

CHARAKTER SPORÓW W FIRMACH RODZINNYCH
Firmy rodzinne są bardzo specyficznym środowiskiem. Z jednej strony cechują się dynamiką, innowacyjnością i stanowią wizytówkę polskiej gospodarki. Z drugiej, są miejscem, w którym dochodzi do najcięższych sporów, jakie przychodzi mi obserwować. Łączą one specyfikę spraw rodzinnych i gospodarczych. Jest to jednak połączenie ich najtrudniejszych cech.
Co wyróżnia spory w firmach rodzinnych?
Spory i konflikty w firmach występują bardzo często. Są zjawiskiem naturalnym. Różnią się one jednak od konfliktów w innych firmach. Na czym ta różnica polega?
W firmach rodzinnych mamy do czynienia z wyraźną tendencją do:
długiego okresu pozostawania konfliktu w fazie ukrytej;
gwałtownej eskalacji po przekroczeniu punktu krytycznego;
odczuwalnego wpływu osób niezwiązanych bezpośrednio z firmą;
kumulacji emocjonalnych i biznesowych czynników wpływających na zachowanie i decyzje uczestników sporu.
Dlaczego spory w firmach rodzinnych tak wyglądają?
Tak zwane koło konfliktu albo jego fazy – są dobrze opisane w literaturze fachowej. Można sięgnąć choćby do Moore’a, który opisał je wzorcowo. W firmach rodzinnych występują jednak wyżej wspomniane czynniki, które potrafią ten model wypaczyć. Z czego to wynika?
Dlaczego konflikt w firmie rodzinnej długo pozostaje w fazie ukrytej?
Konflikt nie powstaje w momencie oficjalnego zamanifestowania. On może się się tlić znacznie wcześniej i dłużej. Może być tak, że obie strony zdają sobie z niego sprawę, ale obie udają, że jest wszystko w porządku. Udają, kryją swoje myśli. Kiedy indziej, będzie odczuwany tylko przez jedną ze stron, ale nie przez drugą. Ta druga może myśleć, że wszystko jest w porządku. Z czego to wynika?
W rodzinie długo dbamy o pozory. Znacznie dłużej, niż bylibyśmy w stanie to robić w innej współpracy. Jesteśmy też w stanie znacznie więcej i dłużej znosić.
W firmie rodzinnej uważamy, że wejście w spór oznacza atak na rodzinę! A to przecież niedopuszczalne. Dbamy długo o pozory. Bardzo zależy nam na tym, żeby nie wyjść na tego złego. To zmusza nas nieraz do trwania latami w pozycji, która nam nie odpowiada. Relacje rodzinne i “wyższe dobro” skłaniają jedną osobę do cierpliwego znoszenia latami kogoś lub czegoś.
Przekłada się to na powolny wzrost frustracji i obniżenie samooceny. Cierpi na tym poczucie własnej wartości. Spotkamy się z zachowaniami autodestrukcyjnymi. Naturalnie dojdzie więc do pogorszenia relacji w pracy. Wpłynie to również na najbliższą rodzinę – tę niezaangażowaną bezpośrednio w firmę. Przecież pozycja wspólnika w firmie będzie bardzo interesować jego małżonkę. Od jej postawy będzie bardzo wiele zależeć. Czy wykaże się akceptacją i wsparciem? Czy może będzie cedzić wspólnikowi czułe uwagi w stylu: “nie potrafisz się postawić” albo “prawdziwy mężczyzna nie pozwoliłby sobie na to”.
Taka osoba wciela się w rolę ofiary. Będzie latami niosła swój “krzyż” w imię dobra rodziny i firmy. Zbuduje sobie narrację, że tak musi być. Zaczną się nieporozumienia w domu.
Dlaczego ujawnienie konfliktu w firmie rodzinnej prowadzi do gwałtownej eskalacji?
Dzieje się tak, ponieważ kumulują się trzy czynniki:
🟢 emocje i frustracja narastały długo i przybrały poziom znacznie wyższy od tego, który kazałby im się ujawnić w innych okolicznościach – efekt cierpliwości w imię dobra rodziny.
🟢 żal dotyczy jednocześnie relacji rodzinnych i biznesowych, które łączą się w naturalnie w firmie rodzinnej;
🟢 presja ze strony najbliższych lub chęć chronienia ich.
Dlaczego osoby trzecie mają taki wpływ na firmę rodzinną?
Odpowiedź tkwi w samym charakterze firmy rodzinnej. Biznes przeplata się z rodziną. Naturalnie krewni, małżonkowie właściciela / wspólników są bardziej angażowani w podejmowanie decyzji, planowanie, niż ma to miejsce w zwykłych firmach. Co więcej, krewni i małżonkowie wspólników nie są sobie obcy – znają się, są od siebie współzależni, spotykają się poza pracą, konkurują ze sobą na wielu płaszczyznach.
Nie do przecenienia jest wpływ małżonków, którzy nie są formalnie zaangażowani w spółkę. Mogą oni sytuację miarkować lub podsycać. Mogą być wsparciem lub powodować wzrost frustracji, co zwielokrotni siłę wybuchu. Co więcej, mogą oni pozostawać w równoległym konflikcie z małżonkami. krewnymi innych wspólników. Czasami zdarza się nawet, że konflikt w firmie rodzinnej jest jedynie skutkiem, jedna z pól walki małżonków / małżonek wspólników, które potrafią tak ich zmanipulować i nastawić, by popsuć ich relacje, które w innych warunkach byłyby znacznie lepsze.
Konflikt utajony w firmie rodzinnej
Jak widzimy, druga strona wobec braku zdecydowanej reakcji, najczęściej umocni się w przekonaniu, że wolno jej tak postępować. Brak sprzeciwu uzna za zgodę. Nie poczyta jej za przejaw odpowiedzialności za wspólne dobro. Uzna to braku charakteru.
Długie milczenie utrwala stan utajonego konfliktu, lecz ciśnienie rośnie. Powoli. Latami. Aż wybuchnie. W jednej z firm rodzinnych, z którymi się zetknęliśmy trwało to 40 lat! Ktoś uznał, że imię dobra rodziny, dobra ważniejszego niż jego własne, będzie tolerował niedopuszczalne zachowanie swojego ojca, a później brata. Czuł jednak, że nie znajduje przez to uznania w ich oczach, ani w oczach swojej żony. Przyjął rolę tego, który niesie największy ciężar, ale spotkał się jedynie z rosnąca pogardą.
Firma rodzinna. Czy dojdzie do wybuchu?
I to jest najtrudniejsze pytanie. Najważniejszy akt dramatu. W każdej innej firmie spór zostałby dawno wyciągnięty na wierzch. Wspólnicy dawno uznaliby, że nie mogą dłużej tolerować takiego stanu rzeczy. Jednak w firmie rodzinnej jest inaczej. A może być też tak, że do wybuchu nie dojdzie nigdy. Dlaczego?
Dlatego, że wielu nas ma przykrą tendencję do urządzania się w miejscach, w których nigdy nie chcieliby się znaleźć. Czas leci, tracimy z biegiem lat perspektywę i przyzwyczajamy się do tego, co jest. Dorabiamy sobie teorię do rzeczywistości, usprawiedliwiamy w łatwy sposób swoją bierność . Tracimy wiarę w siebie, nie chcemy ryzykować. Przecież może być znacznie gorzej. A druga strona utwierdza nas, że nie powinniśmy nic zmieniać.
Jeśli więc do wybuchu dojdzie, będzie prawdopodobnie bardzo gwałtowny. Często jednak nie dojdzie do niego w ogóle. I są to bardzo przykre sytuacje.
Odezwijcie się do nas!
Mamy doświadczenie w rozwiązywaniu sporów w firmach rodzinnych. Napiszcie lub zadzwońcie do nas.
Zajmujemy się profilaktyką – nasze działania mają doprowadzić do tego, by przyszłe spory były załatwiane szybko i konstruktywnie.
Zajmujemy się pracą z konfliktem i pomagamy usunąć jego przyczyny.
Negocjujemy warunki zakończenia współpracy, gdy jest to wskazane.
Zapraszamy do kontaktu!
Mój nr telefonu: 536270935
mail: kancelaria@jakubieciwspolnicy.pl


ODEJŚCIE WSPÓLNIKA ZE SPÓŁKI – JAK TO ZROBIĆ?
Rozstanie wspólników jest całkowicie naturalnym wydarzeniem. Może się zdarzyć w każde spółce. Tylko od Was zależy, jak to zrobicie: czy wyjście wspólnika będzie procesem naturalnym i przyjaznym, czy też wrogim. Jestem zwolennikiem tezy, że niemal w każdym przypadku można się rozejść spokojnie i z klasą. Nie należy tego myślić z ustąpieniem na polu negocjacji – wprost przeciwnie. Na co zwrócić uwagę i jak się przygotować do rozstania?
Przyczyny rozstania wspólników
Wyjście wspólnika jest jednym z najczęstszych typów transakcji, jakimi zajmujemy się w Kancelarii Jakubiec i Wspólnicy. Jak wiadomo, wspólnicy rozstają się i odchodzą z różnych przyczyn. Przyczyną zakończenia współpracy może m.in.: być odmienna wizja rozwoju firmy, inne cele i potrzeby życiowe, konflikt osobisty wspólników, ale też choroba jednego z nich, konieczność zwolnienia tempa i zatroszczenia się o zdrowie, albo choćby inne podejście do zatrudniania rodziny.
Rozstanie może być wynikiem spokojnej refleksji i wspólnym wnioskiem wspólników. Kiedy indziej będzie rezultatem jedynie autorefleksji jednego wspólnika, który swoim postanowieniem całkowicie zaskoczy drugiego. W innych jeszcze przypadkach konflikt będzie narastał narastał latami, a kiedy indziej wybuchnie nagle z taką siłą, że współpraca będzie już niemożliwa.
