana przez pełnomocnika powołanego jednomyślną uchwałą wszystkich wspólników. Dotyczy to jednak sytuacji szczególnej i z założenia przejściowej. Spółka w organizacji trwa bowiem między jej zawiązaniem (podpisaniem umowy spółki), a wpisaniem jej do rejestru.
Art. 210 k.s.h. – reprezentacja spółki z o.o. w umowie z członkiem zarządu
Ze szczególną sytuacją będziemy mieli do czynienia w przypadku zawierania umowy między spółką z o.o. a członkiem jej zarządu. Co ciekawe, w przypadku zarządu wieloosobowego nie będzie miało znaczenia, że spółka jest reprezentowana przez jednego członka zarządu, a stroną umowy z nią będzie drugi członek zarządu. Sam fakt, że po drugiej stronie jest członek zarządu pociąga za sobą konieczność stosowania tej specjalnej formy reprezentacji. To samo dotyczy sytuacji, w której kontrahentem spółki byłby członek jej zarządu wspólnie z inną osobą (np. swoim małżonkiem).
Art. 210 k.s.h. wprowadza zasadę, że w takim przypadku spółka musi być reprezentowana albo przez pełnomocnika powołanego uchwałą zgromadzenia wspólników albo przez radę nadzorczą. Z tej racji, że w spółkach z o.o. rada nadzorcza jest bardzo rzadko ustanawiana, będzie ona pełniła tę funkcję wyjątkowo. Najczęściej spółkę będzie reprezentować pełnomocnik, którego powoła uchwałą zgromadzenia wspólników.
Pełnomocnikiem tym może być – co ciekawe – inny członek zarządu. Jest to pogląd przyjęty przez Sąd Najwyższy. Kiedyś wydawał mi się kontrowersyjny, dzisiaj nie widzę już przeszkód, by tak się działo. Pytanie, czy tym pełnomocnikiem mógłby być ten członek zarządu, który ma być jednocześnie kontrahentem spółki. Przepisy kodeksu cywilnego pozwalają wyjątkowo na dokonywanie czynności prawnej przez pełnomocnika w imieniu mocodawcy z samym sobą, jednakże musi to wynikać wprost z treści pełnomocnictwa. W miarę możliwości odradzałbym jednak takie testowanie cierpliwości wszystkich w okół i poszukanie innej osoby.
Pełnomocnictwo wg art. 210 k.s.h.
Powstaje pytanie, w jakiej formie ma być udzielone takie pełnomocnictwo. Co do zasady nie wymaga się żadnej szczególnej formy. Jednakże polskie prawo przyjmuje tzw. zasadę lustrzanego odbicia, zgodnie z którą pełnomocnictwo powinno wymaga takiej formie szczególnej, jaką zastrzega się dla czynności, której dokona następnie pełnomocnik spółki. W praktyce będzie to dotyczyć najcześciej przeniesienia własności lub obciążenia nieruchomości, przedsiębiorstwa lub udziałów w spółce z o.o. Sąd Najwyższy kiedyś wyłączył stosowanie tej zasady, co spotkało się z silną krytyką. Zalecam więc jej stosowanie w celu uniknięcia poważnych konsekwencji.
Jednakże nie ma żadnych przeszkód, by wspólnik udzielił w formie pisemnej pełnomocnictwa do zastępowania go na zgromadzeniu wspólników, na którym udzieli się pełnomocnictwa w formie np. aktu notarialnego do powołania pełnomocnika w trybie 210 k.s.h.
Sankcja za naruszenie art. 210 k.s.h.
Umowa zawarta z naruszeniem art. 210 k.s.h. jest bezwzględnie nieważna i nie podlega konwalidacji. Przekonało się o tym wielu członków zarządu, których umowy o pracę zawarto z obrazą tego przepisu. Niestety, orzecznictwo sądów i praktyka ZUS są w tym zakresie bezwzględne. Co gorsze, oznacza to, że nawet późniejsze “naprawienie” i podpisanie umowy zgodnie z tym przepisem nie ma mocy wstecznej.
Czy art. 210 k.s.h. ma zastosowanie tylko do umów?
Wykładnia językowa tego przepisu nie pozostawia wątpliwości, że chodzi o umowy. Ale przecież nie jest to jedyny rodzaj wykładni. I należy ją uzupełniać przez wykładnię systemową i funkcjonalną. Jeśli więc uznajemy, że spółka wymaga szczególnej ochrony w umowie z członkiem zarządu lub w sporze nim, to powinniśmy mieć na uwadze, że od umów ze znacznie większą “podejrzliwością” traktuje się w prawie cywilnym czynności jednostronne. Pozwala to zadać pytanie, czy czynność jednostronna miedzy spółką, a członkiem zarządu nie powinna uwzględniać biernej lub czynnej reprezentacji spółki właśnie wg zasad przewidzianych w art. 210. Moim zdaniem tak. Wyraziłem taki pogląd już 2019 roku w artykule w Studiach Prawa Prywatnego.