Przyczyn rozstania wspólników może być bardzo wiele. Jest to jednak proces delikatny. Warto więc przeprowadzić go profesjonalnie.
Rozstajemy się: czyli… wychodzisz Ty, prawda?
No właśnie. Jest to jeden z podstawowych tematów, z którymi spotykamy się w przypadku omawiania warunków rozejścia wspólników. Jest to temat bardzo delikatny, ale przecież fundamentalny. Który wspólnik ma odejść? Pomijam oczywiście sytuacje, w których obaj razem sprzedają biznes i dzielą się pieniądzmi. Gdy odejść ma jeden wspólnik, należy ustalić – który.
Tu mogą pojawić się naturalne odruchy obronne. – “Chcesz się rozstać, to możesz odejść. Ja zostaję!”. Albo “skoro coś Ci się nie podoba, proszę, tam są drzwi. Dostaniesz zwrot wkładów – w odpowiednim czasie.” Ktoś inny powie: “ale ja nie mam pieniędzy, żeby Pana spłacić, a sam odchodzić nie zamierzam!”
Niektórzy uznają, że odejść powinien ten wspólnik, który wystąpił z propozycją zakończenia współpracy. Nie wiem, skąd się to bierze. Ze zwyczaju? Z prawnego punktu widzenia wiązanie tych dwóch punktów nie ma żadnego uzasadnienia. W praktyce może być tak, że wspólnik, który chce zakończyć współpracę, sam w spółce zostanie i spłaci swojego partnera.
Kto wychodzi ze spółki ?- przykład z mojej praktyki
Prowadziłem kiedyś negocjacje między wspólnikami. Byli oni dość zgodni co do wielu parametrów transakcji, ale… nie potrafili się porozumieć, kto ma kogo spłacić, a więc – kto ma zostać i przejąć spółkę.
Zaproponowałem rozwiazanie, z którego jestem bardzo dumny. Rzut monetą! Ale nie o to, kto ze spółki wyjdzie. To byłoby niepoważne. “Zwycięzca” tego rzutu miał obowiązek złożenia oferty swojemu wspólnikowi, że kupi jego udziały po cenie, którą sam zaproponuje. Miał pełną dowolność. Nie musiał korzystać z żadnych wycen. Był tylko jeden haczyk. Ten drugi wspólnik miał prawo wyboru: sam po tej cenie sprzeda swoje udziały, albo – odkupi po niej udziały wspólnika, który tę ofertę złożył. Możecie być pewni, że ten wspólnik, który losowanie wygrał stanął n głowie, żeby cena była najuczciwsza na świecie. Nie wiedział bowiem, czy będzie po tej cenie sprzedawał, czy kupował.
Oczywiście, nie w każdej sytuacji można zastosować taki mechanizm. Często w spółce zostanie ten, który “głośniej krzyczy” lub ten, który wykazał się lepszym refleksem i wyczuwając rozstanie “okopał się” narracyjnie na dogodnej pozycji i zaczął prowadzić rozmowy z pozycji kupującego. Możliwości jest bardzo wiele. Jeśli przyczyną rozstania jest np. chęć pójścia na emeryturę lub zwolnienie tempa życia w celu podratowania zdrowia – sprawa jest jasna. Ale w innych przypadkach – wcale nie być taka być.
Zamiast rozstania – zmiana warunków współpracy?
✅ Czasami wyjście wspólnika ze spółki oznaczać będzie zmniejszenie jego zaangażowania – np. sprzedaż jedynie części udziałów.
✅ Innym ciekawym rozwiązaniem będzie zmiana formuły współpracy ze spółki na zatrudnienie. Polega to na utracie statusu wspólnika poprzez np. sprzedaż jego udziałów lub ich umorzenie oraz zatrudnienie tego – byłego już – wspólnika np. na podstawie umowy o pracę. Sytuacje są różne i warto przemyśleć każde z tych rozwiązań.
Wyjście wspólnika ze spółki – co należy ustalić?
✅ Przygotowując wyjście wspólnika ze spółki należy określić m.in.:
🟢 zakaz konkurencji: jak definiujemy działalność konkurencyjną i działania konkurencyjne; co z karą umową?
🟢 związanie tajemnicą przedsiębiorstwa;
🟢 zasady konsultacji różnych spraw z wychodzącym wspólnikiem np. rok po odejściu;
🟢 przygotowanie wyznaczonej osoby do przejęcia obowiązków odchodzącego wspólnika;
🟢 odpowiedzialność za zaciągnięte już lub mogące się ujawnić w przyszłości zobowiązania wynikające z okresu, w którym wspólnik był w spółce.
✅ Dobrze jest przyjrzeć się prawom własności intelektualnej ‼️ – czy napewno należą do spółki, a nie do wspólnika, który odchodzi? Jest to jeden z ważniejszych obszarów i wymaga zawsze bardzo dokładnego zbadania.
W końcu można zacząć rozmawiać o pieniądzach
✅ Naturalnie, trzeba ustalić – najlepiej już na samym końcu – warunki spłaty, jak m.in. wysokość spłaty, terminy wypłaty poszczególnych transz, zabezpieczenie. Dlaczego na końcu? Ponieważ nie ma większego sensu rozmawiać o cenie, póki nie ustali się pozostałych warunków, tzn., póki nie ustalimy, za co dokładnie płacimy lub bierzemy pieniądze.
Wyjście wspólnika – tym zajmujemy się w Kancelarii Jakubiec i Wspólnicy
Jeśli prowadzicie spółkę i przygotowujecie się do rozstania, możecie poprosić o pomoc Kancelarię Jakubiec i Wspólnicy.
Mamy bardzo duże doświadczenie w negocjacjach związanych z wyjściem ze spółki, przygotowaniem treści porozumienia i dokonywaniem zmian w KRS. I zwyczajnie bardzo to lubimy.
Pomoc prawna w sprawach związanych z podziałem firm w związku z rozwodem
Możemy Wam pomóc w szczególności, jeśli rozejście wspólników następuje przy okazji… ich rozwodu. Tak – tematy firm rodzinnych oraz prowadzenia rozwodów “z firmą w tle” są nam szczególnie bliskie. Zapraszamy do współpracy!
Poniżej zamieszczamy linki do odcinków podcastu Mecenasa Andrzeja Jakubca, w których opowiada o rozstaniu wspólników i małżonków prowadzących wspólny biznes.


Z NIM SIĘ NIE DA ROZMAWIAĆ – UWAGI O WYNIOSŁYM MILCZENIU
Wiele osób w sytuacji konfliktowej wybiera unikanie rozmowy i wyniosłe milczenie. Uznają, że z drugą stroną nie da się rozmawiać. W związku z tym czują się zwolnieni od podejmowania wysiłków zmierzających do rozwiązania wspólnych problemów. Co ciekawe, czują się przy tym moralnymi zwycięzcami. O tym, jak niemądra jest to postawa i ile przynosi szkód, postaram się opowiedzieć w tym artykule. Nie jest moją intencją dotknięcie kogokolwiek osobiście. Używam jednak bardzo dosadnych stwierdzeń, żeby podkreślić to, co nam często umyka.
Z nią nie da się rozmawiać! Przykład z mojej praktyki.
Z nią nie da się rozmawiać! – Niestety, niedawno znów to słyszałem… Unikanie rozmowy miało być rozwiązaniem problemu. Przyszedł do mnie klient w sprawie rodzinnej. Jego sytuacja jest trudna. Płaci dość wysokie alimenty, a była partnerka ewidentnie utrudnia mu kontakty z dziećmi. Ten pan tłumaczył mi, że prowadził mały biznes, ale nagle stracił wszystkie kontakty i musiał go zamknąć. Wydało mi się to dziwne, więc zapytałem, jak do tego doszło? Jakie kontakty stracił i dlaczego musiał zamknąć firmę?
Odpowiedź mnie zdumiała! Otóż, jedyny telefon, jakim dysponował ten pan, był własnością jego byłej partnerki – matki jego dzieci. Ona odzyskała smartfon za pomocą Policji i pozbawiła go numeru telefonu, z którego korzystał. Z pewnością miał utrudniony kontakt z klientami, a oni z nim. To jest dla mnie jasne. Co Wy byście zrobili na jego miejscu? Pan się poddał i zamknął biznes. Twierdzi, że skoro i tak musi płacić alimenty, a ona mu utrudnia zarabianie, to machnie na to ręką i w ogóle nie będzie zarabiał.
Zapytałem go, czy próbował z nią porozmawiać o tym telefonie lub choćby numerze? Czy mówił jej, jak jest dla niego ważny? A może oferował jakąś zapłatę za niego? Czy zrobił cokolwiek, żeby ratować swój biznes, jeśli było on tak zależy od tego telefonu i numeru?
Co mi odpowiedział -Nie. Z nią się nie da rozmawiać
Znów to zaklęcie. Znów to zdanie, którego tak bardzo nie lubię… Odpowiedziałem, że nawet z Putinem różni politycy rozmawiają – byłem ciekaw jego reakcji. Ale nie zaskoczył mnie. Odpowiedział: Może mi Pan nie uwierzyć, ale ona jest znacznie gorsza od Putina
I to jest usprawiedliwienie, żeby nawet nie podejmować próby! Przez chwilę pomyślałem, że może trzeba było użyć przykładu ze Stalinem albo z Hitlerem, ale jestem pewien, że odpowiedź byłaby dokładnie taka sama.
Unikanie rozmowy nie jest mądre
Z nią nie da się rozmawiać! Jak łatwo nam przychodzi takie stwierdzenie!? Jakże szybko się poddajemy!? Jak naturalnie przychodzi nam rezygnacja z odpowiedzialności za własne życie i przerzucanie jej na drugą stroną!?