To samo, moim zdaniem, odnosić się powinno do uchwał podejmowanych m.in. przez spółkę i członka jej zarządu. Może to mieć miejsce choćby na zgromadzeniu wspólników innej spółki, w której zarówno nasza spółka, jak i członek jej zarządu są wspólnikami.
Powstaje w takiej sytuacji oczywiście pytanie, czy sankcja nieważności powinna dotyczyć podjętej uchwały, czy też wyłącznie głosu spółki w odniesieniu do tej uchwały. Pozostawiam to w tym momencie poza dyskusją, bo argumentacja wymaga formy znacznie bardziej rozbudowanej, niż popularny artykuł.
A jak to wygląda w innych spółkach?
Dla przykładu w spółce akcyjnej mamy bliźniacze rozwiązanie – co dziwić nie powinno. Ale dziwi brak odpowiednika art. 210 k.s.h. w spółkach osobowych. Owszem, nie ma w nich zarządu, ale problem reprezentacji spółki w umowie ze wspólnikiem pozostaje dokładnie ten sam. Widać to przy zawieraniu miedzy wspólnikiem, a spółką, którą ten właśnie wspólnik w tej umowie reprezentuje. Trzeba by bardzo się natrudzić, by wykazać, że ryzyka pokrzywdzenia spółki osobowej w takiej sytuacji nie ma, skoro przyjęliśmy, że w odniesieniu do spółki ono występuje.


CZY MODELE AI ZASTĄPIĄ PRAWNIKÓW?
Widzę radujących się ludzi. Ludzie ci są szczęśliwi, bowiem za darmo albo za półdarmo mają dostęp do modeli AI, które odpowiadają na wszystkie pytania. Czują radość, bo to tej pory musieli płacić prawnikom za pomoc prawną. To rodziło ich frustrację. Bo prawnik nic nie robił, a tylko odpowiadał na pytanie i chciał za to pieniądze. Oczywiste poczucie krzywdy kogoś, kto na te zapłacone prawnikowi pieniądze musiał sam “uczciwie zarobić” zostaje obecnie zrekompensowane. Czuć ulgę. Słychać śmiech. Jest to śmiech tych wszystkich, którzy nie mając wiedzy, ani jej nie szanując, byli wściekli, kiedy okazało się, że jej potrzebują i muszą za nią płacić. Dzisiaj ci ludzie triumfują, bowiem wiedza się “zdemokratyzowała” i “spauperyzowała”, a więc w końcu upadnie kasta darmozjadów w togach, która panicznie boi się utraty przywilejów – nadchodzi koniec prawników! Albo i nie…
Czy modele AI potrafią już skutecznie zastąpić prawników?
Odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna: nie.
Owszem, potrafią odpowiedzieć na każde pytanie. Ale są to odpowiedzi bardzo różnej jakości. Potrafią odpowiadać na najprostsze pytania. Np.: czy zabójstwo jest przestępstwem? Gemini udziela odpowiedzi poprawnej, mówi, że tak oraz podaje podstawę prawną, tj. art. 148 k.k. Nawet go cytuje. Ktoś mógłby się zachwycić, gdyby nie wiedział, że zabójstwo jest przestępstwem samo w sobie (jest to nazwa przestępstwa – typ normatywny, jak kto woli). Nie można udzielić na to pytanie odpowiedzi przeczącej.
Schody zaczynają się, gdy zapytamy tego “geniusza”, czy zabicie człowieka jest przestępstwem? On na to pytanie odpowiada dokładnie tak samo, jak na poprzednie. A przecież są to dwa różne światy. Nie każde zabicie człowieka jest zabójstwem w rozumieniu k.k. Nie każde pozbawienie człowieka życia jest przestępstwem. Żołnierz zabijając wroga na wojnie nie popełnia przestępstwa zabójstwa. Nie popełnia go również kto np. nieumyślnie powoduje cudzą śmierć (to może być inne przęstepstwo) albo działa w obronie koniecznej. Takich przykładów można podać tysiące. Wyobraźcie sobie, że rozmawiacie o kolorach z osobą, która urodziła się jako niewidoma. Ona może potrafić wam opisać każdy kolor, wiele o nim mówić, ale nie zmieni to faktu, że do końca nie wie, o czym mówi i przecież żadnego nie odróżni od innego.
Mamy więc do czynienia z narzędziem bardzo skutecznym, ale tylko na bardzo podstawowym poziomie. To taki organizm, który umiałby podać w ciągu sekundy 100 kolejnych liczb pierwszych, ale nie umiał dodawać. Innymi słowy: wie, że dzwonią, ale nie wie, w którym kościele.
Modele AI są relatywnie niezłe w analizie podanych im tekstów prawnych. Dobrze idzie im jednak sprawdzanie ich pod kątem językowym, stylistycznym, ewentualnych powtórzeń lub luk w argumentacji. Całkowicie zawodzą natomiast w odniesieniu do argumentacji prawnej. Mam na myśli zarówno argumentację na poziomie ustawy, jak i przede wszystkim tego, co stanowi kwintesencję stosowania prawa – wykładni tekstu prawnego.
Co ryzykujemy korzystając z AI zamiast z usługi adwokata?
Ryzykujemy wprowadzenie w błąd. I to na fundamentalnym poziomie. Równie dobrze, można by pytać czterolatka, czy założyć spółkę z o.o., czy komandytową. Odpowie? Tak. Nawet z przekonaniem. Ale nie będzie tego potrafił uzasadnić. Różnica z modelami AI jest taka, że one potrafią podać uzasadnienie. I tu powstaje niebezpieczeństwo:
- Ono brzmi wiarygodnie dla laika. Dostaniemy wypowiedź, której przeciętny użytkownik bez prawniczego wykształcenia i praktyki nie będzie w stanie zweryfikować. Jej wewnętrzna spójność dodatkowo ją uwiarygadnia. Ale nie ma ona osadzenia w przepisach prawa interpretowanych poprawnie i – co gorsza – w systemie prawa rozumianym jako całość.
- Najczęściej będzie to odpowiedź oderwana od konkretnych realiów, których AI po prostu nie zna. A te, które zostaną jej podane przez pytającego mogą nie być najważniejszymi i wpływającymi na wynik całego rozumowania. AI może nie dopytać o ryzyko rozwodu z żoną. A to może mieć wpływ na wybór rodzaju spółki.
Skutkiem tego, za darmo i od ręki dostaniemy odpowiedź, ale dopiero po jakimś czasie dowiemy się, że mogła nie być właściwa. Pokusa jest jednak wielka.
Czy AI jest przydatna w praktyce prawnej?
Tak, jest bardzo przydatna. Tak samo, jak Excel czy kalkulator w pracy analityka albo księgowego. Jest to narzędzie, którego możliwości rosną geometrycznie. Warto z niego korzystać. Korzystam sam z AI przy analizie tekstów, próbie odtworzenia stanu emocjonalnego autora tekstu, przy tłumaczeniach na inne języki. Proszę AI o podanie kilku rozwiązań danego problemu. I przeważnie kilka z nich będzie beznadziejnych, jeden przeciętny, a jeden bardzo ciekawy. Jednakże to moje wykształcenie, wiedza i doświadczenie pozwalają mi ocenić do czego AI może być przydatna, a następnie do sformułowania odpowiedniego pytania (a to w prawie jest wielką sztuką), a dopiero wówczas mogę przeanalizować i ocenić poszczególne odpowiedzi. Ale to wymaga wiedzy, doświadczenia i tego tajemniczego składnika, którego jeszcze nikt nie zdefiniował, ale który albo się ma, albo nie jest się wykształconym, a jedynie naumianym.
AI jest nowym narzędziem, ale nie zastąpi prawnika
Nie chciałbym urazić Chata GPT albo innego modelu AI, ale… jest on dla mnie przydatnym narzędziem. Ale tylko narzędziem. W rękach laika będzie niewiele bardziej przydatny, niż kalkulator w ręku dziecka, który przecież nie uczyni go matematykiem, ani księgowym. Przydatność systemów / modeli AI będzie rosła, a nasza – prawników – praca będzie polegała na tym, żebyśmy z nich potrafili korzystać z korzyścią dla naszych klientów i nas samych. Tak samo, jak politycy tworzący strategię dla swoich państw nie znikną, a zostaną wyposażeni w narzędzie, którego rola będzie polegała na tym, że przyniesie przewagę temu, kto będzie w stanie lepiej je wykorzystać, ale go nie zastąpi.
W przypadku sporów sądowych lub negocjacji będą one prowadzone, jak dotychczas – przez prawników, którzy wzmocnią się i swoje możliwości poprzez umiejętne wykorzystanie AI. To samo dotyczy lekarzy, którzy będą analizować wyniki badań w wykorzystaniem AI. Będą oni używać modeli sztucznej inteligencji do stawiania diagnoz, szukania sposobów leczenia lub przekopywania wyników badań naukowych. Ale to ciągle lekarz będzie leczył pacjenta. Tak samo, jak nie pozbawiły go pracy leki i stetoskop, które same w sobie pacjentowi się na wiele nie zdadzą.