Otóż ja się z tym kompletnie nie zgadzam! Z każdym trzeba rozmawiać. Mamy w Polsce naturalną tendencję do tego, by sami zaganiać się do narożnika przez zerwanie kanałów komunikacji i oświadczenie, że z kimś się nie będzie rozmawiać. Bardzo trudno późnej wrócić do rozmów bez utraty twarzy. A przecież bez rozmów ciężko jest coś załatwić. Można wygrać starcie w sądzie, ale efektem będą eskalacja niechęci i widmo rewanżu.
Sami sobie niepotrzebnie robimy trudności w załatwianiu naszych spraw. Sami siebie pozbawiamy możliwości manewru, negocjacji, rozmowy. Przyjmujemy postawę bierną – wycofanej wyższości.
Odmawiając rozmów skazujemy jednak obie strony i wszystkich w okół na porażkę. Najstraszniejsze jest to, że jakaś zbiorowa histeria, ta epidemia głupoty – ogarnia coraz więcej ludzi i oni się na tę porażkę godzą. Z dumą, cierpią w milczeniu i przegrywają życie. Tyko po co?
Dotyczy to sporów rodzinnych, gospodarczych, politycznych… To zgubne myślenie jest wszędzie. Prowadzi do rozbicia więzi społecznych, wzrostu poziomu frustracji, zniszczenia poczucia wspólnoty, a przede wszystkim – gwarantuje porażkę. Jest zwyczajnie niemądre i szkodliwe. Ale za to – jakie proste.
Unikanie rozmowy – tak jest łatwiej
O ile łatwiej jest przecież wyniośle milczeć i przerzucić winę za impas i negatywne konsekwencje na drugą stronę. Jak łatwo jest pozować na kogoś, kto ma przewagę moralną, ale nie będzie się zniżał do cudzego poziomu. Jak łatwo jest postanowić, że nie zrobi się nic – przecież robiąc coś trzeba podjąć jakiś wysiłek. A i nie zawsze uzyska się powodzenie. W wyniosłym milczeniu odniesiemy z pewnością porażkę, ale będzie to porażka wybrana świadomie, znoszona z godnością i dająca ten smak zwycięstwa, że łatwo jest nią – przynajmniej na pierwszy rzut oka -obwinić drugą stronę. Przecież to z nią nie dało się rozmawiać, a nie ze mną.
Jest to narracja łatwa do wymyślenia, łatwa do zapamiętania. Prosta na użytek opowieści i budowania legendy skrzywdzonego człowieka moralnego. Jest to opowieść, która łatwo przemawia do emocji i nie wymaga specjalnego uzasadnienia. Jest ona jednak moralnie degradująca i tępi intelekt. Co gorsze, przyzwyczaja nas do sytuacji, w której przecież nie chcielibyśmy być. Uczy nas bycia gorszą wersją siebie i swym niebezpieczeństwie jeszcze nas za to chwali. Jednakże w tym cierpieniu wywołanym milczeniem nie ma nic szlachetnego.
Warto rozmawiać – to nie jest proste, ani nie musi był łatwe. Jest za to bardzo użyteczne.
Sprawy nie załatwią się same. Dzieci rosną, pieniądze uciekają, relacje się rozpadają. Czas leci, a obrażony Polak z groźną miną wciąż maskuje swoje lenistwo, wygodnictwo i brak odwagi przerzucając winę swojej bierności na drugą stronę.
Przerażające jest, jak wielu ludzi wybiera tę drogę. Straszne, jak rezygnują oni z próby kształtowania rzeczywistości i własnego w niej miejsca. Przykre jest patrzeć, jak sprawy, które można było załatwić, męczą nas latami i odrywają od tego, co jest naprawdę ważne. Marnują nam życie.
Dedykuję ten tekst tym wszystkim, którzy jednak znajdą w sobie chociaż trochę siły i odwagi, by nie rezygnować z walki o swoje życie i sprawy. Piszę to, żeby zachęcić wszystkich do rozmowy, która jest sztuką i nie jest łatwa, ani nie musi być przyjemna. Jest za to bardzo użyteczna. Unikanie rozmowy nie prowadzi do nikąd.
Jako mediator muszę często najpierw skłonić strony do rozmowy. Przełamać ich opór. Ale potem czuję wielką satysfakcję widząc, jak zaczynają rozmawiać i załatwiają trudne sprawy. Swoje sprawy. Tak, to mi się udaj. Nie, nie zawsze. Ale jeśli nie spróbujemy, będziemy tkwić w tym beznadziejnym marazmie, chorym przekonaniu, że wyimaginowane wartości, które najczęściej są dla nas wyłącznie pretekstem, każą nam marnować czas, relacje, majątek, potencjał i życie.
Jeśli jesteście z kimś w sporze i czujecie, że potrzebujecie pomocy prawnej lub mediacyjnej – odezwijcie się do nas. Jesteśmy po to, żeby Wam pomóc. I odczuwamy z tego wielką satysfakcję!


CZY SPÓŁKA CYWILNA TO DOBRY POMYSŁ DZIAŁALNOŚĆ?
Spółka cywilna jest często wybierana przez przedsiębiorców rozpoczynających wspólną działalność. Jej popularność wynika z postrzeganej prostoty, niskich kosztów założenia i nieskomplikowanej obsługi. Decyzja o jej utworzeniu jest często intuicyjna, jednak niewielu przedsiębiorców w pełni zdaje sobie sprawę z potencjalnych konsekwencji i ryzyk. W niniejszym artykule przedstawiamy kluczowe zalety i wady spółki cywilnej, aby ułatwić podjęcie świadomej decyzji biznesowej.
Zalety spółki cywilnej
1. Spółka cywilna to niskie koszty założenia i brak formalności. Utworzenie spółki cywilnej jest wyjątkowo proste i tanie. Umowa nie wymaga formy aktu notarialnego, a sama spółka nie musi być rejestrowana w Krajowym Rejestrze Sądowym (KRS). Dzięki temu przedsiębiorcy unikają kosztów notarialnych oraz opłat sądowych.
2. Brak wymogu wniesienia kapitału zakładowego. W przeciwieństwie do spółki z o.o., spółka cywilna nie wymaga wniesienia kapitału zakładowego. Wkładem wspólników może być nawet ich praca lub świadczenie usług. Pozwala to na rozpoczęcie działalności bez konieczności posiadania znacznego majątku początkowego.
3. Elastyczność i swoboda działania. Obsługa spółki cywilnej jest bardzo prosta. Nie ma obowiązku zwoływania zgromadzeń wspólników, powoływania zarządu czy rady nadzorczej, ani też prowadzenia skomplikowanej sprawozdawczości. Zmiany w umowie spółki są proste i wymagają jedynie pisemnej zgody wszystkich wspólników.
Chociaż wymienione powyżej zalety sprawiają, że spółka cywilna wydaje się idealnym rozwiązaniem, jej to jednak tylko pozorna prostota może prowadzić do poważnych problemów.
Wady spółki cywilnej
1. Brak podmiotowości prawnej. Spółka cywilna nie posiada osobowości prawnej. Oznacza to, że w obrocie prawnym nie występuje jako odrębny podmiot, a odpowiedzialność za jej zobowiązania spoczywa bezpośrednio na wspólnikach. Wyjątek stanowią niektóre przepisy prawa pracy i prawa podatkowego (VAT, akcyza), gdzie spółka jest traktowana jako pracodawca lub płatnik.
2. Solidarna i nieograniczona odpowiedzialność wspólników. Za zobowiązania spółki wspólnicy odpowiadają solidarnie i całym swoim majątkiem, zarówno wspólnym, jak i prywatnym. Oznacza to, że każdy ze wspólników może być pociągnięty do odpowiedzialności za całość długu, niezależnie od tego, w jakim stopniu uczestniczył w zyskach czy stratach spółki.
3. Poważne problemy w sytuacjach nietypowych. Istotne trudności pojawiają się w przypadku zmian w składzie osobowym spółki, np. przy dołączeniu nowego wspólnika. Powstaje wtedy problem odpowiedzialności nowego wspólnika za zobowiązania zaciągnięte wcześniej. Podobne komplikacje występują, gdy jeden ze wspólników opuszcza spółkę. Jego odpowiedzialność za zobowiązania powstałe w czasie jego uczestnictwa wciąż może trwać latami.
4. Rozbieżności w przepisach i orzecznictwie. Problemy stają się jeszcze bardziej złożone w przypadku śmierci jednego ze wspólników lub prowadzenia spółki przez małżonków. Wówczas dochodzi do mieszania się majątków, co prowadzi do chaosu prawnego, który może być trudny do rozwiązania. Co więcej, w wielu kluczowych kwestiach brak jest jasnych regulacji prawnych, a orzecznictwo sądowe jest niejednolite, co zwiększa ryzyko dla przedsiębiorców.
Spółka cywilna tak, czy nie? Podsumowanie
Spółka cywilna jest atrakcyjną formą prawną ze względu na prostotę i niskie koszty początkowe, jednak jej zalety bledną w przypadku problemów wewnętrznych, sporów między wspólnikami lub sytuacji kryzysowych. Brak odrębnej podmiotowości prawnej i solidarna odpowiedzialność wspólników sprawiają, że w skomplikowanych scenariuszach ta forma działalności może okazać się ryzykowna.
Podjęcie świadomej decyzji o wyborze formy prawnej jest kluczowe dla bezpieczeństwa Twojego biznesu. Zapraszamy do kontaktu z naszą kancelarią w celu konsultacji. Nasi doświadczeni prawnicy pomogą Ci ocenić, która forma działalności najlepiej odpowiada Twoim potrzebom i zabezpieczy Twoje interesy.


TRUDNA ROLA ADWOKATA W ROZWODZIE
Rozwody należą do tych spraw, które wywołują największe emocje. Jeśli w grę wchodzi dodatkowo opieka nad dziećmi, kontakty z nimi, alimenty i podział majątku, emocje się ujawnią. Powstaje więc pytanie, jak w takiej sprawie ma się zachować adwokat? Czy powinien on spełniać życzenia Klienta i być mieczem w jego ręku, czy też raczej być głową, która tą ręką kieruje. Oczekiwania Klientów są pod tym względem bardzo różne. Różne są też temperamenty oraz styl pracy poszczególnych adwokatów. Jaka jednak jest rola adwokata w rozwodzie i na co adwokat ma wpływ, a na co wpływu nie ma, postaram się opisać w tym artykule.
Jaka jest rola adwokata w rozwodzie?
Rola adwokata w rozwodzie jest specyficzna. Owszem, wielu adwokatów specjalizuje się w sprawach rodzinnych i rozwodowych. Ich styl pracy, doświadczenie, charaktery i relacje z Klientami są różne. Nie ma jednego uniwersalnego modelu relacji adwokata z Klientem. Elementami, które występować muszą zawsze są zaufanie i przestrzeganie tajemnicy adwokackiej. Natomiast poza tym, jedni adwokaci będą spełniać oczekiwania Klienta i robić to, czego sobie Klient życzy. Inni uzgodnią z Klientem cele strategiczne, natomiast będą mieli pełną swobodę i kierowniczą rolę w ich realizacji.
Nie będę ukrywał, że moim zdaniem adwokat nie powinien się sprowadzać do wykonawcy poleceń Klienta na poziomie wykonania. Jest to postawa formalnie dopuszczalna, a dla wielu osób bardzo wygodna. Z jednej strony łechta ego Klienta, który wydaje polecenia adwokatowi. Z drugiej natomiast, uwalnia adwokata od odpowiedzialności za podejmowanie decyzji i prowadzenie sprawy. Adwokat zawsze może powiedzieć: robiłem to, co Pan sobie życzył. Dlaczego ma Pan do mnie pretensje, że przegrał sprawę?
Jestem zwolennikiem drugiego podejścia. W tej konfiguracji – na przykładzie rozwodu – Klient podejmuje decyzje o tym, czy chce rozwodu, czy też nie. Po przedstawieniu konsekwencji wyboru – podejmie również wybór co do tego, czy ma to być rozwód z winy, czy też bez orzekania o winie. Natomiast we wszystkich sprawach związanych z realizacją tych celów, powinien stosować się do rad i wskazówek adwokata, a przede wszystkim dać mu wolną rękę w podejmowaniu decyzji o tym co i kiedy zostanie w tych sprawach zrobione. Czy złożymy wniosek o zabezpieczenie kontaktów z dziećmi? Czy zrobimy to teraz, czy dopiero, jeśli rozmowy nie przyniosą rezultatów? Ile damy sobie czasu na osiągnięcie polubownego porozumienia? Jak i kiedy eskalować i deeskalować spór?
Nauka o prawie podlega ścisłym regułom, ale jego stosowanie jest sztuką. Nie ma jednej, uniwersalnej metody postępowania, która byłaby skuteczna w każdej sprawie danego typu. Uwzględnia się wiele okoliczności, a nie do przecenienia są doświadczenie adwokata oraz jego ocena poziomu intelektualnego oraz stanu emocjonalnego Klienta. Fakt, że ktoś znajomy kiedyś też się rozwodził i jego adwokat coś mu doradził, nie ma żadnego przełożenia na to, że dane rozwiązanie będzie skuteczne lub choćby celowe w tej sprawie.
Adwokat powinien dbać o bezpieczeństwo Klienta i jego dzieci
Rola adwokata w rozwodzie polega na tym, żeby bezpiecznie przeprowadzić Klienta przez ten trudny proces. Osobiście uważam, że adwokat powinien robić też wszystko, by toczące się postępowanie nie wpłynęło negatywnie na dzieci stron. Powinien je chronić przed tym całym złem, które może wydarzyć się w ich życiu. Jak uniknąć konfliktu między interesem Klienta, którego reprezentujemy, a dobrem jego dzieci? Przecież taki może się pojawić. Przykładem jest wysokość alimentów: Klient ma interes w tym, żeby płacić jak najmniej, a dzieci mają interes w tym, żeby ich poziom życia był utrzymany. Ja wychodzę osobiście. z założenia, że w interesie Klienta jest zapewnienie utrzymania jego dzieciom – w ten sposób to tłumaczę.
Eskalacja konfliktu nie może być celem samym w sobie. Jest wyłącznie narzędziem, które może służyć osiągnięciu uzasadnionych celów. Jednakże nigdy nie powinna się odbywać kosztem dzieci. Jest to ten element, który powinien wyznaczać granicę dopuszczalnych działań.
Pamiętajmy też o jednej kwestii: emocje mijają. Naszą rolą jako adwokatów jest wyczulić Klientów na to, by ich decyzje podejmowane pod wpływem emocji nie były brzemienne w skutki i nie ważyły negatywnie na reszcie ich życia oraz życiu ich dzieci. Adwokat nie jest od tego, aby przyklaskiwać Klienowi. Adwokat nie jest od tego, żeby Klienta lubić, ani się z nim zgadzać. W żadnym razie, adwokat nie musi się z Klientem utożsamiać. Ale za każdym razem powinien dać z siebie wszystko, żeby Klientowi pomóc i powinien to robić nawet narażając się na negatywne konsekwencje – różnego rodzaju.
Nie możemy kierować się własnymi obawami, strachem przed zemstą lub pomówieniem. To jest wkalkulowane w wykonywanie naszego zawodu. My musimy zrobić wszystko, żeby pomóc Klientowi osiągnąć jego cele. Jesteśmy też o tego, by w oparciu o naszą wiedzę i doświadczenie pomagać Klientowi te cele określać i precyzować, a nawet istotnie wpływać na ich kierunek. Ale nigdy nie powinniśmy pozwalać Klientowi, by to on był kierowcą tej taksówki i decydował i szczegółowych rozwiązaniach.


ROZWÓD VIP. NA CZYM TO POLEGA?
Na czym polega rozwód VIP? Od razu uprzedzę – nie – nie chodzi o cenę za prowadzenie sprawy. NIe chodzi też o staranność, czy zaangażowanie Kancelarii. Angażujemy się w pełni w każdą sprawę. Czerpiemy satysfakcję z zaufania, jakim obdarzają nas nasi Klienci i ich poczucia bezpieczeństwa, jakie im dajemy. Rozwód VIP nie polega na tym, że traktujemy kogokolwiek lepiej. Wszystkich traktujemy z szacunkiem i każdemu naszemu Klientowi poświęcamy tyle czasu i uwagi, ile to tylko konieczne. Na czym więc polega różnica?
KIM JEST KLIENT VIP?
Rozwód osoby znanej
Klientem VIP jest ten, kto ze względu na swoją szczególną pozycję zawodową lub społeczną potrzebuje dodatkowych usług. Potrzeba taka wynika z konieczności dbałości o wizerunek publiczny, który jest dla takiej osoby szczególnie istotny. Może to wynikać z jej rozpoznawalności, od której uzależniona jest jej pozycja zawodowa. Klientami VIP są więc osoby potrzebujące dodatkowej ochrony i wsparcia w dbaniu o ich wizerunek w mediach, a także objęcia ich opieką prawną w zakresie zdecydowanej reakcji na nieprawdziwe informacje pojawiające się w mediach. Takimi Klientami są postacie ze świata show biznesu, polityki, kultury, lecz również nauki i sportu.
Rozwód biznesmena
Klientem VIP może być osoba, która nie jest tak rozpoznawalna, lecz potrzebuje wsparcia w dbaniu o wizerunek w organizacji i wsród partnerów biznesowych. Może to być właściciel lub członek władz dużej spółki. W przypadku rozwodu może on się spotkać z inspirowanymi przez drugą stronę działaniami, które mają na celu podkopanie jego pozycji w danej spółce lub w oczach jej właścicieli. Mogą to być działania czarnego PR lub próby prowokacji. Ich celem może być “udowodnienie”, że Klient taki prowadzi działalność konkurencyjną, działa na szkodę spółki, nie dokłada należytej staranności. Nasza Kancelaria ma wypracowane procedury działania prewencyjnego i reakcyjnego, których celem jest zmniejszenie ryzyka narażenia Klienta na takie działania, zmniejszenie ich potencjalnych negatywnych skutków, jak również zdecydowaną reakcję prawną w przypadku ich zaistnienia.
Rozwód osoby zamożnej
Innym przypadkiem jest osoba zamożna, która spodziewa się ostrej walki o majątek. W takiej sytuacji świadczymy doradztwo prawne związane ze szczegółowym ustaleniem i analizą przepływów pieniężnych związanych zarówno z powstaniem majątku – jeśli jest to potrzebne – jak i późniejszymi nakładami na utrzymanie rodziny i osób bliskich. W ramach tego doradztwa współpracujemy z doradcami podatkowymi, by w pełni czuwać i unikać niepotrzebnych ryzyk podatkowych. Podejmiemy się szczegółowego opisu kosztów utrzymania, podejmiemy rzeczowe negocjacje w sprawie o alimenty. Zajmiemy się wszystkimi detalami związanymi z podziałem majątku. Mamy doświadczenie zarówno w podziale majątków “klasycznych”, w skład których wchodzą nieruchomości, pieniądze, dzieła sztuki, jak również z nowymi walorami, jak instrumenty finansowe, kryptowanuty i tokeny.
Rozwód VIP. Z kim współpracujemy?
Rozumiejąc szczególne potrzeby Klienta VIP współpracujemy ze specjalistami ds. kreacji i ochrony wizerunku medialnego, PR i komunikacji. Niezależnie od tego, współpracujemy z psychologami i psychiatrami, którzy mogą zadbać o dobrostan naszego Klienta w tym trudnym czasie lub roztoczyć opiekę nad jego dziećmi, jeśli tego potrzebują. Do tego – w sposób całkowicie legalny – współpracujący z nami psychologowie pomagają nam stworzyć profil psychologiczny drugiej strony. Dzięki temu możemy trafniej przewidywać jej skłonność lub awersję do ryzyka, do konfrontacji lub asekuracji. Współpracujemy również z prywatnymi detektywami i doradcami podatkowymi.
Rozwód VIP w Kancelarii Jakubiec i Wspólnicy
W każdej sprawie rozwodowej świadczymy pomoc prawną naszym Klientom z dochowaniem najwyższych standartów staranności i profesjonalizmu. Dyskrecja i poczucie poczucie bezpieczeństwa naszych Klientów są dla nas priorytetem. Bardzo ważny jest dla nas dobrostan dzieci. W tym celu często rekomendujemy naszym Klientom konsultacje z psychologami dziecięcymi.
Jeśli macie jakiekolwiek pytania, skontaktujcie się z nami. Jeśli uważacie, że te n materiał zasługuje na to, podzielcie się z nim ze znajomymi. Dziękujemy, że jesteście z nami.


MOBBING W FIRMIE RODZINNEJ. JAK SIĘ BRONIĆ?
Każdy udaje, że nie widzi… Mobbing w firmach rodzinnych jest wielkim problemem. Od kilkunastu lat zajmuję się firmami rodzinnymi. Przedmiotem mojej praktyki są głównie spory w tych firmach. Pomagam Klientom rozwiązywać powstałe konflikty, ale przede wszystkim staram się tak ułożyć ich wewnętrze relacje, by potrafili oni rozmawiać o sprawach trudnych w sposób konstruktywny. Konfliktów się nie uniknie. Są one normalnym elementem każdej relacji. Mamy natomiast ogromny wpływ na to, czy wychodzimy z nich wspólnie wzmocnieni z przeczuciem, że przeszliśmy razem kolejną próbę i rozwiązaliśmy kolejny problem. Czy tez wyjdziemy z nich poobijani z poczuciem krzywdy lub strachu przed rewanżem. Jednym z przejawów najtrudniejszego kryzysu w firmie rodzinnej jest mobbing skierowany wobec członków rodziny pracujących w firmie lub będących ich wspólnikami.
Skąd bierze się mobbing w firmie rodzinnej?
Mobbing jest formą przemocy psychicznej, z pewnością jest zachowaniem przemocowym. W każdej sytuacji jest zjawiskiem skrajnie szkodliwym. Jego cechą charakterystyczną jest to, że trwa długo, czasem nawet przez całe dekady i skutkuje istotnym pogorszeniem kondycji psychicznej, w tym obniżeniem poczucia własnej wartości, wiary w siebie. Może skończyć się depresją lub innymi zaburzeniami psychicznymi. Skutkuje wyczerpaniem, drażliwością, poczuciem niższości. Wpływa nie tylko na jakość pracy, relacje pracownicze (inni to widzą i wolą nie trzymać się zbyt blisko z ofiarą mobbingu, by nie stać się nią samemu), ale i na relacje rodzinne, w tym małżeńskie.
W firmie rodzinnej mobbing jest szczególnie przykry. Z jednej strony komuś z zewnątrz ciężko w niego uwierzyć. przecież firma rodzinna kojarzy się z miłością i szczęściem, przyjaźnią i zamożnością. Fakt, że ofiara nie znajduje zrozumienia, nikt nie daje jej wiary dodatkowo potęguje jej dramat. Ofiara nie tylko nie może liczyć na pomoc w pracy (w końcu relacje nieformalne są ważniejsze od formalnych), ale przede wszystkim – najczęściej będzie go pozbawiona również w domu. Mobberem może być ktoś z najbliższej rodziny. Wsparcia może nie otrzymywać również od małżonka / małżonki, która będzie sfrustrowana tym, że ofiara nie potrafi postawić się sprawcy, nie walczy o pieniądze, zadowala się niesprecyzowanymi obietnicami na przyszłość.
W firmie rodzinnej mobbing może wynikać w potrzeby kontroli
Mobbing w firmie rodzinnej jest formą pełnej przemocy kontroli. Sprawca – mobber – żyje w przeświadczeniu swojej wielkości, nieomylności, jest przyzwyczajony do walki i poczucie własnej wartości czerpie z kontroli i władzy nad najbliższymi. I daje im to często odczuć w sposób brutalny. Jest formą obrony przez tym, czego “praszczur założyciel” boi się najbardziej – przed tym, żeby dzieci stały się naprawdę samodzielne. On najczęściej lęka się tego, co sam im obiecywał, czym ich mamił. Mówił: zaufajcie mi, pracujcie ciężko ze mną, dla nas, a obiecuję Wam, że dobrze na tym wyjdziecie. Zadbam o Was. Oni uwierzyli, zrezygnowali z możliwych karier, poświęcili się pracy w tej firmie. A praszczur upaja się kontrolą. Z niej żyje. Jej pragnie. I panicznie boi się jej utraty.
Będzie więc z jednej strony kontrolował finanse dzieci – często już dorosłych. Da im na przeżycie, czasem na luksusowe auto lub mieszkanie. Ale to tyle. Za każdym razem będą musiały go prosić o więcej. Nie dam im udziałów w firmie, nie przepisze na nich majątku. Da prezenty, a potem każe się prosić. Znam przypadki, gdy dziecko – grubo po trzydziestce, podjeżdżało do “tatusia” porsche za milion złotych i prosiło go 10 tysięcy na wakacje z żoną i dziećmi. Bo to “dziecko” mimo całkowitego poświęcenia się firmie i harowania w niej za dwóch, dostawało minimalną krajową na rękę. Domyślacie się, jak takie ciągłe upokorzenie wpływało na jego obraz w oczach żony? A rodzice się cieszyli, że tyle dają… gdy tylko poprosi.
Kiedy powiedzieć “dość!”?
To będzie trudne do przyjęcia, ale trudno. Ofiara mobbingu zapomina, że jest ofiarą. Żyje w poczuciu winy. Żyje w poczuciu niezasługiwania na godne traktowanie. W firmie rodzinnej nakłada się to na poczucie niezasługiwania na miłość rodziców, porównywanie się samemu lub bycie porównywanym do rodziców, w którzy w Twoim wieku to już sprowadzali auta z Niemiec. A Ty? Tylko studiowałeś to, co Ci kazali. Ofiara musi zrozumieć jedną, jedyną rzecz: Że nikt nie ma prawa stosować wobec niej mobbingu w pracy. Ani w obcej firmie, ani tym bardziej w firmie rodzinnej.
Im szybciej ofiara mobbingu przerwie ten zajęty krąg, tym lepiej. Są ludzie, którzy żyli w takim koszmarze przez kilkadziesiąt lat. Inni potrafią się postawić po kilku dniach (wtedy jeszcze nie mówimy o mobbingu, lecz o zachowaniach niewłaściwych) lub tygodniach. Rzecz sprowadza się do tego, że jeśli ktoś stosuje mobbing wobec swoich najbliższych, to znaczy, że ma osobowość przemocową. Że ma mentalność kata. A ta mentalność z czasem nie łagodnieje. Taka osobowość utrwala tendencje do kontroli i przemocy. I będzie zachowywać się tylko gorzej.
Im wcześniej powiecie “dość”, tym dla Was lepiej. Wiem, że boicie się zwrócić wobec własnych rodziców. W końcu całe życie byliście programowani do lojalności, posłuszeństwa i do tego, by pozwalać sobą pomiatać w mniej lub bardziej jawny sposób. Wiem jeszcze jedną rzecz: wielu z Was wmówiono, że nie poradzicie sobie poza firmą rodzinną. Nie zawsze mówiono to wprost. Często był to przekaz podprogowy. Tak, jak bohater “Truman Show” był całe życie poddawany sugestiom, by nie opuszczał swojego miasteczka, tak Wam mówiono, że nie dacie sobie rady gdzie indziej. I to jest właśnie łajdactwo. I w każdej chwili możecie z tym skończyć.
Mobbing w firmie rodzinnej. Jak się bronić?
Być może będziecie musieli z czegoś zrezygnować. Być może będziecie musieli coś zmienić. Być może będziecie musieli przewartościować swoje życie, plany i oczekiwania. Ale im szybciej to zrobicie, tym więcej szacunku zyskacie wobec samych siebie w swoich oczach, ale również w oczach swoich najbliższych, a na koniec również w oczach swoich prześladowców. Musicie być gotowi na zerwanie i rezygnację z tego, co daje Wam rodzina.
Czasami jest to test. Musicie pokazać, że umiecie się postawić. Że umiecie walczyć o swoje. Że macie swoją godność, która jest warta więcej, niż porsche. To musi być szczere i płynąć głęboko z Was samych. I wtedy może się udać. Wtedy właśnie – paradoksalnie – ktoś, kto Wami gardził może zacząć Was szanować. Zobaczyć w Was siebie z przeszłości, który rzucił życiu wyzwanie.
Kiedy indziej – może wystarczyć mediacja. Jest ona formą konstruktywnego dialogu o sprawach trudnych. W większości polskich domów nie rozmawia się o sprawach trudnych, zwłaszcza z dziećmi. Nawet, jak mają 40 lat. W mediacji być może będziecie mieli szansę pierwszy raz porozmawiać nie tylko o pracy i pieniądzach, ale o swojej wizji, roli, oczekiwaniach. Być może pierwszy raz usłyszycie od drugiej strony coś, czego nie potrafiła Wam powiedzieć i własne cierpienie wyrażała w sposób, który ranił Was.
W każdej sytuacji skontaktujcie się z adwokatem, który pomoże Wam poznać pole, na którym się znajdujecie. Taka konsultacja pomoże Wam zrozumieć sytuację prawną, Wasze prawa i obowiązki, kwestie własności, roszczeń, ryzyk prawnych i Waszej pozycji w tej rozgrywce. Przygotowanie do negocjacji to ponad połowa potrzebnej pracy. Nie zapominajcie o tym.
W kolejnych artykułach będę opisywał poszczególne rodzaje środków ochrony prawnej w sprawach o mobbing. Ale pamiętajcie, to są tylko narzędzia. Prawdziwa sztuka polega ana tym, żeby wiedzieć, kiedy i które z nich użyć, a nie na tym, żeby mieć ich wiele i użyć ich w niewłaściwym miejscu. Poza tym – nie ma jednej uniwersalnej metody, każda firma jest inna i skalda się z innych ludzi, którzy żyją w nieco innej sytuacji. W Kancelarii Jakubiec i Wspólnicy zawsze o tym pamiętamy.
Jeśli ten tekst wydał Wam się ciekawy, podzielcie się nim z przyjaciółmi, znajomymi lub innymi osobami, o których wiecie lub macie podejrzenia, że może ich dotyczyć. Zapraszam serdecznie do kontaktu.


PRZEDMIOTOWE PODEJŚCIE DO KONTAKTÓW Z DZIECKIEM?
Kontakty z dzieckiem to jedno z najczulszych zagadnień w sprawach rodzinnych. Niewątpliwie, dziecko ma prawo do obojga rodziców i powinno móc utrzymywać z nimi relacje niezależnie od konfliktów dorosłych. Niestety, w praktyce zdarza się coraz częściej, że jeden z rodziców – najczęściej ten, który nie sprawuje na co dzień opieki – wykorzystuje instytucję kontaktów nie jako narzędzie budowania relacji z dzieckiem, lecz jako formę presji wobec drugiego rodzica lub jako „kartę przetargową” w innych aspektach postępowania sądowego – szczególnie w sprawach o alimenty. Podkreślam, że opisuję w tym artykule pewne patologiczne zjawisko i nie stwierdzam, że jest tak w każdym przypadku.
Kontakty z dzieckiem – początek problemów
Często rodzic składa do sądu wniosek o szerokie kontakty z dzieckiem. W uzasadnieniu podnosi silną więź z dzieckiem, potrzebę udziału w wychowaniu i rzekomą marginalizację przez drugiego rodzica. Sąd – kierując się zasadą dobra dziecka i brakiem przesłanek ograniczających – często przychyla się do takiego wniosku. I właśnie wtedy zaczynają się problemy.
Co się dzieje? Rodzic, który tak walczył o kontakty – nie realizuje ich. Nie odbiera dziecka w wyznaczonych terminach, odwołuje spotkania w ostatniej chwili, nie informuje o zmianie planów. Zdarza się, że dziecko przygotowuje się psychicznie na spotkanie, cieszy się, czeka spakowane przy drzwiach – i… nikt się nie pojawia. Drugi rodzic zostaje postawiony w trudnej sytuacji: tłumaczy dziecku nieobecność, pociesza. Jest to bardzo trudne i przykre dla dziecka, które przecież kocha oboje rodziców i liczyło, że zobaczy się dzisiaj z tatą (lub z mamą).
Gdy to się powtarza, rodzic, który mieszka na co dzień mieszka z dzieckiem i wychowuje je decyduje się wystąpić o zmianę kontaktów. Wówczas spotyka się z zarzutem, że to przecież on/ ona utrudnia kontakty. Formułowany jest zarzut świadomej alienacji rodzicielskiej. Pisałam o alienacji w poprzednich artykułach, do których linki zamieszczam poniżej. W sytuacji, którą opisuję tutaj, jest zupełnie inaczej. To zjawisko odwrotne. Również destrukcyjne dla psychiki dziecka, ale i uderzające w plany i logistykę drugiego rodzica, który miał przecież prawo oczekiwać, że rodzic uprawniony do kontaktów zajmie się danego dnia dzieckiem, dzięku czemu możliwy będzie odpoczynek, zakupy, wizyta u lekarza, znajomych lub cokolwiek innego.
Kontakty z dzieckiem wykorzystane przedmiotów. Przykład z naszej praktyki
W jednej z prowadzonych spraw ojciec domagał się kontaktów, bardzo szerokich, z nocowaniem. Gdy sąd je przyznał, nie pojawił się ani razu przez cztery miesiące. Po tym czasie złożył do sądu pozew o obniżenie alimentów, argumentując, że „ponosi koszty utrzymywania dziecka w czasie kontaktów” i „regularnie opiekuje się dzieckiem”. Do wniosku dołączył zdjęcia sprzed kilku lat oraz wiadomości, z których wynikało, że chciał dziecko odebrać – ale celowo nie wspomniał, że wiadomości te wysyłał już po wyznaczonych terminach kontaktów. Nasza Klientka była tym wstrząśnięta.
Takie zachowania mają jeden wspólny mianownik: nie chodziło o dziecko, tylko o kontrolę nad drugim rodzicem, poprawienie swojego wizerunku przed sądem, rodziną, znajomymi lub obniżenie alimentów. Należy wprost nazwać to zachowaniem przemocowym.
Pozostawienie dziecka pod opieką osoby trzecie w czasie kontaktów
Zdarza się, że kontakty są traktowane jako dowód „zaangażowanego ojcostwa” – mimo że realnie dziecko jest pozostawione samo sobie lub powierzane innym osobom (babci, nowej partnerce/ partnerowi), podczas gdy ojciec/matka „załatwia sprawy”. Nic w tym złego, gdy zdarza się to raz na jakiś czas, ale jeśli w czasie kontaktów dziecko prawie w ogóle nie spędza czasu z rodzicem, to znaczy, że mamy poważny problem. Gdzie jest zatem granica?
Warto jednak podkreślić, że samo korzystanie z pomocy innych dorosłych przy opiece nad dzieckiem – jak babcia, dziadek– nie jest niczym złym, o ile odbywa się to w sposób przemyślany, odpowiedzialny i z poszanowaniem dobra dziecka. To naturalne, że rodzic nie zawsze może być dostępny w każdej minucie kontaktu – zwłaszcza jeśli opieka ma charakter całodniowy czy weekendowy. Ważne jednak, by nie dochodziło do sytuacji, w której dziecko staje się jedynie „odfajkowanym obowiązkiem” przekazanym osobie trzeciej, bez więzi emocjonalnej z rodzicem.
Między odpowiedzialnym wsparciem bliskich a porzuceniem roli rodzica jest zasadnicza różnica – i to właśnie sąd, ale też drugi rodzic, powinien umieć te sytuacje rozróżniać.
To samo dotyczy przebywania dziecka z nowym partnerem lub partnerką obojga rodziców. Niektórzy wpadają w furię na samą myśl o tym. Nie wyobrażają sobie, żeby ich dziecko miało w ogóle poznać nowego partnera mamy albo partnerkę taty. Nie wyobrażają sobie, zebu och dziecko miało zostać z nimi samo. Niestety, ale nie mają na to wpływu. Rodzic może postawić dziecko z osobą trzecią, ponosi przy tym odpowiedzialność za wybór tej osoby, jej kompetencje i stan psychofizyczny.
Skutki instrumentalnego traktowania kontaktów z dzieckiem
Jeżeli już dochodzi do takie zachowania, znaczy to, że to, że mamy do czynienia z poważnym problemem. O ile każde z rodziców kocha dziecko i chce dla niego dobrze, problemy mogą wystąpić na tle innej wizji tego, co jest dla niego dobre. Ale konstruktywna rozmowa, praca, czasem z psychiologiem, terapia rodzinna, mediacja, podniesienie kompetencji rodzicielskich w inny sposób mogą pomóc w dojściu do pewnego konsensusu. Natomaiat gdy dziecko traktowane jest instrumentalnie i rodzicowi nie zależy na budowaniu lub utrzymaniu więzi z nim, to znaczy, że jest źle. Jak pisałam wcześniej, uderza to w poczucie własnej wartości dziecka, które doznaje zawodu z każdym razem, gdy nie dochodzi do realizacji kontaktów. Przyczyny, jak to dziecko – doszukuje w sobie. Zastanawia się, czemu tatuś / mamusia nie przyszli? Czy mnie nie kocha? Dlaczego mnie nie kocha? Czy jestem zły / zła? Może nie zasługuję na to, żeby mnie kochano?
Jak bronić się przed instrumentalnym wykorzystaniem kontaktów?
Nie da się nikogo zmusić do miłości. Ani wobec siebie, ani wobec dziecka. Jeśli ktoś tego nie czuje, nie mamy na to wpływu. Ale pewnej uczciwości, przyzwoitości lub rzetelności można wymagać. Rzetelnie realizowane kontakty z dzieckiem są tego przykładem. A wobec przemoc owych zachowań zmierzających do kontroli i trzymania kogoś przy ziemi, żeby nie zorganizował sobie życia, można się bronic.
Sądy coraz częściej dostrzegają ten problem, choć – niestety – nadal trudno o szybkie reakcje. Aby wykazać brak realizacji kontaktów, trzeba, m.in. regularnie dokumentować sytuację: prowadzić kalendarz, zapisywać daty i godziny, robić notatki lub nawet zdjęcia. W przypadku uporczywego nierealizowania kontaktów mimo ich inicjowania, można wystąpić do sądu o:
- zmianę kontaktów,
- ustanowienie nadzoru kuratora, który będzie obecny podczas kontaktu i oceni jego przebieg,
- zagrożenie ukaraniem określoną kwotą pieniężną za niewykonywanie orzeczenia sądu.
Z punktu widzenia dobra dziecka – a to jest nadrzędną zasadą polskiego prawa rodzinnego – kontakty muszą mieć charakter realny i oparty na odpowiedzialności. Rodzic, który domaga się kontaktów tylko „na papierze”, jedynie szkodzi – nie tylko drugiemu rodzicowi, ale przede wszystkim dziecku, które zaczyna budować relację na rozczarowaniach, odrzuceniu i fałszywych nadziejach.
Czy mediacja może pomóc?
W Kancelarii Jakubiec i Wspólnicy wszyscy uważamy, że w sprawach rodzinnych warto przeprowadzać mediację. Ona nie musi zakończyć się porozumieniem, ale zupełnie inaczej, niż w sądzie, pozwoli na szczerą rozmowę i poznanie perspektywy, oczekiwań i obaw drugiej strony. Pozwoli w końcu samemu opowiedzieć o swojej perspektywie. Być może pierwszy raz strony bedą miały okazję do takiej rozmowy, w bezpiecznych warunkach, przy neutralnej osobie. W mediacji nie mamy przekonać się do swoich racji, nie jest naszym celem atakowanie kogokolwiek, ale próba zrozumienia – nie oznacza to akceptacji.
Do wielu problemów na tle opieki nad dziećmi dochodzi na skutek wieloletnich zaniedbań w komunikacji lub jej całkowitego braku. Często warto jest spróbować mediacji, w której strony poszukiwać będą rozwiązania wspólnego problemu, zanim pójdziemy do sądu, gdzie będziemy już tylko walczyć. Mediacja trwa krótko i jest relatywnie tania. Zmienia perspektywę. Jest poufna i prowadzona w bezpiecznych warunkach. Jeśli jednak nie przyniesie rezultatu, trzeba będzie żądać udzielenia ochrony przez sąd.


JAK OKREŚLIĆ WYSOKOŚĆ ALIMENTÓW?
Oczywiste jest, że utrzymanie dzieci kosztuje. Fakt rozstania rodziców nie zwalnia żadnego z nich z obowiązku uczestniczenia w kosztach tego utrzymania. Alimenty po rozstaniu mogą być przedmiotem rozmowy o potrzebach dzieci i możliwościach zarobkowych każdej ze stron, a nie walką o kwoty. Rozstanie rodziców to emocjonalny i życiowy wstrząs – nie tylko dla nich, ale przede wszystkim dla dzieci. To one tracą poczucie stałości i bezpieczeństwa, a ich życie bardzo się zmieni. W tym kontekście sprawy alimentacyjne powinny być prowadzone z myślą o jednym: o dzieciach i ich potrzebach. Niestety, rzeczywistość często wygląda inaczej.
Spór o alimenty
W Kancelarii widzimy dobrze, że najwięcej konfliktów wokół alimentów wynika nie z przepaści między potrzebami dzieci, a możliwościami rodziców. Przyczyną tych sporów jest brak komunikacji i zrozumienia funkcji alimentów. Rodzice, zwłaszcza ci, którzy mają alimenty płacić, bardzo często myślą o nich jako o „świadczeniu na rzecz drugiego rodzica”. Padają wtedy pytania: „Ile mam jej dać?”, „Po co aż tyle?”, „Czemu mam jej to przelewać?”. Rozmowa zaczyna się (i kończy) na kwocie, zamiast zacząć od pytania: „Na co moje dziecko potrzebuje tych pieniędzy?”
Zwróćmy uwagę, że każdy z nas zupełnie inaczej poczuje się, gdy usłyszy pytanie o to, czego potrzebuje jego dziecko, niż gdy usłyszy żądanie, że ma płacić kwotę X. Jest to ogromna różnica, która kształtuje konstruktywną rozmowę, dzięki której oboje rodzice mogą poczuć się odpowiedzialnie, a nawet poczuć dumę z tego, że dają radę zaspokoić potrzeby dziecka. Ale, by do tego doszło, muszą je najpierw określić i nazwać.
Walka o alimenty?
Czy określenie kwot koniecznych na utrzymanie dzieci musi być przedmiotem walki? Niestety, często tak jest. Jeden z rodziców przyjmuje pozycję obronną – wszystko, co mówi drugi, odbierane jest jako próba naciągania, wykorzystania albo zemsty. Tymczasem, kiedy uda się choć na chwilę odsunąć wzajemne urazy i skupić na realnych potrzebach dziecka, często dochodzi do zaskakujących rezultatów.
Kiedy rozmawiamy o alimentach w mediacjach, priorytetem jest odejście od sporu kwotowego na rzecz wspólnego spojrzenia na potrzeby dziecka. Praktyka pokazuje, że ten prosty zabieg zmienia wszystko.
W pamięci zapadł mi przykład mediacji, w której ojciec stanowczo sprzeciwiał się zaproponowanej przez matkę kwocie. Twierdził, że to przesada – że nie da się tyle wydać na dziecko miesięcznie. Po wspólnym omówieniu kosztów utrzymania – szkoły, wyżywienia, leków, transportu, zajęć dodatkowych – sam zaproponował alimenty wyższe niż początkowo żądała matka. Dlaczego? Bo przestał myśleć o alimentach jak o „opłacie dla byłej partnerki”, a zaczął je traktować jako realny wkład w życie swojego dziecka. Wspólne zrozumienie potrzeb dziecka znosi wiele emocjonalnych barier.
Problemy przy ustalaniu alimentów
Częstym problemem jest także niechęć do przekazywania pieniędzy „do rąk” drugiego rodzica. Padają argumenty: „Nie chcę jej płacić”, „Nie dam mu pieniędzy, bo nie wiem, na co je wydaje”. Rodzice proponują wówczas alternatywę: „Sam zapłacę za obiady, korepetycje, buty, wycieczki”. Choć brzmi to rozsądnie, w praktyce takie rozwiązanie jest nieskuteczne i często destrukcyjne. To próba zachowania kontroli i – niestety – ograniczenia drugiej stronie możliwości swobodnego i odpowiedzialnego gospodarowania budżetem domowym.
Rodzic staje się wówczas petentem, który musi prosić o zgodę na każdy wydatek. Dziecko zaś – zamiast czuć stabilność – zaczyna funkcjonować w systemie „uznaniowego finansowania”. Alimenty nie powinny być mechanizmem wnioskowym. To wsparcie, które umożliwia codzienne, niezależne funkcjonowanie dziecka. Dzieci potrzebują jedzenia codziennie, rosną bez ostrzeżenia, chorują bez zapowiedzi. Jeśli jeden rodzic oczekuje, że o każdą złotówkę trzeba będzie pytać, uzasadniać i czekać na zgodę – to nie wspiera, lecz utrudnia życie dziecka.
Często spotykamy się również z próbą obniżenia alimentów po to, by zostawić sobie „rezerwę” na prezenty lub kieszonkowe. Padają stwierdzenia: „Wolę kupić coś sam”, „Chcę mieć za co dać mu coś ekstra”. Choć intencje bywają dobre – chodzi o budowanie relacji z dzieckiem – to w praktyce wprowadza to niezdrową nierównowagę. Dziecko zaczyna odbierać „codzienne życie” jako obowiązek jednego rodzica, a „nagrody i przyjemności” jako domenę drugiego.
To zafałszowuje obraz rzeczywistego wkładu w wychowanie i prowadzi do niepotrzebnych napięć. Konsola do gier czy wyprawa do parku rozrywki nie zastąpią ciepłych posiłków, leków i codziennych rachunków. Co więcej – dzieci, nawet jeśli początkowo cieszą się z prezentów, z czasem zaczynają rozumieć, kto naprawdę o nie dba, a kto tylko bywa „fajny” od święta.
Wykorzystanie alimentów w sporze?
Zdarza się też, że alimenty są zawyżane lub zaniżane nie w odniesieniu do realnych potrzeb dziecka, lecz jako element rozgrywki między rodzicami. Jedna strona walczy o jak najniższe zobowiązanie, by móc potem pokazać się dziecku jako ten „lepszy” – od niespodzianek i prezentów. Tymczasem druga strona zostaje z codziennymi obowiązkami, wydatkami i odpowiedzialnością. Taka strategia może przynieść chwilową satysfakcję, ale w dłuższej perspektywie niszczy relację z dzieckiem. Dzieci widzą i rozumieją więcej, niż dorosłym się wydaje.
Dlatego przed każdą rozmową o alimentach warto się przygotować – nie tylko prawnie, ale i emocjonalnie. Spisać potrzeby dziecka, policzyć realne koszty życia, podejść do tematu bez agresji i podejrzliwości. Zamiast pytać „ile mam płacić?”, lepiej zapytać „czego dziecko potrzebuje i jak mogę w tym uczestniczyć?”.
Rola mediacji w ustalaniu alimentów
W mediacjach coraz częściej udaje się dojść do sensownych porozumień – właśnie dlatego, że atmosfera rozmowy pozwala mówić normalnie, nie walczyć o rację, ale szukać rozwiązania. I to nie dla byłego partnera – dla dziecka. W mediacji jest przestrzeń do rozmowy o potrzebach dzieci, a nie do targowania się o kwotę. W mediacji możemy pomóc stronom zmienić perspektywę patrzenia na funkcję alimentów. Dzięki dobrej rozmowie i pracy, którą każda ze stron wykona, mogą zrozumieć, że rolą alimentów nie jest rozgrywka między stronami, ale zapewnienie utrzymania dzieci. Dojście do tego wniosku wbrew pozorom nie jest wcale łatwe i oczywiste.
Alimenty to nie prezent. To nie narzędzie wpływu. To nie opłata za widzenia. To forma odpowiedzialności za wspólne życie, które się stworzyło. Jeśli spojrzymy na nie z tej perspektywy, nawet trudna rozmowa może być pierwszym krokiem do spokoju – tak potrzebnego każdemu dziecku.
W każdej sytuacji – także po rozstaniu – alimenty powinny być wyrazem równoprawnego uczestnictwa obojga rodziców w życiu dziecka. Nie są karą, nie są przywilejem – są naturalną konsekwencją bycia rodzicem. Jeśli pomożemy stronom zrozumieć, że uczestniczenie w wychowaniu dziecka jest nie jest karą, ale powodem do dumy z realizacji (nieraz trudnej) jednego z najważniejszych obowiązków w życiu, to prawie każdy zrozumie, że elementem koniecznym do tego jest również uczestniczenie w kosztach wychowania dzieci. Druga strona – najczęściej matka – powinna jednak wystrzegać się kuszącej dla niektórych próby “pasożytowania” na drugim rodzicu. Jest to zjawisko karygodne i destrukcyjne w dłuższym terminie i dla jej psychiki. Stanowi również paskudny przykład dla dzieci.
Jeśli chcecie porozmawiać o alimentach lub macie inny problem dotyczący prawa rodzinnego, zapraszam serdecznie do kontaktu!


EFEKT TRUMPA – O SKUTKACH DLA JAKOŚCI NEGOCJACJI I RELACJI
Donald Trump jest doskonałym przypadkiem do omawiania rozmaitych form podejścia do relacji i negocjacji. Jego styl daje nam doskonałe case study, które wykorzystać możemy czasem ku przestrodze, a czasem jako przykład świetnie zastosowanych technik i strategii niekonwencjonalnych. Nie trzeba Trumpa lubić, ani popierać, ale nie sposób przejść obok niego obojętnie. To samo dotyczy jego stylu negocjacyjnego. Chciałem tylko zastrzec, że nie odnoszę się w żadnej mierze do jego poglądów, anie kierunków polityki. Omawiam jego działania wyłącznie z punktu widzenia strategii negocjacyjnych.
Nie da się czegoś zmienić niczego nie zmieniając
Jest to prawda, która wydaje się zbyt trudna do przyswojenia dla wielu osób. Jej oczywistość jest zbyt brutalna dla tych, którzy dziwią się, czemu im nie idzie, skoro działają dokładnie tak samo od dziesiątek lat. Ludzie ci czują frustrację i szczere zdziwienie, a powolna erozja pozycji ich samych lub instytucji, którymi kierują, skłania ich do przyjmowania coraz bardziej konserwatywnego kursu. W ten sposób napędza się spirala upadku. Widać to na wszystkich poziomach życia społecznego. Ja obserwowałem to wśród przedsiębiorców, którzy chcieli działać, jak w latach 90. Widziałem niedowierzanie wybitnych Profesorów, którzy nie rozumieli, dlaczego na ich wydziałach – niegdyś prężnych i tętniących życiem, jest dzisiaj pusto, smutno i zimno.
To samo obserwuję na płaszczyźnie międzynarodowej. Nie muszę zgadzać się z Donaldem Trumpem w niczym, ale w jednym przyznam mu 100% racji. Ten facet mimo wieku, w którym ludzie – z przyczyn neurofizjologicznych, najczęściej myślą już schematycznie i nawiązują do tego, czego nauczyli się dawno temu, doskonale widzi, że stare zasady nie zapewniają mu sprawczości, a więc jest w pełni gotów na wywrócenie stolika i zmianę zasad. A to cechuje ludzi, jeśli nie wybitnych, to z pewnością nietuzinkowych.
Metanegocjacje, czyli gra dla dorosłych
Negocjacje dzielą się na te dla dorosłych i na te dla dzieci. W Polsce negocjujemy przy stoliku dla niemowląt. Jak niemowlaki negocjują niektórzy biznesmeni i politycy. Rzadko widzę w Polsce negocjatorów, którym należy się miejsce przy stoliku dla dorosłych. Jaka jest zatem różnica?
Dzieci – ludzie dość naiwni, prostoduszni, negocjują końcowy wynik. Nie zapłacę więcej, niż 98 złotych i choćby nie wiem co, nie dam nawet 1 zł więcej! Jest to styl negocjacyjny, który pozwala na realizację naszych narodowych cech. Zawsze można krzyknąć “Ja Panu nie przerywałem!” albo zrobić Rejtana. Zawsze można również rozłożyć ręce i powiedzieć “nie da się”. Dzieci, bo tak nazywam tych poczciwych i często bardzo porządnych ludzi, negocjują końcowy wynik w oparciu o dotychczasowe zasady i racje moralne. Oni wierzą, że zasady te są niezmienne i powinny być interpretowane zgodnie z wartościami moralnymi, etycznymi itp.
Takie podejście skazuje ich na poruszenie się w ograniczonej sferze możliwości, która wyznaczona jest przez obowiązujące zasady i poczucie przyzwoitości. Ludzie ci nawet nie zastanawiają się, dlaczego coś jest przyzwoite, a coś nie jest. Nie zastanawiają się, dlaczego obowiązują te, a nie inne reguły. Dlaczego nazywam ich dziećmi? Ponieważ przyjmują uroczą postawę dwuletniego dziecka, które cieszy się, że ma wybór między marchewką, groszkiem, a marchewką z groszkiem. Jego poczucie sprawczości jest zaspokojone, cieszy się, że może podjąć decyzję.
Dorośli negocjują inaczej. Prawdziwe negocjacje dotyczą samych zasad, na jakich będzie ustalona treść porozumienia. Nie kłócimy się więc o wynik konkretnego działania, ale o to, jak liczyć. Jeśli uda nam się narzucić zasady, na jakich będzie dokonywany wybór, osiągnęliśmy połowę sukcesu. Dla przykładu: Amerykanie nie musieli się bardzo obawiać wyników demokratycznych wyborów w RFN, byli bowiem uprzejmi napisać Niemcom taką konstytucję, obfitującą w tyle gwarancji i mechanizmów gwarantujących rzeczywistą demokrację, że było im właściwie obojętne, kto wygra wybory, a Niemcy – również z innych względów – pozostać musieli w orbicie Zachodu. Jeśli w spółce ustalimy zasady podziały zysku, nie będziemy musieli się o niego spierać w każdym kolejnym roku. Jeśli zasady te zabezpieczają nasze interesy, to nawet dopuszczalne przez nie marginesy możliwych wyników, i tak będą w kręgu, który akceptujemy. Jeśli napiszemy w konstytucji, że Prezydentem może być każdy, kto był prezesem IPN i ćwiczył boks, możemy być spokojni o wynik głosowania.
Tak samo wyglądał świat stworzony przez Amerykanów po II Wojnie Światowej. Amerykanie nie dlatego narzucili wolny handel i demokrację, że tak w nie wierzyli i kochali, ale dlatego, ze te właśnie zasady wolnego (z nazwy) handlu i przepływów kapitału -realizować miały ich interesy. I byli gotowi bronić ich tak długo, aż zorientowali się (zbyt późno), że te narzucone niegdyś przez nich zasady, które pół świata pokochało i uznało za swoje, już nie zaspokajają ich interesów, gdyż umożliwiają innym czerpanie większych korzyści, a to z kolei powoduje relatywne osłabienie Ameryki. Potęga i bogactwo jest bowiem zawsze względne.
Na czym polega wywrócenie stolika?
Wywrócenie stolika w negocjacjach Trumpa polega na brutalnym zanegowaniu zasad, na jakich świat do niedawna funkcjonował. Trump nie zamierza bawić się w negocjacje szczegółów w ramach starego porządku. On wywrócił stolik, zmienia sam porządek, przekreśla zasady gry i pisze je na nowo, a następnie próbuje narzucić je innym. Z pewnym politowaniem można przyjąć całkowicie reaktywną postawę innych polityków, którzy będąc bardziej amerykańscy od samych Amerykanów, nie mogą pogodzić się z tym, że starych zasad już nie ma i łudzą się, że to tylko przejściowe.
Z negocjacyjnego punktu widzenia jest to gra nad wyraz ryzykowna. Trump zachowuje się, jak wariat, który na środku jeziora zaczyna kołysać łodzią, aby wystraszyć innych pasażerów i zmusić ich do akceptacji zmienionych zasad, które oni zdążyli już uznać za swoje. Niezauważony pozostaje ten wątek, że jemu przecież nie zależy, żeby z tej łódki wypaść. A jak wypadną wszyscy inni, to komu będzie mógł narzucać swoją wolę? Póki co taktyka ta sprawdza się całkiem nieźle, bowiem strach ma wielkie oczy.
Jako negocjator dostrzegam w takim zachowaniu chęć wywrócenie stolika i chęć postawienia nowego, który będzie różnił się wielkością i składem towarzystwa, ale nie będzie to stolik jednoosobowy. Z pewnością będą przy nim obowiązywały jednak inne reguły.
Wnioski
No właśnie… widzimy, że wielu osobom taka postawa bardzo się podoba. Od Trumpa można zaczerpnąć dwie metody. Jedną jest chybotanie łodzią, system gróźb i łamanych obietnic, wprowadzanie stanu niepewności, chaosu. Niektórzy probują Trumpa w tym właśnie naśladować. I w tych wielkich negocjacjach, i w tych mniejszych. Wydaje mi się, że próby podejmowania takich zagrywek mogą zakończyć się powodzeniem jedynie przez przypadek. W zdecydowanej większości przypadków będą niosły za sobą skutki destrukcyjne dla relacji oraz dewastujące dla obszaru, który wymaga wspólnego zaopiekowania. Jeśli ktoś chciałby stosować te metody w negocjacjach rodzinnych, na przykład w sprawach dotyczących opieki nad dziećmi, musi być świadomy, że najprawdopodobniej zaszkodzi swoim dzieciom, przekreśli szanse na konstruktywny dialog i relacje z drugim rodzicem. Tego zatem najcześciej nie polecam.
Mniejsza część publiki nauczy się od Trumpa przejścia z negocjacji dziecinnych, na negocjacje dla dorosłych. Te osoby zaczną negocjować na temat samych zasad, które mają realizować ich interesy. Jest to znacznie trudniejsze, wymaga większej dojrzałości, a przede wszystkim wyobraźni. Ta metoda pozwoli jednak – być może – na stworzenie nowego mechanizmu, na którym ostatecznie wszyscy zyskają. Jeśli czegoś możemy nauczyć się od Trumpa, to właśnie tego, że jeśli nie jesteśmy lubiani na jakiejś imprezie, zamiast wszystkim naskakiwać, powinniśmy wyjść i zorganizować własną. Większą. Pamiętajmy, że poważne rozmowy dotyczą zasad przyszłego działania, a niekoniecznie samego wyniku. Jeśli jakieś zasady nam nie odpowiadają, postarajmy się je zmienić. Bez zmiany czegokolwiek nie da się czegokolwiek zmienić.
Zupełnie innym aspektem